10.

12 1 0
                                    

Przycisnęłam chłopca mocniej do ściany, powodując jęk bólu z jego strony. Uśmiech lekko poszerzył mi się na ustach, gdy patrzyłam, jak próbuje się wyrwać. Zbliżyłam się w stronę jego ucha i wyszeptałam:

- No, młody... Wykaż się czymś, a może cię puszczę.

Jego wzrok świdrował za mną, zapewne, aby ktoś mu pomógł, choć nie usłyszałam za sobą niczego. Jedynie jeden krok do przodu, niepewny krok. Później kolejne, jednak lekkie, całkowicie inne niż te niepewne. Ktoś zacisnął dłoń na moim ramieniu, gdy ja wpatrywałam się w ciemnoskórego chłopaka, jakby od tego zależało moje życie.

- Puść go. Nic nie zrobił. – Powiedział jakiś damski głos, jednak całkowicie inny niż ten od ciotki czy Akiry, najprawdopodobniej to jego koleżanka, dziewczyna, bóg wie kto. Odwróciłam wzrok z roztrzęsionego chłopaka, by spojrzeć na blondynkę, trochę niższą ode mnie, ale to pewnie przez moje obcasy.

- Właśnie w tym problem... Nic nie zrobił, prawda? Skarbie, jakby to ująć... Jako Spider-man powinien coś zrobić, czyż nie? Dlaczego w ogóle tutaj jest? Czyż to nie podróbka tego starego? – Zapytałam, puszczając go i całkowicie odwracając się do niej przodem. Zdecydowanie mogłam poczuć, że patrzę na nią z góry, a to tylko dlatego, że byłam zdecydowanie starsza od niej. Ahh, jak ja uwielbiam być starsza osobą w gronie znajomych.

- Nie rozumiesz, on pomoże przywrócić nas do domów. – Tym razem odezwał się ten starszy. Peter B Parker... Chyba coś takiego. Podniosłam brew, patrząc na niego nie za bardzo przekonana jego słowami. Co jak co, ale on? – Potrafi śmigać na pajęczynie, wali ładunkami elektrycznymi i potrafi znikać! No dalej, Miles, pokaż im!

Wszystkie pary oczu natychmiast wróciły do młodego chłopaka, oczekując na jakiś cud, coś co mogłoby go uratować z tej niekomfortowej ciszy. Cokolwiek. Jednak tak jak myślałam, nic się nie stało. Patrzył na nas jak szczeniak, który zgubił się na deszczu, przez chwile poczułam, że naprawdę chcę powiedzieć coś w stylu 'Wszystko będzie dobrze, spróbuj jeszcze raz' jednak powstrzymałam się, rzucając mu ostatnie spojrzenie.

Odeszłam od nich, czując na swoich plecach wzrok zdenerwowanej blondynki, pewnie teraz zwali winę na mnie, bo go zestresowałam, bo przycisnęłam do ściany, bo coś mu się przekręciło o tego nagłego ataku, bla, bla, bla. Jednak nic takiego nie nastąpiło, jedynie naskoczyła na niego pozostała trójka – dziecko, czarno-biały pająk i gadająca świnia. Zatopili go pytaniami, a ja podeszłam do nadal stojącej nie daleko Aki. Miała spuszczoną głowę i ściskała maskę w dłoni, jakby obawiając się, że ta za chwilę zniknie.

- Wszystko w porządku? Żyjesz, młoda? – Zapytałam, przekrzywiając głowę, gdy tak patrzyłam na nią. Podniosła głowę, jednak jej wzrok był jakiś nieobecny. Je oczy skakały po pokoju lub po mnie by ostatecznie zacząć wiercić mi dziury swoim wzrokiem w mojej twarzy. Bała się czegoś.

Bała się mnie?

- Wszystko będzie dobrze, wrócimy gdziekolwiek musisz być, na pewno zobaczysz jeszcze swojego chłopaka. – Powiedziałam i żeby sprawdzić, czy myliłam się wsunęłam maskę na swoją twarz. Poprawiłam włosy i czekałam wpatrując się w jakiekolwiek reakcje.

Opanowała się w jedną chwilę. Wzięła głęboki wdech i jej wzrok dosłownie przestał wyglądać, jak wyglądał poprzednio.

- Tak, tak... Odleciałam, przepraszam. Chodźmy. – Powiedziała, nadal lekko trzęsącym się głosem i pociągnęła mnie za ramię. Wszyscy szli w kierunku windy, nawet Miles, który starał się trzymać jego 'grupy' czyli tej dwójki, która nie próbowała go zabić lub zmusić do użycia jego umiejętności tak o.

Bała się, ale mojej twarzy. Nie spodziewałam się tego, chodź było to łatwe do zauważenia po minucie lub dwóch. Pomaszerowałam za nią i już po chwili wszyscy byli w salonie cioci May. Wszyscy starali się być cicho, choć to właśnie starsza kobieta nakłaniała do rozmowy, starając się jakoś połączyć nas w jedną grupę, chodź było to widać na pierwszy rzut oka, że nie za bardzo chcemy dokonywać zmian. Albo może tylko ja.

Pajęczyna WspomnieńTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang