Rozdział 3

1 0 0
                                    

- Nie ma za co Katie, uważajcie na siebie, pa Kenny, Katie.
- Do zobaczenia mamo. - Wyszli z domu i poszli w stronę postoju autobusu, gdzie stali Stan, Kyle i Cartman
- Kyle, jeśli chodzi o członka zespołu, czy jesteś pewien, że Arwena jest dobra w unikaniu piłki? - Zapytał Stan.
- Tak, jestem pewien, że jest dobra w samoobronie i sztukach walki. Myślę, że jej tata pracuje dla rządu, jest taka sama jak on... - Kyle szczerze nie lubił Arweny i to wszyscy wiedzieli nawet ona sama. Mimo tego broniła go czasami przed Cartmanem kiedy on czytał swoje ulubione komiksy a miał ich trochę... Ujmowało ją to, że go życie gwiazd obchodziło tyle co "zeszłoroczny śnieg" drażniło ją też pierdolenie Cartmana, że Kyle jest żydem... Religia nie ma tu nic do rzeczy... Nie jest ważne wyznanie ani wygląd najważniejszy jest charakter człowieka.
- Hehe założę się, że skopie ci tyłek za bycie Żydem – Arwena była taka że nie była taka by gnoić inne religie.
- Och, zamknij się grubasie! Bo ty też skopiesz dupę! Gdybym był chujem dawno bym ci dupę skopał, ale daruję sobie tą przyjemność!
- Przekonamy się o tym! - Kyle był teraz mocno wkurzony, a jest zwykle osobą o bardzo stoickim spokoju, której wojna by nie wystraszyła.
- Nie mówiąc o Arwenie... Nigdy nie widziałem Kenny'ego tak późno przed nami... - Stan miał dużo racji.
- Sam jesteś Żydem! ty ignorancie! Ludzie mnie lubią bo mam dobre serce... Wczoraj spotkałem młodą niewidomą panią i pomogłem jej przejść przez ulicę! - Kyle w końcu spoliczkował Cartmana raz a porządnie.
- Uhh. - Cartman był w szoku, że Kyle okazał się na tyle ostry niczym żyleta.
- Uspokój się Kyle, wiem jak się czujesz, po prostu uważaj na Cartmana i skup się na grze. – Kyle miał ochotę czasami zabić Cartmana. Kenny przyszedł razem z Katie i zauważył tą gęstą atmosferę, która była taka że można było ją można kroić nożem.
- Hej chłopaki, przepraszamy za spóźnienie, co słychać. – Kenny na nich spojrzał.
- To nic ważnego – Powiedział Kyle i było widać, że kłamie bo ręce mu się pociły.
- Hej Kenny, hej Katie. To twoje my znaczy, że Katie została u ciebie w domu? - Stan był zszokowany.
- Oh wow Katie, śpisz z Kennym, który jest wciąż biedny, kim jesteście mężem i żoną? - Zapytał z nutką irytacji Cartman.
- Nie interesuj się bo kociej mordki dostaniesz... Kenny ma zasiłek pieniężny, a jego mama pracuje...
- Nie przejmuj się Cartmanem, Katie, on jest totalnym dupkiem – Kenny miał w tym dużo racji...
- Kenny ty cholero! - Wrzasnął Cartman, ale to Kenny'ego nie ruszyło nawet...
- Po meczu idę do tej niewidomej dziewczyny chce mi się odwdzięczyć, to dobrze dla mnie bo plecy mnie bolą od dłuższego czasu naprawdę mocno.
- Cóż, zagramy w super bohaterów, jeśli chcesz po meczu? - Katie na te słowa była zaciekawiona o co chodzi. Gdy przyjechał autobus chłopaki i Katie weszli do niego. W szkole Arwena trenowała zbijaka kiedy Wendy i Bebe na nią spojrzały.
- Hej, może odpocznij, wiesz robię sobie przerwę od sportu, wiesz?? Skręciłam sobie nadgarstek, co myślisz o swojej kuzynce, Katie? - Zapytała zaciekawiona Summer.
- Wciąż o niej myślę, ale nic do niej nie czuję.... nic poza zazdrością. Dlaczego wszystko jej wychodzi a mi nie?! Dlaczego?!
- To znaczy, że ty i Diego powinniście iść w sobotę do domu Katie - Summer miała dużo racji. Wendy i Bebe nadal patrzyły na Arwenę.
- Arwena jest silna i mądra, ale jej tata pracuje dla rządu... - Wendy miała do niej jakieś dziwne przeczucia.
- Nie martw się Wendy, możemy być cheerleaderkami dla ducha szkoły.
- Zgaduję, że tak jest – Powiedział Wendy. Wtedy przyszli Katie razem z Stanem, Kylem, Kenny'm i Cartmanem, którzy są już gotowi do gry w zbijaka, podczas gdy uczniowie z Yardale również przybyli na mecz. Niektórzy z nich pochodzili z Europy...
- Cześć Katie – Katie spojrzała nieśmiało na Mole'a, ale jego wygląd bardzo ją przestraszył.
- Cześć Chris, boże co ci się stało? - Katie go pogładziła po policzku.
- Pozdrowienia dla wszystkich, bitwa w zbijaka nawet dla mnie jest taktyką i strategią... - Gregory udawał, że nie martwił się o swojego ojca i matkę, którzy umierali w szpitalu po wypadku samochodowym, ale tak naprawdę cholernie się o nich bał.
- Hej... dlaczego członkowie twojego zespołu są z Europy? - Stan starał się dotrzeć do Gregory'ego.
- Gregory pochodzi z Londynu, stolicy Wielkiej Brytanii. - Pan Garrison wyjaśnił Stanowi to skąd pochodzi Gregory, po chwili Stan spojrzał na Gregory'ego i podał mu szklankę wody. Katie nic nie odpowiedziała, ale wiedziała, że Gregory strasznie się czymś gryzie.
- Przeniesiono mnie z najgorszej szkoły w Wielkiej Brytanii, poza tym jest ekspertem w zbijaku w Yardale... - Stan nie lubił go za bardzo, ale czuł, że mu jest smutno.
- Uh... cóż, skopiemy ci tyłek w zbijaka! - Powiedział Stan.
- Tak – Odparli uczniowie z South Parku.
- Um... Powodzenia Kenny, Mole. - Mole i Kenny rumieni się, po czym piorunowali się wzrokiem
- Moja mama znalazła na chodniku strusie jajo, więc musiałem je kulać...
- Heh. Zastanówmy się nad tym. Plus Katie wczoraj ze mną została... Zatkało cacao?
- Co?! - Mole był zazdrosny.
- W porządku studenci. Zaczynamy, kto wygra mecz. Jesteście gotowi na to? - Trener był bardzo surowy, ale był też miły. South Park i Yardale byli gotowi na tą bitkę, nagle trener zagwizdał. Podczas meczu Craig rzucił w jednego z uczniów piłką. Mole był podczas meczu wściekły na Kenny'ego jak cholera, gdyby nie fakt, że to był jego dobry „przyjaciel z dzieciństwa zabiłby go własnoręcznie"
- Christophe skup się, pamiętaj o taktyce, musisz uderzyć do przodu – Gregory próbował go uspokoić, ale to nie miało najmniejszego sensu. Katie patrzyła na mecz podczas gdy malowała prześlicznego rumaka pełnej krwi angielskiej.
Lubiła malować zwierzęta. I to było bardzo miłe z jej strony, sprzedawała potem te obrazy by pomóc chorym dzieciom. Kyle odskoczył w ostatniej sekundzie i uderzył piłką kapitana drużyny w wiadome miejsce, kapitan drużyny uniknął i odrzucił piłkę, a Arwena unikała rzucania piłką w kapitana drużyny. Była tego dnia strasznie drętwa.
- Och! - Powiedział kapitan drużyny i zawodnicy szkoły Yardale, widzieli, że Arwena była nerwowa i mogli to wykorzystać przeciwko tej ciućmie. Była ona po prostu niezdarna.
- Potroiłaś to! - Powiedział trener.
- Wow nie wiedziałam, że ona to potrafi... - Katie nie była o nią zazdrosna nawet, Arwena nic jej na to nie odpowiedziała gardziła nią, Katie też za nią nie przepadała zresztą...
- Wow niezły rzut - Powiedział Kyle, nawet pan Garrison pochwalił Arwenę, która była zawsze pyszna...
- Ładnie Arwena! drużyna Yardale staje się bezbronna. - Arwena była mega wredną suką.
- Nieważne, nadal mogę to zrobić... - Katie spojrzała na Arwenę z miną "jak ona mnie wkurwia"
- Mmm... - Wendy też nie przepadała za Arweną podobnie jak Katie oraz jak Bebe.
- Hej, Yardale, będzie płakać, bo wygramy.
- Hmph! - Mole rzucił piłką w Cartmana. Kyle uderzył kapitana Yardale w plecy podczas jego ucieczki i spojrzał gniewnie na Cartmana.
- Cartman! Nie jesteś już z tego zespołu, nie chcemy cię tutaj! - Kyle go nie lubił, Mole pamiętał Cartmana z tej złej strony i też szczerze go nienawidził, bo jak można lubić takiego grubasa?
- Jakkolwiek Żydzie, nadal jestem w twojej drużynie - Mole gdy to usłyszał otworzył gębę ze zdziwienia, bo to co usłyszał było wredne, jak Cartman śmiał obrażać Kyle'a od Żyda za każdym pieprzonym w dupę razem... Ciągle tylko to samo, albo te przechwałki... no ile idzie kurwa mać?!
- Kurczę, Kyle, nie możesz uderzyć kapitana drużyny! musisz zachować spokój, jest ich trójka, Mole, Gregory i Brytyjka, nie wiem, jak ona ma na imię. - Na to Katie odstawiła swoje atrybuty do malowania i patrzyła na to co się odpierdalało... i wcale jej się to nie podobało.

Życie bywa przelotne, ale jednak nie jest one prosteOnde histórias criam vida. Descubra agora