Rozdział 14. Jak Śmierć To Tylko U Nas

353 5 3
                                    

Skip Time tydzień puźniej

Dziś mineły dwa dni odkąd chodzę do szkoły i właśnie z niej wracam do domu. Pojechałam tą samą drogą co zawsze. Tym razem śpiewałam "Daylight". Powiem nawet że idealnie odzwierciedlała mój stan psychiczny. Trochę się załamałam. Byłam sama przez ten tydzień. Czułam jakbym sama stała na krańcu klifu i krzyczała o pomoc, pomoc którą mógł dać mi tylko mój brat, ale on niestety musiał się ukrywać. Cały czas także denerwowało mnie to zarywanie Tony'ego. Cały czas zwracał się do mnie "mała". A Dylan wiecznie chodził przybity. Nie rozumiem co mu odbiło ale wyglądał jakby był zazdrosny. Trochę o tym myślałam i stwierdziłam że żeby nie psuć przyjaźni mojej i Hailie na razie nie będę się w nic z nimi mieszać i sprubuję zająć się nami. Akurat wyjeżdżałam na teren posesji gdy skończyłam śpiewać. Jak zawsze wjechałam do garażu i jak zwykle poszłam do kuchni.

- Witaj Yn - powiedział popijając kawę Egbert gdy weszłam do kuchni.

- Cześć. - odpowiedziałam.

- Chciałbym z tobą porozmawiać na pewien temat. - usiadłam na jednym z krzeseł za wyspą a on zajął miejsce obok mnie - o chłopakach. Jak już pewnie dobrze wiesz śmierć mojego syna uwolniła cię przed obowiązkiem małżeństwa. Więc chce ci powiedzieć ż...- zatrzymał się w środku zdania i zaczął się lekko trząść. - z-zad-dzw-woń d-do Gr-rac-ce. B-bo ch-chyb-ba m-mam z-z-zawa-ał.- kurwa. Odrazu wybrałam jej numer i zaczęłam dzwonić. W słuchawce jedynie co usłyszałam to cytuje "Masz jeszcze czelność wydzwaniać do mnie suko?". I się rozłączyła. Potem wybrałam numer kolejno do : Haillie, Shane'a, Tony'ego, Willa, Vincenta aż w końcu zadzwoniłam do Dylana.

- Halo?

- Dylan? - odpowiedziałam ze strachem w głosie.

- Yn? Wszystko dobrze? Coś ci się stało?

- Egbert on on on chyba ma z-z-zawał. - powiedziałam a on chyba wyczuł co czuje.

- Będę za pięć minut. Zadzwonię do Vinca. Jadę. - i rozłączył się. Tak jak mówił pięć minut puźniej przyjechał tu z Vincentem. - spokojnie. Oddychaj powoli Yn. Uspokuj się.

- Ja wezmę Egberta do szpitala a ty weź ją do naszego domu. - i tak też się stało. Już osiem minut puźniej (bo Dylan jechał wolniej niż zwykle) byłam pod rezydencją Monetów. Od razu po wejściu zobaczyłam Tony'ego.

- Hej mała. Co ty tu robisz? - oczywiście musiał urzyć zwrotu "mała". Ale ja w tamtym momencie zalewałam się tak łzami że nie potrafiłam wypowiedzieć słowa. Natomiast Dylan prowadził mnie za rękę do salonu. Blondyn widząc co przeżywam i że raczej nie odpowiem postanowił odpowiedzieć za mnie.

- Santan w szpitalu. Miał zawał. - najlepsze jest to że z ust Tony'ego wydobyło się tylko ciche kurwa nim zaczął mnie pocieszać. Z biegiem czasu do naszej trójki doszła reszta Monetów ( wszystkich oprócz Vincenta). A po jakieś godzinie przyszedł także i najstarszy brat Monet.

- Yn Egbert jest w szpitalu, miał zawał. Chcę Ci podziękować za to że zachowałaś zimną krew i nie skończyłaś wydzwania na Grace czy Hailie. Bo prawdopodobnie przedłużyłaś jego życie może o sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące albo lata ale jednak przedłużyłaś. Pewnie chcesz do niego jechać? - Zatrzymał się czekając na moją odpowiedź. Ja jedynie byłam w stanie skinąć głową. - w takim razie jak nie masz nic przeciwko to Tony cię zawiezie. Ale Tony autem. - i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do niebieskiego samochodu. A on zawiuzł mnie do szpitala. Poszliśmy do sali w której leżał mój prawny opiekun. Wcześniej przed wejściem zostaliśmy uprzedzeni że pacjent śpi. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia zauważyłam że ktoś leży na szpitalnym łużku. Od razu podbiegłam i usiadłam na krześle obok łużka. Przesiedziałam tam pół godziny aż nie zaczął pikać pulsometr. Kurwa. Od razu wyszłam na korytarz i zawołałam lekarza. Okazało się że Egbert musi jechać na blok. Podwójne kurwa. Akurat wtedy wrucił Monet który poszedł zapalić fajkę. Opowiedziałam mu to a on zadzwonił do brata. Zaczął mnie pocieszać a ja w tamtym momencie uświadomiłam sobie że karma naprawdę wraca. No bo zleciłam zabujstwo Adriena którego nienawidziłam, a wzamian los odebrał mi Egberta którego pokochałam jak ojca. Gdy Moneci i Grace przyjechali przyszedł do nas lekarz.

- Bardzo mi przykro ale pan Egbert Santan nie przeżył. Było zatrzymanie akcji serca. - w tamtej chwili mój świat runoł. Zaczełam desperacko krztusić się łzami w objęciach Tony'ego. Znowu straciłam najbliższą mi osobę. Gdy już wszystko zaczęło się układać...

Skip Time trzy dni puźniej

Dziś dzień pogrzebu Egberta. Ubrałam się jeden do jednego tak jak na pogrzeb Adriena. Miłe było to że Moneci we wszystkim mnie wspierali. Tony od trzech dni nocuje u mnie w domu a Shane, Dylan i Hailie szykowali mi pokuj w ich rezydencji. Ale co do tego miałam mieszane uczucia bo czułam jakbym była prześladowana przez śmierć. Ponieważ zmarli mi rodzice, potem Adrien (mniejsza o to że z mojego polecenia) a teraz on. Jak dla mnie to na rok tych wszystkich wydarzeń było za dużo. Ale na razie to pomińmy. Gdy się już ubrałam zeszłam do kuchni w której już siedział ubrany w garnitur Tony.

- O hej mała. - wskazał palcem na krzesło obok niego. - siadaj. Powiedziałem waszej kucharce żeby zrobiła ci tosty francuskie. Jedz.

- Cześć. - odpowiedziałam chociaż nie miałam nastroju. Po śniadaniu poszliśmy do garażu. Tony stwierdził że pojedziemy moim autem bo ja go dostałam od niego co oznacza że raczej przepisał go mi. Ale także dlatego że nie wiadomo czy reszty nie przepisał na córki. Chłopak usiadł na miejscu kierowcy a ja pasażera. I pojechaliśmy. Ku mojego zdziwienia on też jakoś mocno nie przekraczał dozwolonej prędkości. Może nie chcieli mnie przestraszyć. Długo zadawałam sobie to pytanie i miało mnie dręczyć też jeszcze długi czas. Z przemyśleń wyrwał mnie głos Tony'ego.

- Mała. - zwrócił na siebie uwagę - idziemy. - pomugł mi wyjść, chwycił mnie za rękę i pokierował w stronę cmentarza. Jak się okazało Egbert miał zostać pochowany obok Adriena co dodatkowo mnie przebiło. Kiedy trumna spadała do ziemi jego córki się do siebie przytuliły. Miłym gestem było tekże zaproszenie Grace do ich uścisku ja chciałam odmuwić ale takich gestów się nigdy po tej wiedźmie nie spodziewałam. Więc przytuliłam je. Po pogrzebie mieliśmy jechać do notariusza.

- Dzień dobry państwu. - powitał nas - zebraliśmy się tu by odczytać ostatnią wolę Egberta Santana.- oznajmił nim za użył się w tekście. - Ja Egbert Santan będąc w pełni władz fizycznych i umysłowych przekazuje cały mój majątek, włączając w to wszelkie depozyty pieniężne i nieruchomości następującym osobą : moim córką Keirze Santan i Grace Janderau daję mój dom, wszystkie samochody oprócz fioletowego lamborgini hucan a także ⅔ swojego majątku do podiału. Grace przejmiesz biznes a także mój sygnet mam nadzieję że będziesz go nosić i wspominać wszystkie nasze wspólne dobre chwilę. Yn Kane od chwili w której przyjąłem cię pod swoje skrzydła poczułem jakbym miał trzecią córkę choć miałem dwie. Do mojego życia wprowadziłaś wiele dobrych zmian. Dlatego też przypisuję niegdyś ci podarowane przeze mnie i mojego syna lamborgini hucan i ostatnią część ( ⅓) mojego majątku. Vincencie, Williamie, Dylanie, Shanie i Tony Monet. Wam zostawiam zarząd powierniczy i opiekę nad Yn do której bym prosił o wyznaczenie osoby która ma zostać jej opiekunem prawnym. Mam nadzieję że dobrze się nią zaopiekujecie. - przerwał - I to by było na tylę dziękuję. Z mojej strony proszę tylko o ustalenie przez biologiczne córki pana Santana o wspólne ustalenie podziału przepisanego majątku oraz czasu do którego panna Kane ma się wynieść. Jeżeli o mnie chodzi to już nie mam nic do powiedzenia oprócz dowidzenia. - i wyszedł. Po nim wszyscy zaczęli kolejno opuszczać salę. Ku mojemu zaskoczeniu oprócz Keiry i Grace do rezydencji pojechali za nami także Moneci...

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnWhere stories live. Discover now