III

270 19 5
                                    

1

Zaraz na początku naszego picia, Bakugō stwierdził, że jak już rzygać, to tylko drogim winem. Przypomniałem sobie z jaką pewnością obwieścił swoje stanowisko, wisząc głową nad kiblem.

Rano obudziłem się z ogromnym kacem i zatruciem. Czułem się okropnie. Chwilowa dezorientacja zaraz po otworzeniu oczu nakazywała uważne prześledzenie wspomnień. Może coś przegapiłem? Może stałem się zakładnikiem, a traumatyczne sytuacje wyparły większość wspomnień z przesłuchań? To nie było normalne, że czułem się jakbym zaraz miał opuścić ten świat. Odgłosy budzących się kolegów szybko jednak rozwiały rodzącą się panikę. Czułem się tak okropnie przez własną głupotę, nie przez wrogów.

Koniec końców, wraz z nadejściem pierwszej torsji, uznałem że Bakugō się mylił. Rzyganie to rzyganie, nie ważne jak ekskluzywny alkohol je wywołał.


2

Podczas grupowego śniadania zrezygnowałem z jedzenia, które otrzymaliśmy: trzy kromki chleba i jajecznicę. Siedziałem przy stole sam. Bezmyślnie rozgrzebywałem widelcem zawartość talerza, patrząc się w bliżej nieokreślony punkt w oddali. Jak miałem niby pracować w takim stanie? Jak się z tego wytłumaczyć? A jeśli ktoś nas dzisiaj zaatakuje? Co ja wtedy zrobię? Ledwo stałem na nogach. Mój organizm przeprogramował się z przyjmowania składników odżywczych, na ich wydalanie. Całą energię poświęcałem na to, aby nie zrobić widowiska w stołówce i nie zwymiotować na oczach mojej grupy. Po wnętrznościach czułem, że czaiła się tam jeszcze niejedna konsekwencja alkoholowa.

Z jednej strony bardzo żałowałem swojej wczorajszej decyzji, ale z drugiej co chwila wspominałem wszystko to co wydarzyło się między mną a Bakugō. Odtwarzałem w myślach dotyk jego dłoni, język niepewnie poznający mój, ciało na ciele, moje kolano pomiędzy jego nogami. W tle wibrowały wspomnienia naszych jęków. Na samą myśl stawałem się falą żaru i lęku. Odczuwałem silne pragnienie, aby pójść znowu na te schody i przeżyć tamtą sytuację jeszcze raz. I to sprawiało, że zaczynałem się bać sam siebie.

Ale fakt faktem – czułem coś. W końcu coś czułem. Dlatego mój mózg działał jak zdarta płyta. Zderzenie zębami. A potem od nowa: butelka, palce, iskra, usta, kolano, język. I tak w kółko.

Zastanawiałem się też czy po wczorajszym odhaczaniu punktów z listy, Bakugō cierpiał podobnie. Znając zasady funkcjonowania tego świata: pewnie czuł się wyśmienicie i wyglądał nienagannie, w momencie w którym ja prezentowałem się jakby los przeżuł mnie, a następnie wypluł na chodnik. Tak właśnie wyglądała sprawiedliwość mojego świata: nie była sprawiedliwa.

I najważniejsze: czy on też wspominał to co zrobiliśmy?

– Wyglądasz strasznie, kolego z klasy. – Usłyszałem nad swoją głową Kaminariego.

Dosiadł się do mojego stolika wraz z Shinsō. Położył tacę i opadł z westchnieniem po mojej prawej stronie. Shinsō usiadł naprzeciwko nas.

Jeśli tylko nadarzała się okazja, jedliśmy wspólnie śniadanie. Miło było nazywać ich nadal kolegami z klasy, chociaż oficjalnie nie byliśmy uczniami, a nasza klasa wraz z tamtą decyzją przestała istnieć. Stanowili jednak jakąś niewidzialną, cienką nitkę, która łączyła mnie z poprzednim życiem. Życiem przed wojną. Może i okłamywaliśmy siebie w ten sposób, ale najwidoczniej każde z nas tego potrzebowało. Wiecie, taki nasz wewnętrzny żart.

– Jak tam dzisiaj twój dar, Izuku? – zagaił Denki. – Pytam, bo mój o dziwo bardzo dobrze. Zobacz!

Wyładowanie, które pojawiło się między jego dłońmi wyglądało imponująco. Denki, podobnie jak ja, należał do nielicznej grupy osób, która zachowała jakąś cząstkę swoich zdolności. Co prawda szwankowały, działały na własnych zasadach, ale na polu bitwy wciąż okazywały się niezastąpione.

Falling down | BakuDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz