Rozdział 4

18 0 0
                                    

Momentalnie otarłam łzy z policzka i uniosłam głowę, zdziwiona że ktoś przerywa mi moje wewnętrzne załamanie.
Co z tego, że nie mogę jeździć parę dni ze względów zdrowotnych? To trwało by dla mnie wieczność. Minuty to godziny, godziny to dni, dni to miesiące a miesiące to lata.
Serce zabiło mi szybciej gdy tylko skierowałam swoje spojrzenie na zaskoczonego Night'a. W głowie mi szumiało, w życiu nie pomyślałabym że ktoś mógłby zobaczyć mnie w takim stanie. Zeskanowałam jego profil wzrokiem, po czym przeniosłam spojrzenie na ksztanowy dres.
Nie wiele myśląc, wstałam z podłogi, doprowadzając się przy tym do poprzedniego stanu. Zdziwiło mnie to, że nazwał mnie po imieniu. Wypuściłam drżący oddech i odważyłam wydusić z siebie choćby jedno siedzące mi w głowie pytanie.
- Co ty tu robisz Night?
Zauważyłam jego zdziwienie, używając jego imienia.
- Przyszedłem cię odwiedzić- sprostował z nieodgadnioną miną- Antony mi kazał.
No to się kurwa porobiło. Zdziwiło mnie to na początku, że on z własnej woli? Po czym wcale mnie to nie zaskoczyło jak wymruczał, że Anthony mu kazał. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami.
- Mam pytanie Night- powiedziałam kładąc z naciskiem na jego imię- masz coś takiego jak sumienie?
- To zależy- burknął.
Widać było po nim, że nie bardzo cieszyły go odwiedziny,jego tęczówki to wyrażały.
- Wiem, że nie chcesz mnie odwiedzać- zaczęłam- więc możesz już iść.
Napotkałam tęczówki bruneta, które z każdą chwilą były ciemniejsze, nie rozumiałam dlaczego. Przecież tego właśnie chciał, nie będe robić mu kazania.
Słyszalne były jedynie nasze przyspieszone oddechy i bicie mojego zagubionego serca. Przyszpilałam wzrokiem Night'a czekając na jego odpowiedź.
- Nie trzeba- wychrypiał beznamiętnie.
Przygryzłam wnętrze policzka. Zdziwiło mnie to, chłopak spowodował wypadek, nawet nie zwracając na to uwagi, ale nie chciał odejść. Przecież mógł dalej kontynuować swoje życie, w którym ja mu byłam nie potrzebna, a jednak został. W mojej głowie kumulowały się pytania bez odpowiedzi, co utrudniało mi zadanie.
Dlaczego?
Dlaczego on?

~~~

Ostatnie dni w szpitalu niemiłosiernie się dłużyły, a ja marzyłam aby wrócić do domu. Ciągłe badania i pytania były do tego stopnia męczące, że miałam ochotę wyjść z tego budynku raz na zawsze i nigdy nie wracać.
Madeline i Antony odwiedzali mnie każdego dnia o czternastej, rozmawialiśmy długo o tym co miało miejsce. Mad ciągle zaczarowana motocyklistą, mówiła o nim same dobre rzeczy, które nie interesowały mnie ani trochę.
Po ostatnim spotkaniu z szatynem, nie widzieliśmy się więcej, nie postawił już nogi w tym zapyziałym szpitalu. Nie miałam nic przeciwko temu, pragnęłam spokoju, który zastał mnie niemalże od razu po przekroczeniu progu budynku.
Moje nozdrza zaatakowało świerze powietrze, a w twarz uderzyła orzeźwiająca bryza. Ramiona zostały okryte tym powietrzem, lekki wiaterek powiewał, a ja czułam się... wolna.
Sama na parkingu, szybkim krokiem skierowałam się do zaparkowanego motocyklu, na miejscu numer sto dwadzieści sześć. Moje oczy wyglądały jak czarne guziki, a na mojich policzkach pojawiły się rumieńce.
Moje nogi się uginały gdy tylko byłam o krok, od siedzenia na motorze. Wspomnienia wróciły, wszystko zaatakowało moją głowę bez uprzedzenia. Po dotknięciu rączki , od razu przebiegł przez moje ciało, przyjemny dreszcz. Próbowałam w jakikolwiek sposób wsiąść na urządzenie, ale nie mogłam, pierwszy raz bałam się tego co niegdyś dawało mi ukojenie. Serce szybko biło i obijało mi żebra, a krew szumiała mi w uszach.
Nie rozumiałam tego, nie chciałam się bać, więc nie wiele myśląc, po piętnasto minutowym zastanawianiu się co jest grane, wsiadłam i odjechałam z piskiem opon.
Poczułam to, poczułam wolność, która była zablokowana przez te cholerne cztery dni szpitalne. Mój czarny golf i z wysokim stanem dżinsy, przykleiły się do mojego chłodnego ciała. Płynęłam między drogami z wiatrem, a lęk stopniowo zanikał.
Jechałam prosto do domu, nie miałam gdzie wracać, obawiałam się wszystkiego, wpierdolu, wykładku, czegokolwiek, musiałam szukać wymówki. Bałam się, nie pozostało mi nic innego jak wrócić tam z podkulonym ogonem i przepraszać.

With the windWhere stories live. Discover now