22. Przegrani są wygranymi

Start from the beginning
                                    

–zasługuje na to, żeby tu być, bardziej, niż TY– warknęła, specjalnie podkreślając ostatni wyraz. W szoku wytrzeszczyłam oczy, obejmując się ramionami.

–Jane, ale o czym ty mówisz? Pada, jest chłodno, powinnaś już być w domu..– zaczęłam głupio tłumaczyć, podczas gdy ona zatrzymała się przede mną i wymierzyła mocne, dosadne uderzenie w mój policzek. HLAST! Świst powietrza, a później piekielny ból na moim policzku. Nie wiem, ile miała ona siły, ale pewnie dużo sugerując się tym, że moja głowa bezwładnie poleciała na bok. Zaszlochałam cicho, ona również.

–to ja przy nim byłam, gdy cierpiał! Nie wymieniłam go na żadnych innych znajomych, jak ty! Nie powinno cię tu być!– mówiła pomiędzy napadami płaczu, podczas których kuliła się, ocierała policzki i obrzucała mnie najróżniejszymi epitetami. Poczułam się okropnie, ale cierpliwie znosiłam jej obelgi, zaciskając palce na pasku od torebki. Byłam pewna, że to, co się dzieje, było tylko moim snem. Koszmarem. Ale chyba nie do końca tak było.

Do domu wróciłam w tak silnym szoku, że nie docierało do mnie to, co się działo. Nawet nie zadzwoniłam, by ktokolwiek mnie odebrał, tylko dzielne szłam w deszczu, mając cichą nadzieje, że zmyje ze mnie to wszystko. Równocześnie nadal szlochałam, roztrząchując słowa Jane. Czy naprawdę byłam aż taka okropna? Z tym schowałam się pod kołdrę, która wydawała mi się bezpieczna i szlochałam dalej, próbując znaleźć na to odpowiedz.

–kochanie..– do moich uszu dotarł przyjemny, cichy ton głosu. Mama położyła dłoń na moich plecach, a następnie materac delikatnie ugiął się pod jej ciężarem.

–j-ja nie c-chciałam t-te-ego..– wyjęczałam, nie umiejąc opanować tych wszystkich targających mną emocji. Mama westchnęła cicho i zaczęła głaskać moje łopatki przez kołdrę. Byłam niemal na sto procent pewna, że właśnie przymknęła oczy i zastanawiała się, co mi powiedzieć.

–doskonale wiem, co czujesz.. ja też straciłam przyjaciółkę– wyznała cicho, a ja zrzuciłam jej dłoń z siebie, biorąc głęboki wdech, by się uspokoić i jakoś sensownie dobrać słowa. Raz, dwa, trzy, Olivia.

–nic nie wiesz i nic nie rozumiesz! Nikt cię nie obwiniał o..– i znowu wybuchłam nieopanowanym płaczem, który mógłby uzupełnić Niagarę. Mama popatrzyła na mnie ze współczuciem, a później wyciągnęła mnie spod kołdry i mocno przytuliła do siebie, zaczynając się delikatnie kołysać.

–kto cię obwinia i o co,kochanie?– spytała cicho, zaciskając palce na moich ramionach. Wcisnęłam twarz w jej ramie, opowiadając o wszystkim—zaczynając od początku uroczystości, a kończąc na niezbyt miłej rozmowie z Jane, na którą kobieta się wyjątkowo wściekła. Później westchnęła, odsuwając się ode mnie powoli.

–wiesz, też to przechodziłam, Olivka.. moja przyjaciółka umarła w wypadku, gdy miałyśmy po dwadzieścia lat– przyznała, a ja zauważyłam, jak posmutniała. Jakby przygniótł ją niebywały ciężar. Nie naciskałam, sama mi opowiadała.

–to było w lipcu, było wtedy bardzo upalnie i duszno.. wracaliśmy z imprezy po północy, ona kierowała– uśmiechnęła się słabo, mrużąc oczy, jakby starała się przypomnieć sobie ten dzień w każdym szczególe. –wiesz, Olivia była wtedy pijana..– dodała, łamiącym się głosem. Wzdrygnęłam się, słysząc swoje imię.. chyba nasze imię. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało.

–jechałyśmy szybko, pomyliliśmy zakręty.. uderzyliśmy w zbocze, samochód zaczął zachować i.. o rety, dwie osoby od strony kierowcy, czyli kierowca oraz pasażer za nim zginęli– zakryła twarz dłońmi, pociągając cicho nosem. Objęłam ją, cicho szlochając razem z nią, a ona objęła mnie, wciskając pocałunek na moje mokre czoło.

–wtedy ja obwiniałam siebie, niektórzy obwiniali mnie.. wiele przyjaźni się skończyło, ale były inne, trwalsze, które pomogły mi zrozumieć, że to wcale nie była moja wina.. kłóciliśmy się z nią, nie chcieliśmy wsiadać, ale była uparta.. nawet bardzo, a my zrobiliśmy to na swoją odpowiedzialność– dodała poważnie, ocierając z twarzy łzę. –jeśli rozumiesz do czego zmierzam, kochanie.. czasami nie da się zmienić czegoś, co los już dawno dla nas przygotował.. czasami są też odpowiednie osoby, ale w nieodpowiednim czasie.. czas oczywiście ukoi rany, ale ich nie uleczy, bo trzeba żyć z nimi dalej. Ale tylko od ciebie zależy, jak sobie z nimi poradzisz– wyjaśniła, głaszcząc delikatnie koje kosmyki. Westchnęłam cichutko, kiwając delikatnie głową.

–jak ty się w ogóle czujesz, co? Zrobię ci herbaty, bo się odwodnisz– wyszeptała, a ja pokiwałam delikatnie głową, odpowiadając jej zgodnie z prawdą, że czuje się okropnie od chwili przyjścia z cmentarza. Gdy wyszła, przebrałam się w piżamę i usiadłam na oknie, zaczynając wpatrywać się w dal. Może miała racje.. może faktycznie czasami los robi nam pod górkę tak bardzo, jak to możliwe.. patrząc na deszcz uśmiechnęłam się mimowolnie, melancholijnie. Teraz Peter będzie tutaj z każdym deszczem, byłam tego bardziej, niż pewna.

Bo przegrani właśnie zostali wygranymi.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now