Rozdział 4 (Milo)

275 10 1
                                    

Kiedyś: (10 lat temu)

- dzień dobry kocie - mówi Natalie siedząc na krawędzi mojego łóżka zakładając buty.
- yy cześć - mówię lekko zasypanym głosem.

   Właśnie do mnie docierają urywki wczorajszej nocy. Tej nocy kiedy przelecenie Natalie wydawało się być dobrym pomysłem. Dziś na kacu czuje również kaca moralnego. Ale szybko o nim zapominam bo najwyraźniej Natalinie nie przeszkadza to, że ją wykorzystałem co lepsze wydaje mi się, że ona również wykorzystała mnie. 

- nie mogę spóźnić się na rodzinne śniadanie, mój brat Thomas ma dziś urodziny. - mówi dziewczyna kończąc ubierać drugiego buta. - było super, ale wiesz , że to tylko seks, prawda? - pyta całuje mnie w usta i zanim zdążę coś odpowiedzieć znika za drzwiami mojego pokoju.

      Wstaje z łóżka i czuje jak kac powoli rozwala mi głowę. Podchodzę do drzwi balkonowych, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
     Świerze powietrze o poranku na kaca to jedyne co jakoś stawia mnie na nogi.
     Jestem całkowicie nagi, ale wcale mi to nie przeszkadza, balkon zakrywa te cześć ciała, której sąsiedzi nie powinni widzieć, a nawet jeśli trudno, niech stara Pani Wambrige z nad przeciwka zawiesi przez chwile oko na moim młodym ciele.

   - dzień dobry i miłego dnia Tim. - słyszę głos Natalie witającej i równocześnie żegnającej się  z moim ojcem - Milo było panią poznać dodaje, a ja odrazu kieruje wzrok na ogród przez, który prowadzi ścieżka na tylni parking.

      Ojciec idzie z jakąś nową laską i oboje ciągną  za sobą po dwie walizki. Na pierwszy rzut oka nie wiem kim jest ta kobieta jednak po chwili, gdy promienie porannego słońca przestają mnie razić dociera do mnie, że gdzieś ją już widziałem i nie było to napewno spotkanie towarzyskie.

- co jest kurwa? - krzyczę z balkonu.
- cześć Milo - mówi ojciec - ciebie tez miło widzieć z rana.
- nie mów mi, że ona się tu wprowadza.
- a jak ci się wydaje? - pyta retorycznie ojciec.
- chyba cię pojebało, jaja sobie robisz? - mówię i nie ukrywam swojego zdenerwowania.
- nie tym tonem -  krzyczy ojciec.
- to jakim?! - krzyczę teraz również i ja.

      Mierze kobietę wzrokiem, wystawiam im obu środkowego palca i wchodzę z powrotem do pokoju.
     
     Słyszałem, że jest coś takiego jak kryzys wieku średniego, ale nigdy nie pomyślałem, że dopadnie to właśnie mojego ojca. Rozwód z matką to jedno, ale zamieszanie z obcą kobietą chwile po rozstaniu to całkiem druga sprawa. 

     Jestem na maksa wkurzony. Ubieram szybko jakieś spodenki i koszulkę i zlatuje po schodach na dół. Przejście z drugiego piętra na pater w naszym domu zajmuje kilka minut, więc w trakcie zdążę trochę ochłonąć.
     Wchodzę do salonu, w którym stoją mój ojciec z jego partnerką.

- jestem Milo - mówię. - nie będę ukrywał nie podoba mi się ten pomysł. - dodaje witając się z kobietą.
- nikt cię nie pyta o zdanie - mówi ojciec.
- nie uważasz Milo, że ojciec jest już dorosły i sam podejmuje decyzje kto mieszka w jego domu? - pyta kobieta, zniżając do połowy z oczu swoje okulary przeciwsłoneczne.
- o wow, ty tak poważnie? - pytam kobietę. Po czym uśmiecham się ironicznie, równocześnie przygryzając dolną wargę i przewracam oczami.

     Czuje jak gotuje się w środku.
     Próbowałem być milszy, jednak nie dam rady. Co za przemądrzałe babsko.
      Nie mam pojęcia co ojciec w niej widzi, nie jest zbyt urodziwa jednak wydaje mi się, że za taką się uważa. Wyglada także za niezbyt przyjazną osobę ponieważ jej powykrzywiane miny mówią same za siebie. A to w jaki sposób do mnie mówi potwierdza moje odczucia.
    
- pytasz mnie co uważam? - pytam retorycznie. - uważam, że w niczym nie jesteś lepsza od mojej matki- dodaje, a kobieta stoi jakby dostała w twarz.
- Milo! - krzyczy ojciec. - Co w ciebie wstąpiło! - dodaje.

   Ojciec podchodzi do kobiety i przytula ją. A ona wtula się w jego tors, zachowując się przy tym jak małe dziecko.

- przepraszam zazwyczaj jest on milszy. Nie wiem co się z nim dzieje. - tłumaczy mnie ojciec.

    Oto i cały on. Mój ojciec nie zdający sobie sprawy do czego doprowadził tym, że rozwiódł się z matką.
    Już teraz wiem tez dlaczego nie zauważył  jak dużo się u mnie ostatni odmieniło, myślałem, że to przez rozstanie z matką, a tym samym on po prostu  miał inne zajęcie do roboty.
     Mianowicie był zajęty pieprzeniem jakieś nowej laski.
     Niby mi to nie przeszkadzało bo mogłem robić co chciałem, ale z drugiej strony naprawdę był tak ślepy, że nie zauważył ze od kliku miesięcy prawie co tydzień przychodzę nawalony. Już nie jestem tym miłym facetem, którym byłem, jestem nowym Milo. I mam na wszystko wyjebane, wzoruje się na moich rodzicach.

- wiecie co walić to - mówię i macham ręką - i tak gówno zdziałam, ale następnym  razem może mógłbyś mnie poinformować wczesnej ? - pytam.
- w zasadzie to jest jeszcze  jedna kwestia.  - mówi ojciec. A ja przeczesuje nerwowo włosy. - Carlo ma córkę - dodaje. - dojedzie do nas za dwa miesiące, bo jest teraz u ojca i - już ma coś powiedzieć, ale ja wyciągam rękę do przodu informując, żeby przestał gadać.
- muszę to przetrawić, dość informacji na jeden raz,jesteście oboje pojebani  - mówię i wlatuje z powrotem na górę po schodach.
- następnym razem zaproś Natalie chociaż na śniadanie! Przyjaźnie się z jej ojcem tak nie wypada! - krzyczy za mną ojciec, a ja tylko macham ręką.

   Nigdy w życiu nic większego nie będzie mnie łączyć z Natalie i to nawet nie z mojej winy, ale z naszej wspólnej. Oboje jesteś dla siebie destrukcyjni i całkowicie do siebie nie pasujemy. Dowodzi to nawet ostatnia noc z której nie jestem zbytnio zadowolony.
     Nie obchodzi mnie czy ojciec koleguje się z jej starym, co to mam niby mieć wspólnego z tym, że powinienem z nią także zjadać śniadanie. Jedyne co mogę z nią jeść to lunch na przerwie w szkole jeśli towarzyszyć nam będzie cała nasza paczka. A jedyne co wiem czego nie będę z nią robił przez resztę życia to z nią sypiał.

                                        ***
Teraz
- postanowione. - mówię do słuchawki w telefonie. - nie zachęcisz mnie Liam dziś do sparingu, stary chociażbym  chciał mam setki spraw do ogarnięcia.
- dobra, dobra przyznaj się ze boisz się ze skopie ci dupę. - mówi mój kumpel.

     Zaczynam się śmiać na myśl o tym, że Liam miałby mi dać radę w boksie. Może i być sportowcem, ale ta dziedzina całkowicie mu nie leży.

- jesteś pewny? - pyta jeszcze raz przerywając mój śmiech.
- tak jak ci mówiłem, od wczoraj nic się nie zmieniło, dalej nie mam dziś na to czasu - odpowiadam - Może nie wiem idź weź swoją dziewczynę na lunch napewno się jej to spodoba.
- yyy No nie wiem. - odpowiada, a mnie, aż zalewa krew jak słyszę tą jego niechęć.

      Na cholerę niszczy życie Bi, skoro ma jedną  swoją wielką niezastąpioną  miłość - sport.

- rób jak chcesz, ale ja jadam z nią częściej na mieście niż ty, a z tego co  wiem to ty jesteś jej chłopakiem. - mówię i zaczynam żałować tych słów, bo wiem że właśnie naciąłem na jego słaby punkt.
- właśnie jak dobrze powiedziałeś  ja jestem jej chłopakiem, więc się odpierdol od tego co i kiedy powinienem z nią robić! - krzyczy chłopak. - i znajdź sobie w końcu dziewczynę do cholery, może przestaniesz się interesować naszym życiem. - dodaje.
- Stary daj spokój, wiesz, że między nami jest całkiem inna relacja,  ile razy mam ci to wyjaśniać? - pytam i przewracam oczami chociaż Liam tego nie widzi.
- może zamiast cały czas wyjaśniać, przestań mi mówić co mam robić. - mówi stanowczo.
- dobra sorry, niepotrzebnie się odzywałem - mówię.
- spoko - mówi po chwili już opanowany - ale za tydzień skopie ci dupę u Barney'a.
- to się jeszcze okaże. Muszę lecieć. - mówię i rozłączam się, wchodząc do operatora sieci komórkowej.

ZBYT BLISKO DLA SERCA Where stories live. Discover now