Niezbyt Ciekawe Show (2)

688 15 42
                                    


Zapatrzona byłam w lodowato-niebieskie tęczówki mojego najstarszego brata i niezdolna byłam wypowiedzieć choćby słowa, ale usłyszałam chrząknięcie.

- Oczekuje odpowiedzi - echo wywołane głosem Vincenta rozbiegło się po całym korytarzu, bo nie licząc nas i recepcjonistki, pomieszczenie było puste.

Ludziom chyba nieprędko było do umierania.

I dobrze, nikomu źle nie życzyłam. 

No, może Audrey, Jerry, Jason, Ryder..

Jakby tak liczyć, to takich osób znalazłoby się bardzo dużo, może nawet więcej, niż tych dobrych.

Lekarka, która siła nas z sali, później znowu wprosiła, a następnie po raz kolejny wygoniła opuściła ponownie salę w której leżał Tony.

- Państwo Monet zapraszam, oddech chłopaka został unormowany.

Nikt nie odpowiedział, a kobieta udała się w stronę recepcji, odprowadzona morderczym wzrokiem przez Dylana.

Każdy jak na zawołanie wkroczył krokiem Vince'a do pokoju, a naszym oczom ukazał się przytomny, młodszy z bliźniaków.

Chłopcy patrzyli się na niego naprawdę, ale to naprawdę zaskoczeni, a na twarz mojego prawnego opiekuna wpłynęło coś w stylu łzy radości.

Ja nie kryłam płaczu. Płaczu radości, oczywiście.

Od razu do podbiegłam do łóżka z Tonym i delikatnie go przytuliłam, uważając, żeby nie uszkodzić go, niczym porcelanowej lalki, albo nie odłączyć przez przypadek jakiegoś kabelka, plastrem przyczepionym do jego klatki piersiowej.

Uśmiech nieoczekiwanie wkroczył na twarz brata, którego trzymałam w objęciach, i odwzajemnił uścisk, lekko obejmując mnie ramieniem.

Chwila, gdzie był Will?

- Vince? - zaczęłam - a gdzie, tak w ogóle, jest Will?

- Został w Hiszpanii - odpowiedział mój brat, niewzruszony niczym

Chwilę się zastanawiałam, co, u licha, robi on w Hiszpanii, ale szybko przypomniałam sobie, że to właśnie tam dwójka moich najstarszych braci pojechała, a raczej poleciała w sprawach interesów, w które nigdy mnie nie wtajemniczali.

Po chwili przytaknęłam cicho i odsunęłam się od Tony'ego, gdy inny z lekarzy wkroczył do sali, sprawdzając oddech mojego najmłodszego brata i odłączając kilka z kabelków, ułatwiających mu oddychanie.

Pomyślałam, że to znaczy, iż już jest dobrze. I nie ku mojemu zdziwieniu, tak było.

Tony już kolejnego dnia dostał wypis z tego cholernego miejsca, które tak koszmarnie prześladowało naszą rodzinę, do domu.

Dylan pomógł mu włożyć do samochodu torbę, którą nie wiedziałam skąd tutaj miał, gdy Shane, trzymając go pod ramię wchodził z nim na tylnie siedzenia samochodu.

Siedziałam z prawej strony, przy oknie, Shane po środku, a Tony od lewej. Ten ostatni długo upierał się, żeby usiąść z przodu, ale jego miejsce zajął brat, który pomógł mu włożyć torby do bagażnika niebieskiego Lamborghini.

Rozmowę zaczął Vincent.

- Co się stało, Anthony? 

Skręciło, wykręciło i nie odkręciło mnie na pełną formę imienia bliźniaka, a ten, westchnął i ruszył na przód z wyjaśnieniami, nie chcąc, zapewne, zaprzątać sobą głowy.

- Pojechałem się przejechać, na motocyklu, a jakiś zjeb wjechał mi w tył

- Dlaczego opuściłeś dzień szkolny? - powagę zachował brat, który zapoczątkował rozmowę.

- Byłem na siebie wściekły, że odepchnąłem Hailie, a te dwa pojeby miały problem, chciałem się zrelaksować

Chwila, moment. Czyli to przeze mnie Tony walczył tutaj o życie..?


//Hejjj! Dzisiaj taki dość słaby ten rozdział, ale jakoś tak nie wiem czemu wychodzą one tak nudno. Mam już przygotowane dwie większe akcje, ale to w krótce. Vince jak zawsze jest Slay Quinn, a swoją powagą eliminuje niepotrzebnych Elikwentów. 

Pomysły na kolejne części? ------------------------------>

(Vince nie nauczy Hailie teleportacji, to tajne)   ----->

Jak myślicie, jaka akcja się wydarzy? ------------------>

Opinia ---------------------------------------------------------->

krytyka --------------------------------------------------------->

błędy ----------------------------------------------------------->

(520 słów)

Rodzina Monet - moja wersjaWhere stories live. Discover now