***

21 2 1
                                    

Jechałam rowerem. Pamiętam to dokładnie. Padał śnieg, a ja postanowiłam się przejechać by nie siedzieć w domu. Miałam na sobie tylko kurtkę futrzaną w kremowo- czarną kratkę, szalik i czapkę. Nie było mi dosyć zimno. Od zawsze uwielbiałam jesień i zimę. Możliwe, że było to spowodowane tym, że urodziny miałam w listopadzie.

W każdym razie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że dostrzegłam Gang Bowersa w samochodzie Henrego. Wiedziałam, że wybrali mnie po raz kolejny na swoją ofiarę, ale ja nie planowałam się dać złapać.

Rozpędziłam się na moim czerwonym Starze (tak jak Bill miał szarego Silvera, to ja miałam czerwonego Stara, którego dostałam na 11 urodziny od chłopaków). Uwielbiałam na nim jechać, gdyż między innymi potrafił się strasznie rozpędzać. Niekiedy nawet się ścigaliśmy z Billem i często był remis. Dzięki temu mogłam mieć z głowy Bowersa przynajmniej na chwilę.

Miałam przejechać przez most, ale okazało się, że samochód ścigający mnie przejechał naokoło, więc musiałam skręcić przez co wjechałam w płot i w nim prawie utknęłam. Wtedy zobaczyłam, Bowersa wysiadającego z auta. Zaczęłam się szarpać, lecz ugrzęzłam na stałe.

- Mały lisek złapał się w pułapkę myśliwego - zaśmiał się Henry, podchodząc - a myślał on, że przechytrzy człowieka - jego znajomi zaczęli się śmiać. - ale z góry było pewne, że będzie skórowanie...

Uśmiechnął się złośliwie i kopnął w ogrodzenie, łapiąc mnie za kurtkę, przez co mój rower z ogrodzeniem poleciał na dół, a ja został na górze. Zaczęłam się szarpać, po części ze strachu o mnie jak i o rower. Wtedy poleciał pierwszy cios. Dostałam w brzuch, a gdy się skuliłam oberwałam w twarz. Bolało jak diabli, ale to było nic w porównaniu do tego co miało się wydarzyć.

Po kilkunastu kopnięciach i ciosach od chłopaków, postanowili oni pójść o level do góry. Patrick wyciągnął nóż i złapał mnie za rękę. Pomimo osłabienia i bólu jeszcze bardziej się szarpałam i krzyczałam. Dostrzegłam wtedy, że przejechał obok samochód z kobietą i męźczyzną, którzy nam się zwyczajnie przyglądali.

- Pomocy!!! - krzyczałam, ale oni mnie ignorowali. Gdy pojechali dalej, poczułam jak Hockstetter przejeżdża mi nożem po dłoni. Spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się przerażająco, mówiąc:

- Skórowanie czas zacząć. - zaczęłam się drzeć z bólu. Obciął mi dosyć małą część skóry z zewnętrznej strony dłoni, ale bolało jak cholera. Już po chwili z kawałkiem mojej skóry Patrick, zaczął się śmiać przerażająco. Wtedy byłam już wykończona, ale na szczęście lub nieszczęście (jak kto woli) dołączyłam do mojego roweru. Gang odjechał, a ja wykończona usiadłam.

Całe moje ubranie było w krwi, a do tego wszystko mnie bolało, ale na szczęście nie miałam połamanych kości. Spojrzałam na dłoń i to w sumie ona najgorzej, wyglądała. Nie można było powiedzieć, że krew z niej kapała, bo byłoby to niedopowiedzeniem. Krew z mojej największej rany ciekła w strasznie ogromnej ilości i szybkości. Wyjęłam białą chustkę z kieszeni i obwiązałam nią ranę. Już po sekundzie była ona czerwona, ale postanowiłam to zignorować.

Spojrzałam za to na rower, ale ucieszyłam się gdy zobaczyłam, że on prawie w ogóle nie ucierpiał. Podniosłam go i zaczęłam go ciągnąć wzdłuż kanałku, bo i tak była to najszybsza droga prowadząca do mojego domu. Z powodu terenów leśnych było to dosyć trudne, ale po chwili już się przyzwyczaiłam.

Szłam tak chwilkę i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie czerwony balonik unoszący się nad wodą. Stałam chwilę zdezorientowana, bo nie miałam pewności czy miałam zwidy czy to było TO.

Balonik unosił się w powietrzu, ale wyraźnie było widać, że kieruje się w moją stronę. Sparaliżowana strachem nie mogłam się poruszyć. Choć wiedziałam, że mój strach tylko doda mu sił, nie mogłam go powstrzymać przez wcześniejsze wydarzenia.

Balonik zatrzymał się przed mną i pękł, a w jego miejsce pojawił się bardzo znany mi klaun. Pennywise. Dokładnie pamiętałam każde spotkanie z TYM pomimo, że wolałabym o tym nie pamiętać. Rude włosy, biała twarz i czerwone usta. Biały strój oraz Czerwone pompony. I najgorsze pomarańczowe oczy skierowane we mnie.

- Witaj, Lisa - uśmiechnął sięupiornie pokazując przy tym swoje dwa wystające, górne zęby. - Jak się masz?

- Odwal się ode mnie - jęknęłam zmęczona, ale i wystraszona.

- Widzę, że miałaś potyczkę z Bowersem, co? - zaśmiał się przykro. - A gdzie byli twoi przyjaciele? Dlaczego Ci nie pomogli? - spytał. Dobrze wiedziałam, że próbuje wywołać u mnie nienawiść do moich przyjaciół, ale ja już dawno się na to nie dawałam.

- Przestań. - odpowiedziałam - Nie wiedzieli o tym...

- Ale twój przyjaciel Penny wiedział - uśmiechnął się - i pomógł. To on przepędził gang Bowersa. Wywołał u nich strach, więc sobie poszli. Posłuchaj, Lisa - spojrzał na mnie z (udawaną) troskliwością - ja przy tobie jestem w najgorszych chwilach i to ja ci pomagam. Chcę być twoim przyjacielem, ale ty mnie odpychasz.. Co mam zrobić, żebyśmy się zakolegowali? Chodzili na lody? Rysowali? Czy choćby wspierali się nawzajem jak przyjaciele? Przecież jesteśmy tacy sami...

- NIE! - krzyknęłam - Nie jestem taka jak ty! Nigdy nie zabiję innych dla własnej przyjemność!

Klaun się zaśmiał.

- Nie pozbędziesz się tego. Jesteś jak ja i to się nie zmieni. - odpowiedział, uśmiechając się. - Dostałaś bardzo rzadką moc i będziesz ją miała do końca życia czy tego chcesz czy nie. Możesz jedynie zrobić z niej użytek. Przykładowo pomagając mi..

- Spierdalaj! - warknęłam - nigdy nie będę po twojej stronie, a moją moc użyję prędzej przeciwko tobie. - TO chwilę mi się przyglądało, po czym odpowiedziało udając zawiedzonego.

- Twoja decyzja. Dałem ci wybrać, ale no cóż... - wypowiadając te słowa, rzucił się na mnie i....

Klub Frajerów czyli ja i moi przyjacieleOnde histórias criam vida. Descubra agora