Rozdział 1

125 15 23
                                    

 Patrzyłam z przekąsem na Jona, który rzeźbił nożem w drewnie. Odkąd dorósł pamiętam, że cały swój wolny czas poświęcał wykonując właśnie tą czynność. Wychodziło mu to naprawdę pięknie, mogłabym przysiąc, że był mistrzem w tej dziedzinie, ale nie został jeszcze przez nikogo zauważony. Sprzedawał swoje dzieła na rynku z marnym skutkiem. Erisa mu z tego względu bardzo dokuczała.

– A ty co? – Jak na zawołanie weszła do pomieszczenia gryząc jabłko. – Znowu bawisz się w Gepetto?

– Nie dogryzaj mu – warknęłam w jej stronę, a ona tylko wzruszyła ramionami. Mieszkałyśmy tutaj od dzieciństwa i zawsze byłyśmy razem, odkąd pamiętam, ale często miałyśmy odmienne zdania. Lubiłam ją, ale czasami mnie tak denerwowała!

– Zawsze go bronisz, jakby on sam nie mógłby tego zrobić – odpowiedziała i skierowała się w moją stronę, ignorując Roberta, który siedział przed paleniskiem i grzał swoje stare kości. – To już się robi nudne, An.

– To przestań. Czasami zachowujesz się jak dziecko i zapominam, że masz dwadzieścia pięć lat – na moje słowa mrugnęła do mnie i pokazała wszystkie swoje zęby.

– Mamy godzinę do zbiórki. Jesteście gotowi? Gdzie Violet? – Podążyłam wzrokiem do Roberta. Ten ocknął się i skinął głową w stronę drzwi.

– Zapewne siedzi w szkole – odwrócił się w naszą stronę. – Dzieci, gdzie jest Ryan?

– Jak zgaduję posuwa jakąś ślepo zakochaną w nim dziewczynę. Kto się ze mną zakłada? – Erisa uniosła z uśmiechem dłoń do góry, ale gdy zauważyła, że nikt jej nie odpowiedział, odchrząknęła i spojrzała na Roberta.

– Musimy za chwilę się zbierać – Robert podsumował i przeniósł ponownie wzrok na niewielkie płomienie.

Do pomieszczenia w naszej chacie weszli jak na zawołanie Ryan oraz Violet.

– Lyanno! Rozmawiałem z ojcem Tarwina i zgodził się. Nawet połasi się na twój skromny posag, a raczej jego brak. Podobno jego syn ma na ciebie chrapkę – otworzyłam szeroko oczy z niedowierzania. – Ucz się już bycia żoną. Zgarniemy za ciebie fajne przywileje.

– Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz, Ryan – wycedziłam, a on wzruszył nieprzejęty ramionami.

– Ale taka jest kolej rzeczy. Spodobałaś się kolesiowi, który ma najbogatszego ojca w wiosce. Myślisz, że przepuszczę taką okazję? – Parsknął, a Erisa rzuciła w niego ogryzkiem jabłka.

– Jesteś skończonym sukinsynem! – wykrzyknęła i wypuściła ze świstem powietrze przez nos. Wstałam z rozpadającego się fotela i podeszłam do niego. Miałam wrażenie, że w pokoju nagle nastała cisza.

– Jeszcze raz chociaż o mnie pomyślisz, a obiecuję, że przyjdę do ciebie w nocy i obetnę ci to, co masz pomiędzy nogami – wyszczerzyłam się w jego stronę. – Obawiam się, że każda panna by uciekła z twojego łóżka.

– Ale się boję, Lyanno. Nie zmrużę oka – przewrócił oczami i nie odrywał ode mnie wzroku. – To twoja wina. Było nie paradować półnago w barze. Z tego co się dowiedziałem, to właśnie wtedy podobno zakochał się w tobie... – nie dokończył, bo chwyciłam go za koszulę i przyszpiliłam do ściany. Zawsze byłam silna, zaskakująco silna i w pewnych sytuacjach lubiłam z tego korzystać.

– Dzieci! –Violet wykrzyknęła i nie odrywała od nas wzroku. Przełknęła ślinę i próbowała oddychać miarowo. Stała prosto, była aż zanadto wyprostowana. – Nie kłóćcie się! Ryan, wybij sobie z głowy, że wydasz Lyannę za mąż. A ty Lyanno, puść go. Natychmiast!

Wilcze WestchnienieWhere stories live. Discover now