Rozdział 4

11 3 6
                                    

      Jak przez całą drogę nie wahał się, nastawiony na poznanie choć częściowej prawdy tak w momencie zaparkowania za jednym z kontenerów - odezwały się obawy. Próbował przypomnieć sobie niedawno odbytą rozmowę z Arteciem. Do tej pory był zaskoczony, że blondyn naprawdę zgodził się przyjść. Początkowo rzucona przez niego prośba nie była na serio, więc chyba przez ten moment Kaoru musiał zapomnieć z kim miał do czynienia. Dwa lata bowiem ani trochę nie zmieniły odtrąconego pupilka Gollina. Skąd zatem u niego ta zmiana? Z samej rozmowy nie dowiedział się za wiele tłumacząc, że ściany mają uszy. To sprawiło, że zaczął się zastanawiać nad ewentualnym podsłuchem zamontowanym w domu. Istniała oczywiście możliwość, że ktoś z mieszkających pod jego dachem ich podsłuchiwał, ale przecież wszyscy wtedy spali. Inaczej blondyn nie dostałby się tu bez przeszkód. Chyba, że... Jade. Na samą myśl o zielonookim zaprzestał nerwowej zabawy kluczami. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Tylko, że nawet jeśli to mógłby być on to wciąż nie pasowało jedno. Przecież gdyby Callenreese nie spał to za nic w świecie nie pozwoliłby Artecowi na rozmowę z nim. Chyba, że zrobił to by ich podsłuchać. To mogło do niego pasować, z drugiej pokazałoby, że celowo wystawił jego bezpieczeństwo. Co z tego, że był gotów zainterweniować? Może i w niego Kaoru powinien zwątpić?

- Cholera jasna! - zaklął przy okazji kopiąc niczego winny kamień. - Wariuje. Ewidentnie zaczynam wariować.

Nie żebyś już wcześniej nie zwariował odezwał się umysł. Zignorował jednak wewnętrzny głos, który poza obwinianiem go wielokrotnie wspominał o zagrożeniu, o rzekomej pułapce, która go czekała. Chowając kluczyki do kieszeni, wyłonił się zza kontenera ruszając w kierunku neonowych świateł. Jarzący się szyld bił po oczach mrugając zachęcająco. Okna pozasłaniane były zasłonami przez co ciężko było powiedzieć co dzieje się w środku, a coś działo to na pewno. Głośną muzykę słyszał nawet stąd. Zatrzymując się kilka metrów przed, spojrzał w bok na rozciągającego się jak okiem sięgnąć morze. Nostalgia uderzyła w niego z podwójną siłą, gdy uświadomił sobie, że właśnie po latach wrócił w miejsce, które niosło wiele wspomnień za czasów nastoletnich. To tu wielokrotnie ćwiczył z Kojiro nowe triki zanim dołączył do nich Adam. To na moście powyżej Shindo popisywał się sprawiając, że ciche miejsce duetu szybko przerodziło się w odwiedzane przez innych skejterów. Na szczęście doki były dość spore dlatego każdy kto szukał tu cichego miejsca bez większego problemu je znajdował. Szum fal morskich i dźwięk kół desek działały wtedy jak najlepszy lek uspokajający.

     Wszystko to skończyło się, gdy Adam przyznał się do wyprowadzki. W złotookiego uderzyło to o tyle mocno, że przez ten czas naprawdę zdążył coś do niego poczuć. Nie żeby uratowanie przed zaliczeniem gleby nie było kluczowym momentem, w którym coś sobie uświadomił. Wtedy świadomość, że skończą się nocne wypady go zwyczajnie przerażała i wydawała się czymś niemożliwym gdyż niejednokrotnie spędzając tu razem czas nie zastanawiał się nad tym, że to trwać nie będzie. Kaoru westchnął ciężko. Nie powinien wracać do przeszłości, szczególnie tak odległej. Czyżby Dimo zrobił to celowo? Zakładanie nowego klubu w miejscu, które kiedyś tak wiele dla niego znaczyło było ciosem, który odczuł nawet teraz pomimo upływu lat.

- Przepraszam panią, ale kręcenie się na tym terenie o tej porze może być niebezpieczne.

- Huh? - zaskoczony odwrócił się stojąc oko w oko z młodym chłopakiem.

Sama jego obecność nie powinna wydawać mu się podejrzana, bowiem ten mógł kierować się właśnie do klubu, z drugiej...

- Oh! Sakuro-sama, najmocniej przepraszam!

- My się znamy? - zapytał zaskoczony Kaoru kiedy ten złożył dłonie i pochylił się do przodu w przepraszającym geście typowym dla... Japończyków.

~ You can't protect me ~ ||MatchaBlossom||Where stories live. Discover now