ROZDZIAŁ 2 - Ona tutaj?

42 9 15
                                    


KATE

Ktokolwiek jest odpowiedzialny za stworzenie tegorocznego menu, chyba chce mnie w ten sposób torturować. Większość podawanych dań to albo ryba w najmniej jadalnej dla mnie formie albo coś tak grzybowego, że robi mi się niedobrze już po pierwszej łyżce. To kolejny powód, dla którego tak bardzo nie chciałam tutaj być – jedzenie jest naprawdę niesmaczne. Już teraz czuję, że zaraz potem będę musiała wyskoczyć na jakiegoś porządnego burgera albo kebaba. Na samą myśl, czuję jak mój żołądek boleśnie się ściska, domagając się więcej treści niż te ochłapy ryby, które w siebie wmusiłam.

Po głównym daniu jest chwila przerwy, kiedy w ślad za kilkoma osobami podnoszę się od stolika i zmierzam na bogato zdobiony korytarz, gdzie znajduje się gwiazda wieczoru, czyli profesjonalny ekspres do kawy, do którego już utworzyła się kolejka. Zajmuję w niej miejsce na końcu, bo za nic w świecie nie przegapiłabym okazji, żeby napić się porządnej kawy. Przynajmniej na napoje nie mogę narzekać w tym miejscu.

– Kate!

Odwracam się, słysząc za swoimi plecami radosny, damski głos i uśmiecham się delikatnie. Zatrzymuje się przy mnie drobna blondynka w nieziemskiej, krótkiej czerwonej sukience, która podkreśla jej krągłą figurę we wszystkich właściwych miejscach. W jej błękitnych oczach podkreślonych czarną kredką błyszczą radosne iskierki, gdy wita się ze mną krótkim uściskiem.

– Nie mogłam złapać Cię przed otwarciem, ale teraz już mi nie uciekniesz – śmieje się, na co przewracam oczami z rozbawieniem.

Nie wyjaśniam jej, że zaraz po przyjeździe zaszyłam się w hotelowym pokoju z dala od ludzi jak najdłużej tylko mogłam. Wystarczyło mi to, że musiałam wcisnąć się w tą elegancką kieckę i spędzić z nimi te kilka godzin, które dłużyły się niemiłosiernie.

– Też się cieszę, że Cię widzę, Lizzie – odpowiadam zgodnie z prawdą. Dziewczyna pracowała w sekretariacie, więc często się widywałyśmy i miałyśmy ze sobą naprawdę dobry kontakt. Przy bliższym poznaniu okazało się, że ona również uwielbia pochłaniać książki podobnie jak ja, a to nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Była chyba jedyną osobą, którą mogłam nazywać przyjaciółką.

– Ta sukienka jest obłędna! – zachwyca się, mierząc mnie wzrokiem. – Nic dziwnego, że Lucas nie mógł oderwać od Ciebie wzroku podczas kolacji.

Czuję, jak moje policzki oblewają się rumieńcem.

– Liz... – wzdycham, na co ona śmieje się, chwytając mnie pod ramię. – Dobrze wiesz, że między nami nic nie ma, to tylko kolega.

– Dobrze, dobrze, skoro tak chcesz to nazywać – zbywa moje słowa machnięciem ręki, błyszczące złotem paznokcie przelatują mi przed oczami. – A teraz powiedz mi, co ubierasz po kolacji?

– Piżamę? – odpowiadam, spoglądając na nią ze zmarszczonymi brwiami, bo to pytanie całkowicie zbija mnie z tropu.

– Kochana, nie sądzę, żeby wpuszczali do klubu laski w piżamach, nawet tak urocze jak Ty – zaśmiała się, patrząc na mnie z politowaniem.

– Do klubu? - powtarzam jak echo.

– Nie. Nie mów mi, że zapomniałaś – blondynka otwiera szerzej oczy, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.

– Myślałam, że żartowałaś! – rzuciłam w swojej obronie.

Kilka dni temu dziewczyna na naszej przerwie śniadaniowej napomknęła o wyjściu do klubu, który znajdował się nieopodal hotelu, w którym odbywała się nasza firmowa wigilia. Zaczęła wtedy śmiać się z tego, jak zostaniemy królowymi parkietu i wypijemy tyle drinków, że urwie nam się film i żartowałam sobie z nią wtedy w ten sam sposób. Przez cały ten czas ani przez chwilę nie wzięłam jej słów na poważnie. Czy ja wyglądałam na kogoś, kto chodzi po klubach i upija się do nieprzytomności?

Company Christmas EveWhere stories live. Discover now