Prolog

273 10 0
                                    


Usłyszałam ciche pukanie do drzwi pokoju. Nie miałam jednak sił powiedzieć głupiego słowa proszę. Gdy długo się nie odzywałam osoba za drzwiami postanowiła wejść do środka.

- Cześć skarbie jak się czujesz? - zapytała staruszka. Była to nasza sąsiadka, która odkąd pamiętam była dla mnie jak babcia.

- Nie ma słów, które opiszą to jak ci współczuję. To przez co przeszłaś odbije się na tobie, ale - przerwała siadając na łóżku i dotykając mojej zimnej dłoni - ale jestem pewna, że dasz radę. Zawsze byłaś dla mnie silna dziewczynką i teraz to pokazujesz.

Nikły uśmiech pojawił się na moich ustach. Moi rodzice zginęli tydzień temu w katastrofie lotniczej, wracając do domu z delegacji. Jakąś cząstka mnie zginęła wtedy z nimi.

- Wiem, że w tym łóżku jest strasznie wygodnie, ale nadszedł czas na rozmowę z panią psycholog i panem policjantem. Wiesz, ja niestety nie jestem twoim prawnym opiekunem i nie mogę nim być bo cóż... jestem już troszkę za stara.

- Muszę? - zapytałam zachrypniętym głosem od ciągłego płakania

- Musisz, raz dwa.

Wydałam z siebie głośne westchnienie próbując się wydostać z plątaniny kocy. Zapewne wyglądałam jak kosmita o wiele za duży komplet dresów, podpuchnięte oczy i czerwona twarz. Ubrałam na stopy kapcie i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi przed sekunda zniknęła staruszka.

Kroki stawiałam głośne i powolne, bojąc się rozmowy, która czeka mnie za kilka minut. Od razu po przekroczeniu progu poczułam aromatyczny zapach kawy i jakiegoś ciasta. Na fotelu siedziała chyba pani psycholog, a na kanapie komisarz wraz z starsza kobieta.

- Dzień dobry. - przywitałam się nieśmiało

- Dzień dobry usiądź, na fotelu obok pani psycholog. Jest tu z tobą, ponieważ poruszamy temat, na który możesz nie być jeszcze gotowa. - powiedział spokojnie

Ton jego głosu sprawił, że wykonałam jego polecenie niemal od razu.

- A więc... - zaczeła pani psycholog

- Znaleźliśmy ci nową rodzinę.

KURWA...

There is hope in tragedy...Where stories live. Discover now