Chapter 1

533 37 2
                                    


Wojna się skończyła, naprawdę. Ludzie wrócili do dawnej rutyny, wypłakali żałobę i ulgę, rzadziej odwiedzali cmentarze. Przez Wizengamot przetoczyły się procesy śmierciożerców; większość z nich wylądowała w Azkabanie, część na dozorze domowym. Bohaterowie zostali odznaczeni, sfotografowani, opisani w Proroku. Minister Magii Shacklebolt uścisnął wszystkim dłonie. Oczywiście Harry był najważniejszy. Zawsze na pierwszej stronie, zawsze w pierwszym szeregu, na froncie, na początku relacji. W kolejnych i kolejnych wywiadach pytany po raz pierwszy, dziesiąty i tysięczny: co teraz, Harry? Jak będzie teraz wyglądało twoje życie, po zabiciu Voldemorta?

Przez pierwszy miesiąc Harry znosił to nieźle. Szczęka bolała go każdego wieczoru i musiał rozmasowywać mięśnie i ścięgna, tak szeroko i nieszczerze się uśmiechał. Nienawidził tych ludzi, nienawidził fleszy i nienawidził dziennikarzy. Nienawidził też swoich fanów. Chciał im wszystkim powiedzieć: Odpierdolcie się. Nie macie pojęcia, co przeżyłem. A właściwie jak umarłem. Ale ten cały cyrk, ta cała błyszcząca się impreza pełna wiwatów i uśmiechów miała jeden cel, jedyny dla którego warto było ją przetrwać.

Mógł mówić o Snapie. Mógł oczyścić jego imię. Mógł opowiedzieć wszystkim, jak wiele poświęcił, jak wiele zrobił dla wspólnej sprawy. Czytelnicy, spragnieni romantycznych historii i niezrozumianych cichych bohaterów, szybko podłapali temat i po dwóch miesiącach uśmiechania się i przemów Harry Potter został zaproszony na galę, na której mógł odebrać pośmiertne odznaczenie dla Severusa Snape'a. Schodząc z podium, obiecał sobie, że to już ostatnia impreza, ostatni wywiad i ostatnie zdjęcie, jakie dał sobie zrobić.

Teraz w końcu będzie mógł zamknąć się w swoim domu i zacząć płakać.

Jednak kiedy już mógł, nie płakał, bo nie przywykł do tego. Najczęściej leżał, tępo patrząc w sufit, albo czytając bez końca mugolską fikcję o magii, smokach, pierścieniach i mieczach — o światach zupełnie różnych niż ten, który go otaczał.

Kupił sobie telewizor i całymi dniami oglądał idiotyczne programy, których nazwy czy treści nie mógł spamiętać. Jadł wszystko, co znalazł w szafkach, bo coraz ciężej było mu wybrać się do sklepu. Czasem wpadała do niego Hermiona, czasem Ron.

— Harry, nie możesz tak leżeć — mówiła Hermiona.

— Stary, rusz się. Pójdziemy na mecz albo co — mówił Ron.

Harry uśmiechał się do przyjaciół i zmieniał temat.

Raz wpadła też Ginny, z początku napięta i drżąca od nerwowego śmiechu, a potem od łez. Coś krzyczała, a Harry próbował się skupić na jej słowach, wskrzesić w sobie uczucie. Bez skutku. To nie mogło się inaczej skończyć, naprawdę.

Nasza historia nie miałaby szansy się potoczyć, ani napisać, gdyby Harry zgodził się na to, czego chciała od niego Ginny.

Harry nie wiedział czego chce, więc nie robił nic, licząc, że nuda i telewizja podsuną mu jakiś pomysł. Niestety nie podsunęły. Nowy Minister Magii zaproponował mu pracę w Departamencie Aurorów, ale Harry grzecznie odmówił. Zastanawiał się, jak mało musi go znać, by proponować pracę, w której jest tyle zabijania i krzywdy.

Harry nie chciał już robić nic znaczącego. Mógłby testować materace do spania, albo recenzować reality show, które oglądał, jak tylko nauczy się je rozróżniać. Mógłby prowadzić program kulinarny, jak zrobić posiłek z kukurydzy, ryżu i kostki rosołowej. Ale niestety w tych dziedzinach fakt, że był Harrym Potterem, nie liczył się wcale, więc nawet nie próbował składać CV.

Oczywiście Minerwa McGonagall zapytała go, czy nie chce pracować w Hogwarcie — pomóc uczyć młodsze roczniki, albo wyręczać Hagrida w części jego obowiązków. Jednak, by powrócić do miejsca tak brzemiennego we wspomnienia — dziedzińca, na którym roztrzaskało się ciało Dumbledore'a lub błoni, na których krzyczał do Snape'a: Ty tchórzu — musiałby być szaleńcem, samobójcą. Więc uśmiechnął się grzecznie i miło do dawnej profesorki (jak zawsze zresztą) i podziękował.

Nudne Życie/SnarryWhere stories live. Discover now