Jak Bliźniaki

63 6 2
                                    

Adrien Agreste - chłopiec który ma wszystko.

I nie ma nic.

W wieku ośmiu lat trafia do paryskiego domu dziecka. Matka która umarła na raka, cztery lata wcześniej, ojciec który zginął w "wypadku" samochodowym. Dorośli próbowali go wykorzystać materialnie, dzieci nienawidziły z tego powodu.

Gdy był oddawany do jakiegoś domu, równie szybko był z tamtąd zabierany z siniakami. Bo od pogrzebu ojca, jedyne co robił to milczał.

Ojciec zawsze powtarzał - Na wszystko trzeba sobie zapracować i zasłużyć.

Dlatego podczas kolejnej wizyty potęcjalnych rodziców, siedział grzecznie w kącie czytając baśnie. W domu miał wiele książek, gier, muzyki i filmów, jednak to baśnie zawsze były czytane w obecności mamy przy rozpalonym kominku.

Podszedł do niego człowiek, który swoją posturą przypominał niedźwiedzia. I siadł przy nim po turecku. Obok niego stała niska, przypominająca azjatę kobieta która oparła dłoń na ramieniu swojego męża.

— Jestem Tom Dupain, a to moja żona, Sabine Chang. Chciałbyś się nam przedstawić? — Zapytał miło. Jedna z opiekunek sierocińca podeszła do nich.

— Ten chłopiec to.. — Powstrzymała ją jednak kobieta która uniosła rękę.

— Za przeproszeniem, to jego się pytamy, nie pani. — Chinka spojrzała na nią ostro. Opiekunka skrzywiła się wymownie i odeszła, Pani Chang uśmiechnęła się do niego miło. — No nic, chciałbyś z nami iść? — Chłopiec patrzył pomiędzy nimi, po czym spuścił głowę dając im książkę, na otwartej baśni jakiej jeszcze nie słyszał - Sobotnia góra.

— Chcesz żebym Ci poczytał? — Spytał Pan Dupain uśmiechając się ciepło. Blondyn skinął głową rumieniąc się. Ta para nie wydawał się taka jak poprzednie. Chciała poznać jego - chłopca z sierocińca. Nie jego - Adriena Agreste. — No dobrze, siądziesz przy nas? Tu są piękne obrazki. — Zielone oczy zamigotały wesoło, gdy z trudem wgramolił się na nadal splecione kolana. Zaraz po drugiej stronie siadła kobieta, uśmiechając się nadal do niego. — Jak chcesz, to możesz się przytulić. Moja córka Marinette, lubi się przytulać gdy czytam. Powinna być w twoim wieku. — Blondyn spojrzał na niego niepewnie, ale w końcu ośmielony wspomnieniem rówieśniczki położył głowę na jego dużym ramieniu.

Baśń została przeczytana do końca. Chłopiec płakał. Wskazał ze smutkiem kilka ostatnich wersów o magicznie ozdrowiałej matce i o wielkim szczęściu. Dorośli jednak mogli się jedynie domyślać o co mu chodzi.

— Nie płacz już, sama się za chwilę rozpłacze widząc twoją smutną minkę. — Pani Chinka wyrarła dłonią łzy z jego policzka. — Wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz. Ci których straciliśmy, nie wrócą, możemy jednak wspominać ich, i możemy się z tych wspomnień cieszyć. — I właśnie wtedy chłopiec zaufał.

— Jestem Adrien, Adrien Agreste. — Wyszeptał. Małżeństwo chwilę się zastanawiało.

— To chyba nazwisko związane ze światem mody, jeśli się nie mylę? — Uniosła brew kobieta.

— Jeżeli tak uważasz, możesz spytać się Marinette, ona lubi ubrania, ostatnio wydzierała mi sweter. — Wypchnął dumnie pierś. Faktycznie był w jasno fioletowym swetrze który miał trochę pokracznie wydziergany niebieski napis "najlepszy tata-cukiernik na świecie" co było bardzo urocze. Choć w dużej mierze nieczytelne.

I z perspektywy czasu, mały model mógł stwierdzić, że pójście z państwem Dupain-Cheng było najlepszym co mógł zrobić.

Marinett okazała się radosną, trochę nieśmiałą dziewczynką o pięknych niebieskich i trochę skośnych oczach oraz dwóch tak czarnych, że aż granatowych kucykach. Marinett odrazu go też poznała - znajdował się na wielu okładkach dziecięcego magazynu o modzie. Nie wspomniała jednak ani razu o jego majątku, poprostu oczy jej błyszczały gdy pokazywała mu projekty nabazgrane dziecięcą ręką. Mieszkali w sporym mieszkaniu znajdujący się nad wolnostaojącą piekarnią prowadzoną przez Państwo Dupain-Cheng, cukiernia znajdowała się mniej więcej w centrum, niedaleko jego nowej podstawówki.

Syn Piekarzy // MiraculumUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum