𝟎𝟒. 𝐏𝐞𝐩𝐢.

86 8 0
                                    

Dwa przeklęte dni minęły jak z bicza strzelił. Dosłownie, nawet nie zdążyłam się obejrzeć a rano do mojego pokoju wpadła podekscytowana blondynka, krzycząc nad moim uchem, jak to ona dzisiaj planuje się zabawić. U niej było to na porządku dziennym, więc ani trochę się nie zdziwiłam a jedynie wtedy zapragnęłam ponownie zapaść w sen.

Serce biło mi jak oszalałe, a nogi lekko drgały. Od kilkunastu minut tylko stałam i obmyślałam plan jak uciec od tej blond wariatki, której każdy pomysł wydawał się nieracjonalny.

— Nie możesz sama dać mu tego prezentu? — spytałam, wlecząc się wolno za dziewczyną.

Wymyśliła sobie specjalnie dawanie prezentu wspólnie. Taki był właśnie jej plan. A ja musiałam cierpieć, zamiast tego wolałabym ciepłe łóżko i spanie. Tak, zdecydowanie na to wyczekiwałam najbardziej po tym obłędnym dniu. Nie specjalnie widziało mi się dawanie prezentu, komuś kto mnie nie obchodził.

— Staniesz przy mnie i nawet nie będziesz musiała się odzywać. Już na tyle ci pozwole. — stwierdziła.

— Jesteś podła. — skwitowałam jedynie, rzucając ponure spojrzenie. — Zawsze skazujesz mnie na takie męczarnie.

— Bo ty mnie nie. — odwzajemniła blondynka.

Wzruszyłam lekko ramionami i nerwowo zaczęłam się rozglądać. Nasza kolej zbliżała się nieubłaganie. Przed nami stało już tylko tyle osób, ile mogłam policzyć u jednej ręki, co zaczęło mnie stresować.

— Zaraz twoja kolej. — powiedziałam z prawdą i wskazałam na przód. Dziewczyna podeszła jeszcze bliżej, a ja wzrokiem znalazłam znajomą mi osobę.

— Balde, Balde, Balde. — powtórzyłam kilka razy jego nazwisko, chowając się za jego plecami. Teraz to był mój jedyny sposób na ukrycie się przed tą niezrównoważoną blondyną. — Nawet nie drgnij.

— Sofía znowu cię do czegoś zmusiła? — zaśmiał się, kiedy ja nadal znajdowałam się przy jego plecach.

— A żebyś wiedział. Do rzeczy niemożliwej i niewykonalnej. — stwierdziłam.

Wychyliłam się w końcu, kiedy chłopak powiedział, że De Jong oddaliła się w głąb klubu.

Sofía mogła się do mnie nie odzywać ale nie trwałoby to długo. Musiała mieć kogoś, kogo mogłaby gnębić swoimi durnymi pomysłami, ale o tyle dzięki niej życie nie było nudne.

— Chodź, zajęliśmy stół. Już większość tam siedzi. — powiedział czarnoskóry i poprowadził mnie do wspomnianego miejsca.

Po już kilku godzinach zdążyłam się zaaklimatyzować i nawet zaczęło mi się podobać. Oczywiście, tylko dlatego że jeszcze nie wpadłam na dzisiejszą gwiazdę. I raczej nie planowałam robić tego przez długi czas, ale wiadomo jakie mam szczęście. Marne.

Sofia była królową parkietu. Właśnie tańczyła do piątej piosenki. Nic w tym dziwnego by nie było gdyby nie to, że to była piąta piosenka z rzędu. Z RZĘDU. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, a ja postanowiłam ostatnimi krokami podążyć do barku, przy którym stał nawet niczego sobie barista.

— Lea! — z oddali usłyszałam przygłuszony głos przyjaciółki. — Zamów mi coś mocnego!

Pomachałam głową z rezygnowania i zaśmiałam się pod nosem. Z powrotem odwróciłam się do mężczyzny za barem.

— Woda gazowana i coś mocniejszego. — poprosiłam z lekkim uśmiechem na twarzy a ten go odwzajemnił, puszczając mi przy tym oczko i wyjął czyste szklanki.

— Widzę, że świetnie bawisz się na mojej imprezie.

Czy nie o tym mówiłam? Szczęściara ze mnie, naprawdę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 24, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

the night before the war┃ 𝐩𝐞𝐝𝐫𝐢 𝐠𝐨𝐧𝐳𝐚𝐥𝐞𝐳.Where stories live. Discover now