Rozdział czternasty

Zacznij od początku
                                    

– Randka za pomoc. To chyba uczciwa cena.

– Często szantażujesz dziewczyny, aby się z tobą umówiły?

– Nie, jesteś pierwsza. – Uśmiechnął się, pokazując jej dołeczki w policzkach. – To jak? Randka?

Bawiła się pierścionkiem, rozważając jego propozycję. Naprawdę potrzebowała pomocy. Dzięki Scottowi i kilkunastu godzinom zmarnowanym na oglądanie SuperBowl jej wiedza na temat futbolu znacząco się poprawiła, lecz wciąż nie była na wystarczającym poziomie. Nadal musiała poświęcić sporo czasu, aby napisać krótką notatkę z meczu i cholernie ją to drażniło.

Z drugiej strony nie chciała iść z nim na randkę. Było coś dziwnego w jego zachowaniu. Biła od niego jakaś sztuczność, poza. Do tego nie podobało jej się, z jaką pogardą wymówił nazwisko Liama.

– Zastanowię się – powiedziała szczerze.

Na twarzy chłopaka pojawił się grymas, szybko zastąpiony nieszczerym uśmiechem.

– Okej. Oferta jest ważna do jutra – rzucił, odwracając się.

– Poczekaj chwilę.

– Jednak poszłaś po rozum do głowy? – spytał i nie czekając na odpowiedź, dodał: – Wpadnę po ciebie jutro po treningu... ubierz się seksownie.

Nie mogła uwierzyć w jego bezczelność. Mówił do niej z taką manierą, jakby randka z nim była najlepszym, co się jej mogło przytrafić.

– Nie zmieniłam zdania – warknęła. – Chciałam się tylko dowiedzieć, jak się nazywasz. Nie przedstawiłeś się.

– Nick Carpenter – wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym szybkim krokiem oddalił się od lady.

Patrzyła za nim przez chwilę, nie rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło. Usiadł naprzeciwko Liama, który nachylił się w jego stronę i zaczął coś do niego mówić. Nawet z drugiego końca sali, mogła dostrzec, że nie była to przyjacielska pogawędka.

Tak, zdecydowanie coś tutaj nie grało.

*

Rosalie zatrzymała się przed klasą, wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi.

– Chciała mnie pani widzieć? – spytała, stając w progu.

Pani Alegre podniosła głowę znad komputera i obrzuciła ją szybkim spojrzeniem.

– Tak, podejdź, proszę.

Weszła do środka, zatrzymując się tuż przed biurkiem. Jak zwykle w obecności kobiety, zrobiła się nerwowa. Przestąpiła z nogi na nogę, zastanawiając się, z jakiego powodu została wezwana.

– Inne tematy zajęły wczoraj tyle czasu, że nie zdążyłam z tobą porozmawiać – zaczęła pani Carmen, przechodząc od razu do rzeczy. – Chodzi o twój ostatni artykuł. Był zbyt lakoniczny, aby nie użyć słowa wybrakowany. Nie wspomniałaś w nim nic o Hat Tricku zdobytym przez rozgrywającego drużyny przeciwnej, ani o dyskwalifikacji naszego obrońcy. Musiałam sama dopisać te informacje, aby tekst nadawał się do publikacji.

Rosalie przełknęła ślinę. Było jej wstyd. Koszmarnie wstyd.

– Przepraszam – wyszeptała, nie wiedząc, co innego może powiedzieć w tej sytuacji.

Kobieta skinęła głową, wydymając pomalowane na różowo usta.

– Daję ci ostatnią szansę i to tylko dlatego, że nie mam innej osoby, która mogłaby cię zastąpić. Widziałam, na jakie tematy wcześniej pisałaś i wiem, że sport nie należy do obszaru twoich zainteresowań, ale niestety tak wygląda ten zawód. A cechą dobrego dziennikarza jest umiejętność adaptacji.

Hate between us WYDANE 14.02.2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz