Nowy dom

861 27 2
                                    

Tuliłam się do kuzyna przy bramkach. Nie chciałam o puszczać go, mamy, szkoły ani kraju. Nie widziałam sensu tego wszystkiego, byłam świadoma że mama może odejść z tego świata. Chciała bym być w tedy przy niej. I jeszcze mam rodzeństwo? Piątkę braci i jedną siostrę.
-Dobra idź już.
-Nie.
-Idź nie każ im czekać.
-Ale ja się tule do ciebie.
-Odczep się.
W tedy mój kuzyn chwycił moje ręce pociągną je przy czym nie umożliwi poruszania nimi. Wiedziałam że on też nie chce żebym tu została, jednak nie ma nic do gadania. Spojrzałam na niego i westchnęłam.
-To pa, będę tęsknić.
-Masz dzwonić. Najlepiej co dwa dni.
-Jasne, będę.
-A pisać to wiesz, dwadzieścia cztery na siedem.
-Tak jest. -zasalutowałam.
-Na pewno umiesz chociaż trochę ten angielski?
-Tak, mam same szóstki.
-Jak coś to powiedz im żeby się nauczyli mówić po polsku.
Zaśmiałam się. Uśmiechną się a potem poklepał mnie po głowię.
Pomachał do mnie.
-Teraz serio idę bo muszę się ogarnąć z powrotem.
-Dobrze, dzięki. Miłej podróży!
Poszedł. Trzymałam swoje dwie walizki wzdychając. Lecz cóż poszłam dalej przechodząc sama przez bramki i wszystko. Nie wiedziałam gdzie iść, jednak jedynym sensownym rozwianiem było pójście w stronę wyjścia. Nie było ono daleko jednak z bagażem ciężej się szło. Stanęłam niedaleko wejścia. Na dworze było chłodno i był śnieg. Czułam to za każdym razem, kiedy przesuwane drzwi się otwierały. Po chwili stania w zimnie zakręciło mi się w nosie. Nic dziwnego, byłam ubrana w samy dres bo nie przeczuwałam że będzie śnieg i mróz. Kichnęłam głośno że aż mi spadły okulary z nosa. Odbiły się na ziemi, kucnęłam od razu by je podnieść lecz nie zdążyłam. Jakiś pan przejechał je walizką i nawet się tym nie zainteresował. A mnie przeszedł nie przyjemny dreszcz, serce zabiło mi mocniej i zrobiło się mi ciężej. Okulary nie były tanie a widok ich połamanych nie był przyjemny. Dopiero co przyjechałam i już będę robić im problemy. W tedy wpadłam na pomysł. Schowałam połamane okulary do plecaka, oni nie będą wiedzieć że je noszę. Może będzie mi ciężko teraz z widzeniem ale nie będę od razu im marnować pieniędzy. Westchnęłam i przy okazji wzięłam telefon. Wyłączyłam tryb samolotowy, chciałam sprawdzić czy dostałam jakieś wiadomości od przyjaciół. Ale pierwsze co mi się rzuciło w oczy to powiadomienie z obcego numeru, było napisane coś po angielsku. Weszłam w SMS l, treść była taka że ktoś czeka na mnie przy aptece. Żadnego cześć tylko to. Pomyślałam że to pewnie najstarszy brat. Więc wzięłam swoje toboły i poszłam do apteki, która była blisko. Dostrzegłam charakterystyczny zielony znak od razu. Przyszłam i rozejrzałam się za jakimś mężczyzną, który wygląda jakby na kogoś czekał. Nie dostrzegłam go, cmoknęłam nie zadowolona.
-Dzień dobry.- powiedział ktoś łagodnym głosem za mną.
Odwróciłam się w jego stronę. Był to mężczyzna ubrany w ciepłe, eleganckie ubranie. Patrzył łagodnym wzrokiem na mnie swoimi niebieskimi oczami. Był nie wiele wyższy ode mnie. Nic dziwnego bo jestem dość wysoką dziewczyną, dobijam prawie metr osiemdziesiąt wzrostu.
-Dzień dobry. -odpowiedziałam.
-Jesteś Luiza?
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Uśmiechną się do mnie. Chyba zaczęłam rozumieć że to mój brat. Uśmiechnęłam się nerwowo,  nie spodziewanie mężczyzna mnie delikatnie obiją. Nigdy nie lubiłam przytulasów, szczególnie od obcych.
-Cieszę się że już jesteś. Jestem Will twój drugi najstarszy brat. Vincent nie mógł przyjechać.
-Rozumiem.
-Jesteś może głodna?
-Nie.
-No dobrze, nie mam za dużo czasu. Pojedziemy do domu pokaże gdzie jest pokój i będę musiał jechać.
Kiwnęłam głową czekając aż w końcu mnie puści. Nie czułam się ani trochę komfortowo. W końcu wziął ode mnie ręce i poszedł w stronę wyjścia. Przy okazji chwycił moje dwie walizki a mi został tylko plecak. Poszłam za nim i po chwili znaleźliśmy się na mrozie. Will włożył moje rzeczy do bagażnika, po czym na mnie spojrzał. 
-Czemu nie jesteś ubrana ciepło ?
-W Polsce nie jest tak zimno jak tu.
-Wsiadaj szybko do auta. Przeziębisz się. 
Stwierdziłam że przesadza, jednak wykonałam jego rozkazy. Otworzyłam drzwi i od razu zmarszczyłam brwi. Tam gdzie zawsze siadałam do auta jako pasażer była kierownica. Spojrzałam na Willa a on na widok mojej miny zaśmiał się. Zamknęłam drzwi kierowcy. I mechanicznych ruchem, okrążyłam auto by wejść od strony pasażera. Zapięłam pas gdy się usadowiłam wygodnie na fotelu i spojrzałam przez okno. W tym momencie zaczął poruszyć śnieg, tak piękny i gęsty że aż szok. Nawet nie dostrzegłam kiedy ruszyliśmy, mój starszy brat jako kierowca nic nie mówił. Nie przeszkadzało mi to bo byłam wpatrzona w zimowy krajobraz. Śnieg był ułożony na wszystkich drzewach, a obok nich pięknie się wszystko mieniło. Czasami się zdarzyło że robiłam zdjęcia. W końcu znudziło mi się patrzenie za okno i zaczęłam rozglądać się po samochodzie. Przykuł moją uwagę znaczek na kierownicy. Był to koń. Momentalnie się uśmiechnęłam, gdy zrozumiałam że jadę Mustangiem. Serce zaczęło mi bić mocniej i powstrzymywałam się od pisku. Z przyjaciółmi zawsze podzialiśmy bogate auta, a właśnie teraz nim jadę. Czułam że moja buzia jest otworzona i momentalnie ją zamknęłam by ugryźć wargę zębami. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

W końcu dojechaliśmy, Will mi zdążył pokazać mój pokój i miejsca gdzie nie mogę chodzić. Powiedział że całą resztę mogę pozwiedzać, więc tak postanowiłam. Zaraz po tym jak się rozpakowałam, wyszłam z mojego pokoju. Na drzewach widniała pierwsza literka mojego imienia. Była taka bez duszną i nudna. Złota która niemal zlewała się z drzwiami. Omijając to poszłam na schody. Wiedziałam że bliźniacy, oraz moja siostra jest w szkolę, a dwóch straszy braci gdzieś tu. Will mówił że Vincent pewnie jest w swoim gabinecie a drugi się gdzieś tu kręci. Szłam po schodach rozglądając się. Trzymałam się poręczy bo widziałam do czego jestem zdolna. Jestem osobą niezdarną i nie uważną, oraz strachliwą. I właśnie w tym momencie wszystkie te cechy postanowiły się włączyć.
-Hej- powiedział jeden z moich braci schodzących za mną po schodach. Nie wiedziałam skąd on się tam wziął, nie słyszałam go wcześniej. Serce mi normalnie stanęło, wzdrygam się przez co moja noga spadła z jedno stopnia przez co straciłam równowagę. Mimo to że trzymałam się poręczy o tak wylądowałam na schodach, jednak wylądowałam tak że siedziałam. Zaczęłam głośno szybko oddychać po czym po chwili przestałam. Trzymałam rękę ja klatce piersiowej, a blondyn staną koło mnie i się na mnie patrzył. Chyba próbował ocenić sytuację czy złamałam nogę czy może mam zawał. Pokazałam mu kciuka do góry jakby nigdy nic. Milczeliśmy, lecz ciągle się patrzyliśmy na siebie. W końcu wstałam, stanęłam wyprostowana i wyciągnęłam rękę w jego stronę. Spojrzał na nią a potem na mnie, zobaczyłam na jego twarzy mały uśmiech.
-Luiza. - uśmiechnęłam się szeroko gdy się przedstawiłam.
-Dylan.
Zapał moją rękę, po czym mocno ją ścisną. Bardzo mocno, chyba sprawdzał moją wytrzymałości. Mój nowo za poznany brat wglądał na żartownisia oraz na mięśniaka. Pewnie siłownia to jego drugi dom. Kiedy dalej trzymałam rękę bez problemu gdy ją ściskał podniósł brwi do góry. W końcu puścił moją dłoń i zszedł bez słowa na dół. Jedyne co sobie pomyślałam że chciała bym być tak wysoka jak on. I tyle było z naszego pierwszego spotkania. Wzruszyłam ramionami i jeszcze ostrożniej zeszłam ze schodów. Poszłam na korytarz by wejść do losowego pomieszczenia, chwyciłam za klamkę i pociągnęłam. W tym przypadkowym pomieszczeniu znajdowała się biblioteka, było tam mnóstwo książek. Od razu zamknęłam drzwi przekręcając oczami, nigdy nie lubiłam czytać. Jedyne co czytałam to lektury i czasami komiksy, jednak sama z siebie nigdy. Szłam dalej i znalazłam siłownie, czyli jednak tu Dylan ciągle przybywa. Z Zaśmiałam się sama do siebie, po czym szłam do przodu. Zwiedziłam jeszcze kilka pomieszczeń i powrotem wróciłam do salonu. Nawet nie dostrzegłam że minęła godzina na samym zwiedzaniu dom. Był on ogromny i pokazywał że Monetą nie braknie pieniędzy. Był też schludna i wszystkie meble ze sobą komponowały. Usiadłam na kapię, która swoją drogą była bardzo wygodna. Nie chciałam włączać sama telewizora, nie wiadomo czemu. Miałam blokadę co kolwiek tu ruszać, to nie mój dom nic dziwnego. Wyjęłam teflon z kieszeni i napisałam do przyjaciół. Oparłam się wygodnie o poduchy i chwilę z wszystkimi pisałam , nawet stworzyliśmy specjalną grupę na to. Opisałam im co się stało z moimi okularami i nie popierali mojego pomysłu. Jeszcze czasami śmiałam się z ich wiadomości, jak nikogo nie było. No właśnie, jak byłam sama. Po niecałych trzydziestu minutach usłyszałam jak toś wchodzi do domu. 

Rodzina monet- nowa siostra ZłotkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz