PROLOG

98 16 28
                                    

Niverville sprawiało wrażenie miejsca wręcz idealnego. Pełne roślinności, domków jednorodzinnych oraz z niesławnym jeziorem, nad którym w ciepłe dni gromadziło się całe miasteczko. Nikt nie był dla siebie obcy, a nowości roznosiły się tutaj niebywale szybko. A mimo to, wciąż byli dla siebie życzliwi i witali przechodniów z szerokimi uśmiechami. Mogło się wydawać, że to wyjątkowo spokojne miejsce było odcięte od reszty świata, by nikt z zewnątrz nie mógł zepsuć tej radości i beztroski, która panować mogła tylko tutaj.

Bynajmniej tak myślała sześcioletnia Azalia Leslie.

Roześmiana biegała za żółtawym motylem, który parę minut wcześniej wylądował na trawie tuż przy jej głowie. Złotawy warkocz, z którego wysunęła się przydługa grzywka, podskakiwał radośnie wraz z białą sukienką w czerwone różę, gdy skrzydlaty owad odlatywał coraz wyżej.

Z szybkim oddechem przystanęła przy jabłoni, obserwując z tego miejsca oddalającego się motyla. Chociaż nogi rwały się do biegu, nie mogła zapomnieć o nakazie babci na temat odchodzenia od ich posiadłości. Pomachała energicznie w stronę owada, a sąsiadka naprzeciwko odmachała jej z szerokim uśmiechem. Nie chciała, by pani Marie zrobiło się przykro, więc wykonała gest tym razem w jej kierunku.

– Azalia!

Obdarowała staruszkę szerokim uśmiechem, ukazując brakujące uzębienie i pobiegła w stronę, z której dobiegało nawoływanie babci. Już z daleka mogła zauważyć jej zgarbioną posturę siedzącą na ganku. Kobieta bujała się na fotelu kończąc wianek z polnych kwiatów. Będąc już bliżej domu, zwolniła kroku. Szczeniak, który jakiś czas temu pojawił się przed ich drzwiami, leżał przy starych drewnianych schodach, machając ogonem na widok małej blondynki. Przykucnęła, by podrapać go za uchem, co spowodowało, że odwrócił się na plecy, prosząc o dalsze pieszczoty. Jej radosny chichot sprawił, że starsza kobieta uśmiechnęła się pod nosem, nie odwracając wzroku od plecionych kwiatów.

– Chciałabyś przejść się ze mną do kwiaciarni? – zapytała babcia przyjemnym tonem, unosząc na chwilę wzrok, by przyjrzeć się wnuczce.

Azalia podeszła do schodów i ruszyła w kierunku babci. Wdrapała się na jej kolana, a w tym samym momencie kobieta nałożyła skończony wianek na głowę dziewczynki. Zachwycona przytuliła się do jej ramienia, które tak często robiło za jej bezpieczny azyl. Kochała spędzać z nią czas. Od kobiety biło ciepło, na twarzy za każdym razem błąkał się mały uśmiech, a blond włosy były związane w warkocz, który sięgał jej do połowy pleców.

Objęły się mocno i przez dłuższą chwilę bujały przy śpiewie ptaków. W tym momencie w głowie Azalii po raz kolejny pojawiła się myśl, że chciałaby tu zostać na zawsze. Nie lubiła stąd wyjeżdżać. Nie lubiła wracać po wakacjach do wielkiego miasta, w którym było dla niej zbyt ponuro i zimno. W którym zamiast wsłuchiwać się w dźwięki natury, słyszała jedynie trąbiące samochody i wycie syren.

Tam może i był jej ogród, ale to nie w nim kwitły najpiękniejsze kwiaty.

– Muszę przypilnować Clementine, bo została dzisiaj sama na zmianie – dopowiedziała Cynthia, a dziewczynka zeskoczyła z jej nóg. – Jest nowa, a ja nie chciałabym, żeby niepotrzebnie się stresowała.

– Idziemy razem! – Pełna ekscytacji chwyciła swoją drobną dłonią za spódnicę kobiety, chcąc w ten sposób pomóc jej wstać. – Nie byłyśmy tam już tak długo!

– Kochanie, byłyśmy tam raptem dwa dni temu – roześmiała się.

– To długo! – oburzyła się. – Za długo.

Przez połowę drogi machały złączonymi dłońmi. Azalia podskakiwała radośnie, z zachwytem obserwując otaczającą ich zieleń. Babcia z przyjemnością opowiadała jej symbolikę kwiatów, a dziewczynka pochłaniała każde słowo. Chciała być w przyszłości taka, jak ona. Cynthia była dla niej nawet kimś więcej niż autorytetem. Dlatego też słuchała wszystkiego, co wydobywało się z ust kobiety, by w przyszłości móc zarażać pasją kogoś innego.

Flowers of LoveWo Geschichten leben. Entdecke jetzt