– Jak pan sobie to wyobraża? – W moim głosie pobrzmiała złość. – To, że pozwoliłam panu się odwieźć już dwa razy, było złą decyzją. Jeśli ktoś by nas zobaczył, mógł sobie coś pomyśleć. A teraz miałabym dla pana pracować i przychodzić do pana domu? To za duże ryzyko. Moja praca nie należy do najlepszych, ale nie zagrozi moim studiom lub przyszłości – zauważyłam. Na męskiej twarzy wymalowało się zrozumienie, ale i determinacja.

– Rozumiem twoje obawy. Sam je miałem, wychodząc do ciebie z tą propozycją. Ja też mogłem mieć z tego powodu nieprzyjemności, gdyby ktoś źle zinterpretował mój przejaw dobroci.

Czyli znał ryzyko i wciąż się jego podjął? Wariat!

– Chciałabym zrozumieć, czemu pan to wszystko robi, skoro ma pan też wiele do zaryzykowania. Niby nic złego żadne z nas nic nie zrobiło, ale jedno złe słowo od osoby, która by zrozumiała opacznie pana intencję i oboje mamy przejebane. Proszę wybaczyć za wyrażenie, ale taka prawda.

Mężczyzna przejechał językiem po zębach, kiwając głową. Nie patrzył na mnie, a ja miałam ochotę chwycić go za twarz, aby na mnie spojrzał, bym mogła odczytać z jego oczu prawdę, jednak niedane mi było tego zrobić.

– Chciałbym, abyś jednak przemyślała moją propozycję – poprosił, unikając odpowiedzi. Westchnęłam z irytacją, zaciskając palce na pasku torebki i się podniosłam.

– Moja odpowiedź brzmi: nie – oznajmiłam, a następnie wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami, co zwróciło uwagę ludzi na korytarzu. Wymamrotałam ciche przeprosiny i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Postanowiłam się przejść, choć miałam kawałek do kampusu. Spacer był długi, ale odświeżający. Mogłam sobie na spokojnie przemyśleć wydarzenia ostatnich dni.

Byłam zaskoczona inicjatywą pomocy ze strony Vincenzo, ale w naszym przypadku była irracjonalna. Gdyby ktoś się dowiedział, mógłbym osądzić nas o spoufalanie się, co byłoby zagrożeniem dla jego kariery, a dla mojej nawet niezaczętej kariery. Musiałam być ostrożna, więc rozsądne było odrzucić propozycję mężczyzny.

Był też inny problem. Coś mnie do niego ciągnęło. Gdyby wczoraj się nie odsunął, pozwoliłabym mu się pocałować, jak ostatnia kretynka. Sama powinnam się odsunąć lub go odepchnąć, a tego, kurwa, nie zrobiłam.

Czemu moje życie to musi być serią niefortunnych zdarzeń?

****

VINCENZO

Siedziałem w swoim gabinecie, gdy rozległo się pukanie drzwi. Gdy pozwoliłem temu komuś wejść, w progu zobaczyłem Federico. Jego twarz pokrywała beznamiętna maska, która zawsze zakładał, gdy opuszczał mój apartament.

– Z czym tym razem do mnie przychodzisz?

– Komendant Jensen ma do szefa sprawę. Mam go wpuścić? – spytał, a ja zdusiłem w sobie jęk irytacji, po czym machnąłem dłonią na znak, aby go wpuścił. Do środka wszedł o jakieś dziesięć lat starszy mężczyzna, ubrany w uniform policyjny.

– Cóż pana komendanta do mnie sprowadza? – Przykleiłem do ust serdeczny uśmiech, podnosząc się, a następnie wymieniliśmy uścisk dłoni. – Proszę, usiąść – zachęciłam, wskazując na fotel naprzeciwko mnie.

– Ostatnio doszło do zbiorowego gwałtu trzech nastolatek. Ci zwyrole odurzyli dziewczęta i nie zostawili śladów nasienia...

– Czemu mi komendant to mówi? – Przerwałem mu, mrużąc podejrzliwie oczy.

– Doszły mnie słuchy, że ma pan ludzi od załatwiania takich zwyroli. – Zaśmiałem się pod nosem na jego nieudolne próby zwrócenia się do mnie o pomoc. – Gdyby pan zechciał...

Dottore Italiano | La Mafia Italiana #3Where stories live. Discover now