Rozdział 2

24 3 3
                                    

Stoję na podium przed pałacem prezydenckim. Wszyscy patrzą na mnie z podziwem. Kobiety zazdroszczą mi wyglądu i drogich ubrań. Mężczyźni nie odrywają ode mnie wzroku. Moja osoba jest wyświetlana na każdym ekranie w kraju. Po dwóch stronach stoi tuzin ochroniarzy. Właśnie mam wygłaszać przemowę jako nowy prezydent i...

-Naomi czas wstawać-woła mama z dołu.

To był taki piękny sen. Mama od dawna mnie nie budziła. Wstaję i idę do kuchni z której czuć zapach naleśników. Chyba wciąż się nie obudziłam. Wchodząc do pomieszczenia doznałam szoku. Mama stała przy kuchence
i smażyła naleśniki. Usiadłam przy stole. Oczy mi się zaświeciły gdy zobaczyłam świerze owoce i dżem. Mama ma dwa typy dni, lepsze i gorsze. Pierwsze są zazwyczaj, gdy mamy więcej leków i pieniędzy, albo poprostu się lepiej czuje. Drugie pojawiają się kiedy zamiast leków muszę jej dawać herbatki ziołowe, brakuje nam pieniędzy i jedzenia, a 
renta po tacie przyjdzie trochę później niż zwykle. Mama po śmierći taty się załamała. Cały miesiąc musiałam w nią wmuszać jedzenie i leki. Potem zaczeła stopniowo wracać do życia sprzed śmierci męża.

-Wszystkiego najlepszego skarbie.-mówi, nakładając przy okazji stos naleśników na mój tależ.-Smacznego.

-Dziękuje-odpowiadam z lekkim uśmiechem.

-Mam dla ciebie prezent.-mówi i zdejmuje coś ze swojej szyji.-Ten naszyjnik dostałam od twojego taty-dwa ostatnie słowa wypowiada ze smutkiem.-A teraz należy do ciebie. Podoba ci się?

-Tak jest cudowny-odpowiadam. Patrzę zahiptozowana na złoty łańcuszek, który ma przywieszkę w kształcie czerwonego serca, otoczonego złotem i kryształkami.-Założysz mi go?

-Oczywiście.-odpowiada i zakłada mi wisiorek. Wstaję i przytulam ją. Mama odwzajemnia uścisk.-A teraz jedz i idź się ubrać, bo się spóźnisz. Uszykowałam ci strój-uśmiecha się do mnie i wraca do smażenia.

Reszta posiłku minęła w ciszy. Potem wracam do pokoju, biorę ubrania i idę do łazienki. Myję zęby. Czeszę włosy, które postanawiam zostawić rozpuszczone. Ubieram sukienkę którą uszykowała mi mama. To jej stara sukienka. Kończy się nieco za kolanem, jest niebieskiego koloru, ma któtki rękaw. Zapina się ją na cztery guziki od pasa w górę. W talii przewiązana jest wstążką tego samego koloru. Na nogach mam czarne, błyszczące baletki. Spoglądam na zegar. Już dziesiąta.
Zbiegam po schodach na dół.

-Powodzenia!-krzyczy mama.

-Dziękuje!-rzucam szybko.

Postanowiłam iść z dumnie podniesioną głową. Idąc ulicą do urzędu mijam piekarnie rodziców Persefony. Dostrzegam dziewczynę stojącą przed budynkiem. Wygląda jak zawsze. Udaję mi się usłyszeć kawałek rozmowy.

-Zdobędę dziesięć tysięcy punktów-zadeklarowała.

Idąc dalej przechodzę obok sklepu mięsnego. Napotkałam tam Billego i całą jego rodzinę.

-Mój mamy chłopiec staję się mężczyzną!

-Jak szybko dorosłeś.

-Duma rodziny.

-Jestem z ciebie dumny synu.

-Mój kochany wnusiu!

Przyspieszam kroku. Jestem na miejscu pierwsza, więc postanawiam poczekać. Po niecałych dzięsięciu minutach przyśli oni. Nadęta i narcyz. Zdawali pierwszy. Gdy wreszcie nadeszła moja kolej, co zdawało się wiecznością poczułam ulgę. Diagnoza dzieli się na trzy części. Sprawnościową, która odbywa się na zewnątrz i teorytyczną, czyli test pisemny i egzamin ustny.
-Następny!-woła głos z głośnika. Wstaję z krzesła i kieruję się w stronę potężnych drzwi. Gdy je otwieram widzę cztery osoby siedzące przy dużym prostokątnym stole. To organizatorzy.

-Imię:Naomi?-pyta jeden.

-Tak.

-Nazwisko:Lawrence?

-Tak.

-Data urodzenia:dziesiąty stycznia?

-Tak.

-Miejsce urodzenia:miasto Phoenix w stanie Arizona?

-Tak.

-Rodzice:Joshep Lawrence i Eleanor Lawrence?

-Tak.

-Twój ojciec był bohaterem-odzywa się drugi

-Wiem-odpowiadam z dumą. Cały czas mam uniesioną głowę.

-Dobrze skoro już wszystko wiemy możemy prześć do testu-wtrąca się trzeci.

W tym momencie do pomieszczenia wchodzi chłopak. Czterej mężczyźni są z mojego regionu, ale piąty chłopak wydaje się być z stolicy. Jest chyba w moim wieku. Jest schludnie ubrany. Ma krótkie, lekko falowane, brązowe włosy i brązowe oczy. Wpatruję się w niego dobre trzydzieści sekund.

-Dobrze, zaczynamy za pięć minut-odzywa się chłopak.

Jego głos jest łagodny, ale za razem stanowczy. Wyrywam się z transu i idę za organizatorami. Cała diagnoza minęła szybko, zaledwie półtorej godziny. Po skończeniu egzaminu znów wychodzę na korytarz. Czeka tam nadęta i narcyz. Ledwo zamykam drzwi, a dziewczyna zaczyna mówić.

-Jak to jest wiedzieć, że dostanie się zero punktów Naomi?-pyta z drwiną w głosie.

Ignoruję ją.

-Wiesz Billy ona jest nienormalna-na jej twarzy pojawia się uśmiech-Ale co jej się dziwić, jest walnięta jak jej matka-oboje zanoszą się śmiechem.

Nie wytrzymuję. Rzucam się na Persefone i zaczynam szarpać ją za warkocze. W między czasie biję ją pięścią w twarz.

-Aaaaaaa przestań! Pomocy!. Boli!-wydziera się na cały korytarz. Jej twarz jest cała we krwi. Wyrywam jej tyle włosów ile się da.

-Stop-ktoś krzyczy, ale nie obchodzi mnie to. Nagle czuję jak czyjeś dłonie łapią mnie w tali i odciągają o dziewczyny. Wymachuje nogami w powietrzu próbując się uwolnić.-Uspokójcie się i powiedzcie co się stało-wypowiadając te słowa mnie puszcza. Spoglądam na zapłakaną, zakrwawioną, półłysą Persefone.

-Rzuciła się na mnie, wariatka-wrzesczy.

Spoglądam na chłopaka. To ten sam, który mnie oceniał.

-Obraziła mnie i moją mamę-mówię bez emocji.

Chłopak spogląda na nadętą.

-Jak się nazywasz?

-Persephone-mówiąc to stara się mu przypodobać.

Organizator spogląda na mnie. Nie odpowiadam.

-A ty niemowo, jak masz na imię?-zapytał.

Zignorowałam go.

-Dobra coś za coś, jestem Kyle. A teraz zdradzisz mi swoje imię ślicznotko?

Spojrzałam na niego nieufnie.

-Mów mi Naomi.

Chłopak uśmiechnął się przebiegle.

-"Moja słodycz"-powiedział i odszedł zostawiają mnie zdezoriętowaną.-Zaraz wyniki!-krzyczy z oddali.

Wyniki wyczytuje się w kolejności alfabetycznej nazwisk. Czekamy z dala od ciebie w ciszy. Wybija dziewiętnasta.
Z głośników rozbrzmiewa hymn Imperium. Nadeszła godzina prawdy.

~Mów Mi Naomi~//Iskierka NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz