(not) Lonely Eve

15 2 0
                                    

Jeśli się nie mylę to odcinek "Wigilia Daltonów" (idk czy tak się nazywał) miał miejsce w miasteczku Podstępny Jar. Wiec tam dzieje się akcja szota. Pozdrawiam i nie odpowiadam za treści niżej 😘

** ** ** ** ** **

Przewróciłam oczami widząc, jak moja siostra nerwowo poprawia makijaż, nucąc jakąś pokraczną piosenkę. Od samego rana, gdy tylko widziałam ją w tym paskudnie pozytywnym humorze, miałam ochotę wymiotować. Ale dlaczego niby była taka radosna? Ktoś powiedziałby, że są przecież święta, więc to oczywiste, ale ja znam inną odpowiedź.

Jej powodem jakże wielkiego zacieszu, było cholerny Lucky Luke i fakt, iż nasz ojciec postanowił, że zaprosi go do nas na wigilię już trzeci rok z rzędu. Mam nadzieję, że Luke trzeci rok z rzędu jak zwykle odmówi, albo może uciekną Daltonowie. Cokolwiek, aby tylko nie spędzał czasu z moją rodziną, a zwłaszcza moją siostrą, za którą bogu dzięki, widocznie nie przepadał. To nie tak, że go nie lubię, czy coś, po prostu miałam okazję rozmawiać z nim trochę częściej i dłużej niż, ktokolwiek z mojej rodziny i dobrze wiedziałam że to jak oni planowali spędzić wigilię, wcale nie pokrywało się z jego wymarzoną wizją. 

Cicho westchnęłam i wstałam poprawiając koszulę. Pośpieszyłam Margaret i przeszłam do salonu, w którym siedział zniecierpliwiony Steve. Zaśmiałam się krótko, mierzwiąc mu włosy i nalałam sobie soku. Młody odburknął coś o odpłaceniu się śnieżką, a ja usiadłam obok niego, obserwując jak mama lata szukając swoich kolczyków. Nagle zatrzymała się przede mną i zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem.

- Lianno, chyba nie zamierzasz tak wyjść na ulicę? Rozmawiałyśmy o tym tyle razy, a dzisiaj są święta. Czy ty raz w życiu mogłabyś założyć na siebie, chociaż jedną z tych sukien z Londynu, które ci załatwiłam? Przynajmniej w tym dniu, mogłabyś być jak Margaret. - Westchnęła, a jej ton był przesiąknięty wyrzutami. 

Czy jest coś złego w "stroju" kowboja? W sukienkach wyglądam jak brzydka bombka na choince.

- Nie mam ochoty zakładać tego czegoś, mamo. I nie będę jak Margaret, jej przynajmniej te sukienki pasują. - przewróciłam oczami, a gdy moja rodzicielka zaczęła otwierać buzię tuż za nią ustał tata.

Złapał ją za ramiona i pocałował w policzek. 

- Kochanie daj spokój, są święta. Nie kłóćcie się. A Lia pięknie wygląda. - Przy ostatnim zdaniu mrugnął w moją stronę.

Czasem zastanawiam się czy nie chce mu się wykłócać czy naprawdę mnie broni, ale mimo wszystko bardzo byłam mu za to wdzięczna. Posłałam mu delikatny uśmiech i wstałam widząc, że każdy jest gotowy. Tata jako szeryf, miał zwyczaj w ten dzień, chodzić z nami po ulicy i każdemu składać życzenia. Był kochanym człowiekiem.

Gdy dochodziliśmy do końca miasteczka, widząc stajnię, wiedziałam że nadszedł czas na namawianie Luka. Gdy Rodzice i Margaret weszli do środka, ja jedynie posłałam współczujące spojrzenie kowbojowi i zostałam na śniegu razem z bratem. Chwilę później poczułam uderzenie i syknęłam czując śnieg na potylicy. 

- Rzucam śniegiem najszybciej na całym dzikim zachodzie. - 

Odwróciłam się, widząc wrednie uśmiechniętą twarz Steve'a z językiem na wierzchu. 

- Nie wystawiaj tak często tego języka bo ci zamarznie. - zaśmiałam się i również obrzuciłam go śniegiem.  

Ze stajni wyszli rodzice i cała czerwona Margaret. Cicho się zaśmiałam, posyłając jej uśmiech.

- Zajżę jeszcze tylko do Kaliope, możecie wracać beze mnie. - stwierdziłam i sama weszłam do stajni.

Zerknęłam na czarnowłosego, który czesał swojego konia. Podeszłam do swojej klaczy i delikatnie ją pogłaskałam.

Handsome Pale Face •Lucky Luke• ONE SHOTsWhere stories live. Discover now