Rozdział 14

822 29 2
                                    

Sięgnęła po komórkę, wybierając numer. Przyłożyła urządzenie do ucha, czekając na odbiór.

Rozumiałem, skąd brało się jej zmartwienie. Tata zawsze był punktualny, a jeżeli zdawało mu się zostawać po godzinach, zawsze o tym informował. Mama była zawsze wyrozumiała, zdawała sobie sprawy, że był on przecież prezesem ogromnej firmy. Mimo wszystko czasami widziałem jak przy samotnych wieczorach, jej uśmiech schodził.

Spojrzałem na jej twarz, dostrzegając delikatny grymas. Odłożyła telefon, zagubiona spoglądając w stronę okna. Wzdrygnęła się, odwracając się w moją stronę.

- Kochanie, pojadę do taty dobrze? Zostaniesz chwilę sam, ale szybciutko wrócę - przykucnęła do mnie, łapiąc za moje ręce.

- Dobrze - pokiwałem głową.

- Dasz sobie radę, prawda? Gdyby coś się działo, to do mnie zadzwonisz, tak? - Jej kciuk muskał zewnętrzną część moich dłoni.

- Tak - uśmiechnąłem się, upewniając ją.

- Kocham cię - pocałowała moje czoło, przyciągając mnie do swoich objęć. - Zaraz się zobaczymy.

Jednak wtedy nie wiedziałem, że te słowa były kłamstwem. Bo ona już nie wróciła. Ona, jak i ja wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to był ostatni nasz raz. Ostatni raz, kiedy mogłem poczuć jej dotyk i usłyszeć jej głos.

***

Palce przeskakiwały po klawiaturze w zawrotnym tempie. Wpisywałem kolejne hasła, oczekując, że może za którymś razem znajdę czego szukałem. Ekran rozjaśnił się, ukazując wynik mojego szukania. Przeskakiwałem po kolei po nagłówkach, czytając co drugie słowo.

Poderwałem głowę na drzwi, kiedy usłyszałem trzaśnięcie. Do mojego pokoju dosłownie wbiegła Charlotte. Jej twarz była tak wkurwiona, jakby przed chwilą złamała paznokcia.

- Myślałem, że w tym domu istnieje jeszcze jakaś prywatność - sarknąłem, zamykając klapę komputera.

Zsunąłem laptopa z moich ud, kładąc go gdzieś obok. Odwróciłem się, widząc jak kobieta, w zawrotnym tempie pokonała całą długość mojego pokoju, aby stanąć przede mną.

Chciało mi się śmiać z wyrazu jej twarzy. Kiedyś urządziłem małą imprezkę w naszym starym domu. Niestety ona przyszła w najmniej odpowiednim momencie. Wchodząc do swojej garderoby, zobaczyła kilka dziewczyn poprzebieranych w jej drogie kreacje. Nawet w tamtej chwili nie była tak wściekła, jak teraz.

- Co to jest! - wykrzyczała, rzucając we mnie jakimś małym pudełkiem.

Opakowanie uderzyło w moją klatkę i spadło na dół. Podniosłem je, od razu rozpoznając paczkę po papierosach. A raczej sam kartonik, ponieważ sądząc po ciężkości, była ona już pusta.

- Charlott nie wiedziałem, że posiadasz jakieś inne nałogi niż zakupoholizm - spojrzałem na nią z uznaniem, kiedy ona zapewne wykręcała mi kark w myślach.

- Nie pozwalaj sobie Tyler - wstawiła swój wypiłowany paznokieć w moją stronę.

- To, co kurwa ode mnie chcesz? Mam ci wytłumaczyć co to jest? - wystawiłem opakowanie przed nią, nadając słowom więcej akcentu.

- Wytłumacz, co ta paczka robiła w pokoju Caleba! - znów uniosła swój głos, próbując postawić mnie do pionu.

Moja twarz była niewzruszona. Zapewne to mogło mnie zdemaskować.

- Nie wiem, może młody sobie popala - wzruszyłem ramionami, pozwalając, aby na moje usta wpłynął uśmiech.

- Jesteś bezczelny. Jeżeli chcesz twój ojciec może przeprowadzić z tobą tę rozmowę - wygina usatysfakcjonowana swoje brwi, czekając, aż zacznę mówić.

Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz