45 🂡 spalone mosty

Start from the beginning
                                    

Ludzko.

Zbyt ludzko jak na takiego potwora, jakim był Vincent.

Niepojęta panika targnęła ciałem mężczyzny. Sam nie wiedział, co rozpierało jego wnętrze — desperacja, wstyd czy wściekłość. Miał wrażenie, że wszystko na raz, budząc w umyśle jeden mosiężny huragan niepojętych uczuć. Chude, kościste palce wsunęły się w wymęczone, miodowe kosmyki, szarpnęły nimi bezlitośnie, a z zaciśniętych, przesuszonych warg urwał się cichy, desperacki jęk. Tłumione wrzaski rozgrzewały gardło, gdy wbrew woli zatoczył się na ścianę w korytarzu. Uderzając pięściami w mosiężne ściany, marzył, żeby dłonie zastąpiła głowa. Chciał rozbić ją o kant szafki, powyrywać wszystkie włosy tylko po to, aby ból zagłuszył myśli.

Krocząc w stronę mieszkania, myślał, że zawinie się w kołdrę w sypialni i zatopi wszelkie zmartwienia w śnie. Odda melancholii, poczuciu beznadziejności. Teraz nawet nie było na to szans, ciało wrzało najgłębszym ogniem, a mózg topił się w wypalone wiórki. Był wściekły, zdesperowany, zrozpaczony i zagubiony.

— Idiota, idiota, idiota! — wrzeszczał po chińsku, finalnie uderzając czołem o ścianę.

Załkał pod nosem, jednak żadna, słaba łza nie wypłynęła ku bladym policzkom. Zamiast tego ściskał zęby i walił pięściami, jakby miało to jakkolwiek pomóc.

Po cholerę w ogóle mówił Charliemu, że ma bordera? Zrobiło mu się go szkoda, bo naiwny, głupi Charlie wpakowywał się w psychiczne gówno, zadając się z nim? A może było mu żal samego siebie, że był tak parszywie żałosny?

Co to miało za znaczenie? Wszystko i tak kiedyś się skończy. Nawet jeżeli Charlie sam nie zreflektuje się, jakim człowiekiem jest Xiao, ich historia skończy się prędzej czy później. Xiao wróci do Chin, Charlie zostanie w Ameryce. On dalej będzie w tym parszywym, niszącym Yijing, a Charlie uwolni się, będzie dalej działał w polityce, zapomni o nim.

Po co się w ogóle starał i przywiązywał do tego pieprzonego Amerykanina, skoro i tak wszystko szlak pieprznie? Misja w Stanach będzie trwać latami, Charlie nie wytrzyma z nim tyle. Zmieni strony, wróci do czerwonych, wykorzysta zdobytą wiedzę przeciwko niemu.

Wszystkie decyzje, jakie w życiu podejmował, zawsze sprowadzały się do maniakalnego, nieustannego palenia za sobą mostów. Każdy etap życia zaczynał się spaleniem ostatniego, zapomnieniem, życiem ułudną nadzieją, że tym razem zbuduje azyl, będzie szczęśliwy i spełniony.

Jak mógł być szczęśliwy, kiedy zawsze niszczył wszystko wokoło?

Po raz kolejny uderzył głową w ścianę, zanosząc się maniakalnym wrzaskiem. Gdzie spokój? Stoickie opanowanie? Zimna, obłudna, swobodna aura? Xiao był jak wulkan cichy przez lata, dekady, a nawet wieki, budzący zaufanie osiedlających się wokół niego ludzi, tylko po to, aby jednego niespodziewanego dnia wybuchnąć całą swoją siłą, niwecząc przy tym tysiące istnień.

Odwrócił się, otarł plecami o szorstką ścianę noszącą ślady wcześniejszych uderzeń. Cały drgał, oddech był płytki, nierówny, rwący. Zjeżdżając w dół, zahaczył łokciem o stojący na szafce wazon z kwiatami i niepostrzeżenie go strącił. Porcelana rozbiła się w tragicznej mozaice rozpaczy po podłodze, woda rozlała pod stopami, a bukiet kwiatów rozpadł się niczym złamane serce. Xiao schował twarz w dłoniach, czując, jak szaleńczo bije serce.

A co jeżeli Charlie wcale nie był u Carmine? Co jeżeli wystraszył się tego, co powiedział mu poprzedniej nocy i okłamał go, uciekając po pomoc do Vivienne Morris i posła Milesa? Porzucił go tak szybko, to jasne.

W momencie, w którym Vincent pociągnął paznokcie do twarzy, pragnąc wyryć w skórze desperackie szramy, w powietrzu odbił się dźwięk powiadomienia. Za nim kolejny, jeszcze jeden, aż uwaga Xiao nie skupiła się na telefonie wibrującym w kieszeni. Sięgnął maniakalnym, drżącym ruchem do spodni, wyciągnął urządzenie i dostrzegł, że wszystkie trzy wiadomości wywodziły się do Wilsona. Z rwącym sercem odblokował telefon.

YINYANG TIGERWhere stories live. Discover now