1.

55 5 0
                                    

Siedzę spokojnie w swoim gabinecie, sącząc herbatę i wgapiając się w wyniki jednego z pacjentów. Czytam jedno i to samo zdanie w kółko od dobrych pięciu minut i nie potrafię przetworzyć słów, które aktualnie zaczynają mieszać się w jedną wielką papkę.

- Cholera jasna, ileż można… - Wzdycham ciężko, klnąc pod nosem i ostatecznie rzucając papiery na biurko przede mną.

Nie potrafię się skupić na żadnej rzeczy po moim śnie. To wszystko wydawało się takie realne, ból z zadanych ran na rękach, łzy płynące w dół mojej twarzy i tak znajomy mi głos, osoby, która zostawiła mnie, gdy chodziłam do podstawówki. Czyli prawie dziesięć, może jedenaście lat temu.

Stary sukinsyn zaczyna śnić mi się po tylu latach” Myślę sobie i prycham zirytowana. A mogłam posiedzieć dłużej nad papierami, nie od razu kłaść się do łóżka po oglądaniu kilku starych zdjęć, po co ja w ogóle zaglądałam na strych?! Wróciłam na dosłownie tydzień do rodziny, żeby zobaczyć się z rodzeństwem i matką, a mnie coś pociągnęło zbyt daleko i teraz będzie mi się to śniło w kółko, cholerna ciekawości.

Do środka mojego pokoju wpada mała osóbka, którą dobrze znam po krótkim, dziecięcym krzyku.

- Sebastian! Co ci mówiłam o wbieganiu do tego pokoju bez pozwolenia? – Pytam surowym głosem, jednak chłopczyk tylko się uśmiecha i pokazuje na zegar, nie racząc odezwać się.

Odwracam na chwilę głowę w stronę tykającego ustrojstwa i zauważam, że już godzinę temu powinnam być w domu. Sebastian, czyli mój najmłodszy brat, pewnie przyszedł po mnie, bo obiecałam mu, że razem pójdziemy porozrabiać z naszym bratem.

Nasza rodzina jest duża, to trzeba przyznać. Jadąc od najstarszej osoby… Pierwsza jestem ja, Kirian, drugi jest mój brat Issac, później siostra, Emilia, kolejna siostra Sasha i na końcu zostaje Sebastian. Jest nas pięcioro, chociaż z każdym staram się mieć dobre kontakty lub przynajmniej pokojowe.

Pakuję papiery i wychodzę z gabinetu, przy okazji biorąc na barana dziesięciolatka. Później biegnę wydając dziwne, ciche dźwięki, przypominające samolot i tym oto sposobem znajdujemy się na ciemnym parkingu, który ręcz tonie w nocy. Choć tak naprawdę nie jest tak późno, po prostu zbliża się zima, a dni są coraz krótsze, jest może dziewiętnasta.

Natychmiast zauważam Issaca, jego wysoka i szczupła sylwetka, którą łatwo dostrzec z daleka, aktualnie opiera się o swój samochód.

Tak, nie mam prawo jazdy, nawet jeśli mam dwadzieścia pięć lat.

- Kirian, dawno się nie widzieliśmy. – Zaczyna Issac, jednak ja przerywam mu w kolejnym zdaniu.

- Dokładnie dziewięć i pół godziny. – Spoglądam na zegarek. – Dziewięć godzin i trzydzieści trzy minuty. Odliczyć też sekundy? – Pytam, uśmiechając się jak głupi do sera. Blondyn na moje słowa prycha i przewraca oczami, wchodząc do czarnego samochodu.

Siadam obok, na miejscu pasażera, lecz uprzednio sprawdzając czy aby na pewno nie zgubiliśmy naszej młodszej perełki podczas tej krótkiej wymiany zdań. Brunet siedzi po prawej stronie z zapiętym pasem i tym swoim uroczym uśmiechem, podczas którego widać mu doskonale dołeczki.

- Gdzie idziemy łamać prawo? – Zapytał po pięciu minutach zniecierpliwiony chłopczyk.

- Kirian pierwsze musi zerknąć na cmentarzysko, a później możemy jechać do opuszczonego budynku, trochę pozwiedzać, co ty na to, młody? – Zapytał Issac, który lekko zacisnął palce na kierownicy, zauważyłam jak jego knykcie lekko pobielają się, ponieważ wie, jakie pytanie za chwilę padnie z ust ciekawego dzieciaka.

- Po co na groby, gdy jest tak ciemno?

- Nie miałam prędzej czasu, a muszę odwiedzić kogoś. – Tym razem to ja zabieram głos, siląc się na lekki uśmiech. Gdy patrzę kątem oka w lusterko widzę kiwającego chłopczyka, po czym moje oczy zjeżdżają na połówkę mojej twarzy, gdzie widnieją mdłe podciągnięte kąciki niemal czerwonych ust. Od razu odciągam swój wzrok na pustą, ciemną jezdnię.

O tej godzinie cmentarz jest zamknięty, więc zostawiam chłopaków w środku samochodu i znikam w czeluściach nocy. Przeskakuję przez ogrodzenie z lekkim trudem, ponieważ jestem niższa od niego i później idę przed siebie.

Otaczają mnie umarlaki, jak romantycznie.” Wzdycham i odciągam swój wzrok od grobów, które ciągną się przez następne metry. Patrzę na zawieszony księżyc, który jakby spogląda na mnie. Widoki na tą świecącą kulę byłyby rzeczywiście romantyczne, ale otaczające mnie kamienne groby niszczą całą atmosferę.

Przechodzę jeszcze kilka metrów dalej i dochodzę do kamiennej płyty, na której dużymi literami napisano imię i nazwisko mojej ciotki, drugiej przyjaciółki. Teraz zmarłej. Katheryn Marley. Wzdycham cicho i modlę się w myślach nawet jeśli jestem niewierząca. Mam nadzieję, że jej bóg ją zabrał w lepsze miejsce, może ta jedna modlitwa coś da?

Po chwili otwieram oczy, które nie wiem jak zamknęły się, widzę małego, puchatego kotka, Szafir. To kot, który należy do księdza, został tak nazwany przez swoje szafirowe oczy, chociaż ja widzę bardziej niebieskawe. Klękam i głaskam go za uchem.

I wtedy widzę to.

Wielki… Wielgachny pająk wskakuje mi na rękę. Jest czarny z czerwonym brzuszkiem i jest owłosiony.

Natychmiast wstaję i z piskiem biegnę przed siebie, wymachując ręką w górę i w dół. Nienawidzę pająków. Piszczę i krzyczę co sił mi w płucach, nie zwalniając ani na minutę, jestem pewna, że pobudziłam cały kościół i domu w zasięgu kilometra, ale teraz wisi mi to.

Na mojej ręce znajduje się owłosiona kreatura, która chce mnie pożreć, to się teraz liczy.

- Issac! Morderczy pająk chce mnie wsunąć! – Krzyczę i wbiegam w płot, odbijając się od niego.

- Posunąć? Co?! Ty zoofilu! – Odkrzykuje i podbiega do ogrodzenia, jednocześnie zakrywając oczy Sebastianowi.

- Ty dzbanie! Nie posunąć, a wsunąć… - Krzyczę i wtedy czuję jak to coś wgryza się w moją skórę i mięso.

Zaczęło mnie zżerać.

Czuję jak świat wokół mnie wiruje i padam na ziemie. Słyszę tylko piszczenie w uszach i jakby zamglone krzyki moich braci.

Umrę przez pierdolonego pająka.

_____

Tak, wstawiam od razu kolejny rozdział... Ten może być ciutkę nudny, ale to początek tej historii, która może dłużyć się w nieskończone...

Jeszcze nie poznaliście przyjaciół Kirian i jej rodzeństwa, dużo na was czeka ;)

Z tej strony żegna się Kizziee_Chan<3

Słów: 920

Pajęczyna WspomnieńWhere stories live. Discover now