Rozdział 2

10 3 6
                                    

      Lotnisko o prawie ósmej tętniło życiem. Zresztą jak zawsze choć już dawno było po sezonie. Jesień zbliżała się wielkimi krokami, a mimo to nie brakowało podróżnych, którzy decydowali się na lot do tej części Japonii. Co prawda nadmorska część Okinawy nie tętniła takim życiem jak latem, ale za to miasto nadrabiało obecnością tylu turystów, że niekiedy język angielski dało się słyszeć częściej niż rodzimy japoński. Różowowłosy poprawił owinięty wokół szyi szalik spoglądając po raz kolejny na tablicę przylotów. Wyglądało na to, że nie tylko samolot jego przyjaciół miał mieć dziś opóźnienie. Z trudem stłumił ziewnięcie. Choć sam zapewniał z rana Kojiro, że jest wyspany i całkowicie trzeźwy na umyśle to jednak jego mózg chyba w ostatniej chwili zapragnął przypomnieć mu nocne wybudzenie. Może powinien jednak pójść po tą kawę? Picie tego napoju co dzień po przebudzeniu było nawykiem jaki nabył w NY. Wcześniej zdecydowanie preferował zieloną herbatę, a tak Kojiro zmuszony był zamienić się nie dość, że w dobrego kucharza (którym zresztą był), lecz także w niczego sobie baristę. Rzuciwszy ostatni raz okiem na tablicę, różowowłosy zdecydował się ruszyć po kawę. Przecież nie może pozwolić sobie na zaśnięcie prowadząc samochód. Jeszcze tego brakowało żeby spowodował wypadek. Chociaż, czy przypadkiem Eiji nie miał prawo jazd? Ten raz był gotów odstąpić miejsca kierowcy jeśli uczucie znużenia go nie opuści.

- Przepraszam pana... - dotknięcie ramienia i obcy, damski głos zmusił go do odwrócenia się.

- Hm? Coś się stało? - zapytał mierząc drobną brunetkę wzrokiem. - Mogę jakoś pomóc? - dodał widząc jak ta uciekła wzrokiem.

- Miałam to panu przekazać - powiedziała podając mu złożoną na cztery kartkę.

- Można wiedzieć od kogo? - zapytał odbierając kartkę z uniesieniem brwi.

- Mówił, że cię zna.

- I tyle?

Dziewczyna wciąż unikała jego wzroku.

- Tak - potwierdziła. - Będę już szła. Do widzenia! - rzuciła pospiesznie, po czym żwawo odeszła rozglądając się na boki.

Nim rozwinął kartkę od tajemniczej dziewczyny, Kaoru sam się rozejrzał licząc, że na coś natrafi wzrokiem. Na darmo. Nic podejrzanego nie rzuciło mu się w oczy.


Zanim wyrzucisz to do kosza i czym prędzej pognasz po swoich przyjaciół, wiedz jedno. Chcę cię ostrzec. Może cię to zdziwić, ale Dimo nie jest najgorszym czego powinieneś się obawiać.

/A.


Nie jest? - wyrwało mu się.

Ktoś otarł się o jego ramię i choć przeprosił, powróciły złe wspomnienia. Kaoru jeszcze raz zetknął na tablicę przylotów nim coś kazało spojrzeć mu w stronę niewielkiego sklepiku.

- Niech mnie oczy mylą - szepnął widząc opartego o framugę blond mężczyznę.

Młodego, szczupłego i aż nazbyt znajomego. Chłopak uchwycił jego spojrzenie, po czym przyłożył palec do ust. Przekaz był jasny - "bądź cicho". Coś kusiło go by do niego podejść, gdy dwa znajome głosy krzyknęły jego imię.

- Pinky!/Kaoru-san!

Chwilę potem ich właściciele rzucili się na niego zamykając go w ciasnym uścisku.

- Jak miło was widzieć - powiedział tuląc ich do siebie, a jednocześnie szukając wzrokiem sylwetki Arteca.

Jakim cudem ten tak szybko zniknął? Dokąd? Czyżby jego pojawienie się zwiastowało, że Dimo lub jego ludzie kręcą się w pobliżu?

~ You can't protect me ~ ||MatchaBlossom||Where stories live. Discover now