— Co jest? — zainteresował się Potter.

Draco westchnął głęboko.

— Mamy gościa.

W odległości kilku metrów, zaraz za linkami przybitymi do ziemi czymś, co Potter nazywał tuńczykami czy innymi śledziami, stał Fenrir Greyback, człowiek, którego Draco nie znosił najbardziej ze świty Czarnego Pana, może pomijając ciotkę Bellatriks. Głównie dlatego, że w czasie pełni przestawał być człowiekiem, a instynkt wilka nigdy go nie opuszczał.

Wilkołak nie poruszał się, kręcił tylko lekko uniesioną głową, jakby łowił zapach, co potwierdzały jego drgające nozdrza. Na pewno nie widział ani Dracona, ani namiotu, a prawdopodobnie również nie słyszał, bo nie zareagował, kiedy Weasley pojawił się obok i głośno zaklął. Draco miał nadzieję, że ich nie wyczuwa, mimo swoich wyspecjalizowanych w tropieniu zmysłów.

— Czy to, że nas nie widzi, znaczy, że nie może nas zaatakować? — spytał Weasley, odwracając się do stojącego za ich plecami Pottera.

— Raczej tak — odparł tamten. — A przynajmniej taką mam nadzieję. Jakim cudem nas znaleźli?

— Może to przypadek — powiedział Draco tonem, który nawet w jego uszach nie brzmiał zbyt pewnie. — Greyback nie jest śmierciożercą, tylko zwykłym najemnikiem. Może Voldemort go nie przysłał, może sam czegoś szuka w Forest of Dean albo się przed kimś ukrywa...

Ale nie wyglądało na to, żeby Draco miał rację, bo wilkołak nie ruszył się nigdzie przez kolejne trzy godziny. Kiedy wreszcie zniknął koło południa, Potter i Weasley stwierdzili, że ruszą do swoich zeszłorocznych kryjówek zdjąć Fideliusa. Draco nie miał najmniejszej ochoty zostawać w namiocie sam, zwłaszcza z wysłannikami Czarnego Pana po drugiej stronie płótna, ale wolał nie zgłaszać obiekcji; zmęczona twarz Pottera aż nazbyt wyraźnie dowodziła, jak bardzo konieczne jest pozbycie się Fideliusów.

— Nie usuwajcie wszystkich — powiedział więc tylko, kiedy rzucali czary kamuflujące. — Może nam się przydać jakaś alternatywna kryjówka z już nałożonym Fideliusem, gdyby pojawili się następni.

— I tak nie zdążymy. Zamierzam tu wrócić za godzinę albo dwie — zapewnił go Potter.

Draco zastanawiał się, czy w głosie Pottera faktycznie usłyszał jakąś pocieszającą nutę, czy tylko mu się wydawało, ale zaraz odrzucił tę myśl, przytłoczony znacznie ważniejszą: nie zażyli Wielosokowego. Obydwaj uznali, że to bez sensu, skoro Draco ma tylko trzy porcje; zużycie całego zapasu dałoby im cudzy kształt raptem na półtorej godziny. Poza tym w każdej fiolce były włosy tego samego mugola, co zupełnie wystarczało Draconowi, kiedy chciał się zmienić, a co nie mogło się sprawdzić w ich przypadku — pojawienie się na ulicy klonów zwracałoby nadmierną uwagę, ostatecznie identyczni bliźniacy należeli do rzadkości. Musieli ograniczyć się do zaklęć maskujących i Draco miał nadzieję, że to wystarczy. Istotnie, po kilku czarach nie przypominali już siebie tak bardzo — mieli inny kolor włosów i nieco zmienione rysy twarzy, a drobny zarost i ukrycie blizny Pottera dopełniły dzieła — ale Potter po prostu przyciągał kłopoty.

Kiedy chłopaki zniknęli, Draco usiadł na krześle naprzeciwko rozwartego wejścia do namiotu z książką Snape'a. Greyback jest tutaj, napisał. Znalazł nas.

Nic o tym nie wiem, odczytał odpowiedź po kilku minutach. Albo mu się wydawało, albo Snape był zaniepokojony tym faktem. Gdzie jesteście?

Draco włożył sporo trudu w to, żeby napisać choćby „W lesie", ale najwyraźniej było to zbyt wiele dla zaklęcia.

Nie mogę, Fidelius, napisał wreszcie, z rozpędu dodając: Namiot w puszczy. Tym razem zaklęcie nie powstrzymało jego ręki.

Naprzeciwko. Intermedium || dramione ||  ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz