Rozdział 18 "Zeszyt"

212 18 42
                                    

Pov. Kaveh

Obudziłem się o dziwo po pierwszym budziku ale sam. Pomyślałem, że Haitham poszedł na przykład do łazienki czy coś ale nigdzie go nie było. Kolejną rzeczą która mnie zdziwiła był porządek na podłodze. Wszystkie ołówki były z powrotem w szufladzie, czyste kartki ładnie ułożone na biurku ale te pozgniatane, wyrzucone do kosza obok.
Pewnie Alhaitham musiał to posprzątać.
Niestety nie miałem czasu, żeby myśleć gdzie jest Al, musiałem się szykować do pracy. Niestety kawa się skończyła więc musiałem obejść się dzisiaj bez niej.

Poszedłem wziąć szybki prysznic. Umyłem także twarz, zęby, ogólnie poranną rutynę. Wyszedłem z łazienki i poczułem cudowny zapach parzonej kawy. Szedłem do źródła zapachu, oczywiście kuchni. A przy ekspresie stał nie kto inny jak Alhaitham

- Haitham! Gdzie byłeś?! - rzuciłem się mu na szyję i zacząłem całować po całej twarzy

- poszedłem kupić kawę. Wczoraj mi przecież powiedziałeś, że nie przeżyjesz bez niej, a się skończyła. Wstałem wcześniej i poszedłem ją kupić - objął mnie jedną ręką bo w drugiej trzymał kubek z kawą

- chcesz mi powiedzieć, że wstałeś o jakiejś piątej tylko po kawę?!! Ty się dobrze czujesz, nie masz gorączki? - przyłożyłem do jego czoła dłoń by sprawdzić czy przypadkiem na prawdę nie jest chory

- Kaveh, nic mi nie jest. I tak za dobrze nie spałem. Chrapiesz i wiercisz się tak, że nawet przytulić się ciebie nie da. Chciałem zrobić ci niespodziankę, myślę, że się podoba - uśmiechnął się i spojrzał na mnie kątem oka, wcale nie chrapie - i przy okazji posprzątałem trochę u ciebie, jesteś największym syfiarzem jakiego widziałem. Swoją drogą... Nie wiedziałem, że jestem aż tak przystojny żebyś mnie rysował

- C-CO?! WIDZIAŁEŚ TO?! - zrobiłem się cały czerwony. To ostatni rysunek który bym mu pokazał

- tylko okiem rzuciłem. Nie wstydź się, przecież masz talent i bardzo mi miło, że postanowiłeś uwieczniać moją przystojną twarz na papierze - podał mi kubek z kawą i pocałował w czoło - proszę

- dzięki - wypiłem trochę gorącego napoju, ten smak był... inny... - ALHAITHAM! JAKA TO KAWA! Pokaż mi - podał mi opakowanie z ziarnami kawy. Tak jak myślałem, jedna z droższych kaw i najlepszych jakie są dostępne w mieście. Ten mój idiota musiał czekać na nią przed otwarciem sklepu bo inaczej by jej nie dostał. Jest odrazu wyprzedawana - ciebie chyba pojebało... Najdroższa kawa?! Dlatego smakuje tak dobrze

- dla mnie kawa jak kawa - odpowiedział- miałem nadzieję, że się ucieszysz

- oczywiście, że się cieszę! Ale na serio nie musiałeś, teraz będzie mi szkoda jej pić bo wiem ile kosztuje - tak się zagadaliśmy, że zapomniałem, że spieszę się do pracy - przepraszam cię, muszę już iść

Odłożyłem pusty kubek na blat i pobiegłem do pokoju, wywaliłem znowu ciuchy i ubrałem coś co mi pierwsze wpadło w ręce. Wybiegłem z pokoju i ubrałem płaszcz, buty i szalik. Wziąłem telefon i prawie wyrwałem drzwi z nawiasów. Przypomniało mi się o kluczach i Alhaithamie, wróciłem, wziąłem klucze i podbiegłem do kuchni by pożegnać się z Haithamem

- pa, kocham cię - pocałowałem go w policzek i wybiegłem z domu. Coś chyba do mnie mówił ale nie usłyszałem. Pani Faruzan wkurzyła by się gdybym znowu się spóźnił

Kwiat O Kolorze Kawy   ❛ Haikaveh & CynoNari ❜  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz