Rozdział 2 - Szkoła

61 2 0
                                    

                                                     ——————————𝐀𝐯𝐚——————
Obudził mnie dźwięk budzika, ale pomyślałam, że jeszcze chwile się zdrzemnę wiec nacisnęłam przycisk „Drzemka". Kiedy zaczęło mi się coś śnić obudziłam się znowu. A raczej obudził mnie czyjś głos. Głos mojego brata.
- Ava, wstawaj jesteś już spóźniona do szkoły! - spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem na swojego brata.
- Przecież jest 6:30.
- Chyba 7:30, debilu
- Co?! - od razu zerwałam się z łóżka.
Pobiegłam do łazienki umyć zęby i się ogarnąć, po 10 minutach wyszłam gotowa ze zrobioną fryzurę i poszłam do garderoby wziąć mundurek. Na szczęście wczoraj wieczorem się rozpakowałam, wiec tylko wzięłam plecak i zeszłam na dół. Mój brat czekał już na mnie na dole z drugim śniadaniem w jednej ręce, a w drugiej z kluczykami od auta.
- Zrobiłeś mi lunch?
- No tak, bo stwierdziłem, że będziesz zmęczona rano, wiec wstałem wcześniej i ci zrobiłem.
- Dziękuje - podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Dobra młoda, bo i tak jesteś już spóźniona, wiec chodź.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę czarnego sportowego samochodu firmy "Lamborghini" mojego brata. Usiadłam z przodu obok mojego brata, który siedział za kierownicą , a chwile później ruszyliśmy w stronę mojej nowej szkoły.
Po kilku minutach (jadąc ponad dozwoloną prędkością) dotarliśmy na parking szkolny. Szybko wysiadłam z auta i pobiegłam do sekretariatu. Dobiegłam do drzwi i zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam za drzwiami.
- Dzień dobry, nazywam Ava Mistay, dzisiaj jest mój pierwszy dzień w szkole - powiedziałam siadając na jednym z krzeseł naprzeciwko biurka.
- A tak, tak. Czekałam na ciebie - odpowiedziała blondwłosa kobieta po 40-stce. - Pan Michael nauczyciel Matematyki i twój wychowawca miał po ciebie przyjść, ale jak na razie spóźnia się.
Otworzyły się drzwi do pomieszczenia i wszedł mężczyzna.
- O wilku mowa. Vincent mógłbyś proszę  zaprowadzić swoją podopieczną na lekcje?
- Tak, jasne.
- A zapomniałabym, Avo to twój plan lekcji - wręczyła mi kartkę - Życzę ci powodzenia i baw się dobrze.
- Dobrze, dziękuje. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszłam za nauczycielem z sekretariatu i po chwili doszliśmy do sali numer 107. Nauczyciel otworzył drzwi i wskazał ręką, żebym weszła pierwsza.

(Z dźwiękiem mojego buta uderzającego o próg klasy) zapadła cisza. Wszystkie oczy były skierowane na mnie. Każdy wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zdecydował być cicho. Minęło kilka sekund zanim Pan Vince lekko ale pewnie popchnął mnie w kierunku klasy, a sam usiadł przy swoim biurku.
- Dzień dobry, 1A. Hm? Teraz nikt się nie odezwie? A wcześniej wszyscy byliście tacy rozmowni... Nie ważne, to co dzisiaj zabrało nam 5 minut naszej cennej lekcji jest wasza nowa koleżanka. Dalej, przedstaw się.

Znowu, cisza. Ciężko było się odezwać gdy wszystkie oczy były skierowane na mnie... Rozejrzałam się po klasie:
Z tyłu siedziała jakaś grupa popularnych dziewczyn. Przypuszczam że popularnych, bo miały twarze pełne makijażu i odkrywające ciuchy. W innym rogu siedziały osoby które nawet nie zwróciły na mnie uwagi, tylko patrzyły się w jakieś magazyny i książki. Na przodzie zauważyłam dziewczynę która siedziała sama, i patrzyła się na mnie z uśmiechem. Wydaje się miła...

-Jestem Ava Mistay. Przyjechałam tu z Londynu i... To chyba tyle - Żeby uniknąć upokorzenia i nie potrzebnego dyskomfortu szybko usiadłam obok tej uśmiechającej się dziewczyny. Miała długie brązowe włosy i okrągłe zielone oczy. Nie musiałam czekać długo, bo ona już zaczęła do mnie mówić.
- Ava, hm? Jestem Louise, Louise Prince, ale możesz mnie nazywać Lou. Mam nadzieję że się zakolegujemy.
Te stereotypowe przywitanie było trochę denerwujące, ale przydałoby się znaleźć kogoś z kim mogłabym się trzymać, puki nie znajdę sobie znajomych. Tylko pokiwałam głową, bo Pan Vince nagle zaczął prowadzić lekcje. On na pewno nie robił tego z pasji, bo wyglądał jakby dostawał pieniądze za minuty "uczenia nas". Lekcja była nudna, ale to matma wiec czego się spodziewać. Przez cale 50 minut wpatrywałam się zegar czekając az wybija godzina końcu lekcji.

-Dzwonek!! W końcu - powiedziałam do siebie w głowie
Szybko wstałam, i jako pierwsza ewakuowałam się z sali. Kątem oka zauważyłam jak ta cała Lou próbowała mnie dogonić, więc musiałam dokonać wyboru. Iść w prawo czy w lewo?! W prawo! Więc truchtem biegłam przez jeszcze pusty korytarz, lecz-

- Ah?!
- Ała! - Zderzyłam się z kimś, i przez sekundę urwało mi widok. Jedynie usłyszałam jak tamta osoba odbiła się i upadła. Ja? Dostałam tacką w głowę. Gdy się otrząsnęłam, pierwsze co zwróciło moją uwagę była dziewczyna z szarawymi włosami leżąca na kolanach i  4 ciastka porozrzucane wokół nas.

-Hej, czy wszystko dobrze?
-E-Eeek!
Gdy wystawiłam do niej dłoń, dziewczyna nagle podniosła wzrok szybko, zerwała się z ziemi i po prostu odbiegła do jednej z sal. Ok, tego akurat się nie spodziewałam. Czy ja, Ava Mistay powinna za nią iść? Heh, no raczej. Cicho poszłam do otwartych na oścież drzwi sali z napisem...
- "Sala astrologiczna"? - Więc zerknełam:
...
Boże, kto to sponsorował?! Jak u jakiejś wróżki! Wszędzie talizmany, gwiazdy, gobeliny... O, tam jest. Ta szaro włosa dziewczyna. Stoi przy stoliku z dwoma osobami... Jakiś przypadkowy uczeń i czarnowłosa dziewczyna. Wróżyła mu z tarota czy coś? Myślałam że idioci którzy w takie rzeczy wierzyli już dawno wyginęli. Łatwo było zauważyć jakie triki wykorzystywała ciemnowłosa, by oszukiwać ludzi za pieniądze.

- M-Mona? I co karty o mnie mówią?
- Cicho! Nie przeszkadzaj mi.
- Przepraszam!

Huh, ta Mona wyglądała trochę odstraszająco, ale też efektownie. Jej długie ciemne włosy związane w dwie kitki lśniły w sztucznym świetle ledów porozmieszczanych po całej sali. A jej szare oczy miały efekt świecenia gdy umieszczone był pod odpowiednim światłem. Po jej potęznym i wspaniałym blasku stwierdziłam że jest przewodniczącą tego klubu. Gdy tylko Mona skończyła przepowiednię, a chłopiec wyszedł z sali, szaro włosa dziewczyna cicho się do niej odezwała.

- Przepraszam, Mona, ale nie mam przy sobie ciastek... W-Wpadłam na kogoś i wszystkie wypieki się wysypały...
- Oh? Nie martw się, Elle. Trudno, stało się~

Jak za dotknięciem magicznej różdżki, prawie całe nastawienie Mony się zmieniło.
Z onieśmielającej i potężnej "wiedźmy", zmieniła się w milutką i urzekającą czarodziejkę?! Pewnie to jeden z jej talentów by wyłudzać kasę od innych, nie przepadam za takim typem ludzi. Już wiem że nie puszcze jej tego płazem....

Wyścig o życieWhere stories live. Discover now