Część 2

59 3 0
                                    

Obudziło go delikatne potrząsanie za ramię. Kiedy otworzył oczy, zobaczył nad sobą charakterystyczne, okrągłe okulary. Zdusił pragnienie ucieczki.

— Musisz wstać, Malfoy. Tonks już przyszła.

Draco zamrugał szybko. W pokoju było jasno, a skoro Potter zdążył skontaktować się z McGonagall, która skontaktowała się z Nimfadorą, która już do nich przyszła... To musiał spać znacznie dłużej, niż przywykł, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wielkie nieba, czyżby w domu Pottera poczuł się na tyle bezpiecznie, żeby przespać spokojnie całą noc?

Potter podszedł do okna, oszczędzając mu konieczności paradowania przed nim w piżamie. Draco w mgnieniu oka zaklęciem zmienił strój na bardziej odpowiedni. Przemknęła mu myśl, że może powinien się lepiej dostosować, żeby nie zwracać na siebie uwagi — jak znał swoich towarzyszy, będą się chcieli ukrywać wśród mugoli — ale ostatecznie stwierdził, że nie musi rezygnować z szaty, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne. Nie miał pojęcia, dlaczego czarodzieje mugolskiego pochodzenia (i nie tylko) fetyszyzowali te dziwne ciuchy, które były niewygodne, ale na dodatek nie miały takich walorów jak liczne zaczarowane kieszenie i materiał dostosowujący się do pogody. Chyba tylko ze względów ideologicznych; a potem twierdzili, że to czarodzieje czystej krwi obnoszą się ze swoimi poglądami.

— Jest ich więcej — mruknął Potter, ni to do siebie, ni to do niego.

Draco zbliżył się i wyjrzał przed okno, po czym cofnął się szybko.

— Śmierciożercy — powiedział odruchowo, po czym zganił się za ten popis wątpliwej błyskotliwości.

— Oni nas nie widzą — uspokoił go Potter — przynajmniej dopóki nie wychodzimy na zewnątrz. Dlatego ty i Tonks będziecie musieli pójść pod peleryną niewidką i szybko się teleportować.

— Nie przejąłeś się tym za bardzo.

Draco zmniejszył zaklęciem kufer. Po chwili zastanowienia uznał, że nie jest zbyt ciężki, i powiesił go na łańcuszku na nadgarstku. Skrzywił się z niesmakiem, bo wyglądał, jakby założył damską bransoletkę. Będzie musiał popracować nad tym później.

— Zawsze tu są — odparł Potter. — Nie mogą wejść do środka, ale znają adres od Snape'a, więc czatują na zewnątrz, dlatego nie możemy tu zostać... Jest ich więcej niż zwykle, pewnie wiedzą, że tu jesteśmy. Coś ich musiało przyciągnąć.

Albo ktoś, pomyślał Draco, niemal czując mrowienie na ramieniu, tam, gdzie miał to przeklęte piętno. Ale nie zamierzał głośno przyznawać się do swoich podejrzeń.

— Jestem gotowy — powiedział nieco zbyt gwałtownie.

— Są w kuchni — odparł Potter, nie odwracając się, ale kiedy Draco nacisnął klamkę, podążył za nim.

Dom w świetle dnia robił jeszcze gorsze wrażenie niż w nocy. Schody prowadzące na górę wyglądały, jakby miały się zawalić przy pierwszej próbie wejścia na stopnie, korytarz pełen był kurzu, a na ścianie wisiały obrzydliwe ozdoby — odcięte głowy starych skrzatów domowych. Draco wzdrygnął się wbrew sobie; miałby koszmary do końca życia, gdyby wychowywał się w takim miejscu.

— Wspaniała dekoracja, Potter. Nie sądziłem, że gustujesz w takich ozdobach — sarknął.

— Nie mieszkam tutaj, zresztą nie mogę się ich pozbyć, ktoś rzucił na nie Trwałego Przylepca. A Stworek marzy o tym, żeby dołączyć do kolekcji.

— Bardzo ambitny jak na skrzata.

W kuchni obok Weasleya przy stole siedziała kuzynka Nimfadora, choć poznał ją tylko dlatego, że wiedział, że to ona; nie przypominała osoby, do której przywykł. Była wyższa i szczuplejsza, miała rysy twarzy Weasleya i włosy w tym samym odcieniu, choć skręcone w drobne, gęste loki okalające pociągłą twarz. Wyglądała niemal jak jego bliźniacza siostra, a kolejny Weasley to ostatnia osoba, którą Draco pragnął spotkać.

Naprzeciwko. Intermedium || dramione ||  ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now