PROLOG

1.1K 139 50
                                    

Opowiem ci o dniu, w którym zdecydowałam się zniszczyć Świat.

Głowa elfa upada na ziemię, gdy ostrze przecina jego krtań i wbija się w ścianę budynku oddzielając głowę od ciała, które osuwa się z nieprzyjemnym dźwiękiem na podłożę gdy Val wyrywa miecz – Hashiro z płaszczyzny.

W tej chwili ma na sobie inny strój, inne imię, inną przeszłość ale wciąż tę samą misję – zabić. Tylko jej cele się zmieniają. Dziś toruje drogę buntownikom, Lumiom, które pod innym wcieleniem podżegała do walki przez ostatnie tygodnie. Dziś w końcu zaatakowali. Dym, żywioły i krew łączą się ze sobą w brei gdy biedniejsi mieszkańcy napadają na bogatsze domy i bez problemu kradną i odbierają życie. W końcu Val im to ułatwia. Nie wygraliby tej bitwy, gdyby nie ona. Poprowadziła ich pod same mury pałacu Kedite, Pierwszego Promienia Nikaze. Gdy wie, że buntownicy dotrą do pałacu, dziewczyna oddziela się od bandy po cichu stając się cieniem między budynkami i kierując się w stronę Centrum Nikaze. Wie, że jej misja zakończy się powodzeniem więc oddycha spokojniej, a ucisk w głowie rozluźnia się gdy czuje jak z każdym jej biciem serca, inne, kilometry od niej zamiera.

Przez ostatni miesiąc była dla tych ludzi bohaterką pod innym wcieleniem. Nie wiedzą, że byli tylko narzędziem w rękach potwora.

Nybris przekracza granicę między Centrum a Kedite, wracając do swojej pierwotnej postaci, sekundę przed tym gdy podnosi się magiczna bariera, nie pozwalająca nikomu umknąć z płonącego królestwa. Ubrana jest w swój standardowy strój łowcy - czarny jak noc kombinezon, wysokie, ciężkie buty, kaptur utkany z czarnego nieba i maskę z czaszki dzikiego zwierzęcia. Odbija się stopą od ściany jednego z budynków, by wskoczyć na przeciwległą i wspiąć się na dach. Stąd ma doskonały widok na Pierwszy Płomień.

Kedite płonie na tle czarnego, nocnego nieba. Słyszy krzyki ludzi, czuje swąd spalonych ciał i dym, który powoli wypycha z płuc. Zamyka oczy i rozkoszuje się chaosem, który wywołała z lekkim uśmiechem na twarzy, który już przysłania maska. Chaosem, za który nie zostanie osądzona.

Bo w końcu działa na rozkaz Słonecznej Cesarzowej Nikaze. Jej i tylko jej.

Nie ma kontraktu na ten masowy mord i obalenie rządów rodu z Kedite, a raczej wieczny vekon odkąd wyjawiła jej kim jest.

Jej rozkaz był prosty. Wszcząć bunt, zniszczyć rodzinę królewską Jaqre z Pierwszego Promienia nie swoimi rękoma, po odpowiednim czasie zabić uzurpatorów i oddać królestwo nowym władcom, którzy mieli objąć rządy i którzy z pewnością będą bardziej ugodowi dla Rady Nikaze i Cesarzowej.

Przez pięć lat w Nikaze, Val nauczyła się, że po władzę nie sięga się szybko. Władza jest jak uprawianie roślin. Rwanie chwastów, które stoją na drodze, i zasiewanie ziaren wpływów. Teraz może podziwiać jego owoc. Lubiła patrzeć jak za sprawą jednego zaklęcia niszczyła wszystko na swojej drodze.

Noc była młoda, a ona miała jeszcze ważniejszą dla siebie misję. Swój własny vekon. Zniszczenie poprzedniego Nybrisa. Gdy ma się już oddalić w mrok, dostrzega jednak kątem oka ruch przy granicy. Dwóch mężczyzn ucieka przed napastnikiem, który rzuca ostrym sierpem ścinając głowę tego, który biegnie wolniej. Chłopak, którego nie dosięgła broń, ucieka na długich nogach w stronę bariery. Val kuca na dachu, by skryć się w cieniu i przygląda się scenie. Zginie, chcąc przeskoczyć przez barierę czy odwróci się i stanie do walki? Ciekawi ją jego wybór bo od jakiegoś czasu fascynuje ją, jakie decyzje podejmują Lumie w obliczu śmierci. Widzi jednak, że chłopak nie zwalnia, tak samo jak jego napastnik.

– Idioci – szepcze do siebie.

Są coraz bliżej bariery. Nie widzi dokładnie jego twarzy bo przysłania ją maska ale widzi jak w oczach elfa rysuje się pogodzenie się ze śmiercią, jak gotowy jest umrzeć, będąc spopielonym przez barierę, niż z ręki tego drugiego. Val prycha i gdy chce już odejść, by nie patrzeć, na to co magia zrobi z jego ciałem, coś jednak ją powstrzymuje. Czuje lekkie szarpnięcie sztyletu w sercu. Jakby ostrze chciało się wyrwać ku chłopakowi i mu pomóc. Pierwszy raz czuje coś takiego. Jej dłoń mimowolnie zmierza w ich stronę, a ona poddaje się dziwnemu przeczuciu. Zaciska palce w pięść, by w barierze utworzyło się przejście.

Dostrzega jak oczy chłopaka rozszerzają się ze zdumienia na ten widok, a obraz jego rozpaczy zmienia się w zaciętą nadzieję. Przyśpiesza ale napastnik go dogadania skacząc mu na plecy, gdy razem padają za granicą w Centrum. Atakujący powala młodego elfa na ziemię i zaczynają się szamotać. Ewidentnie widać, że młodzieniec nie ma broni, starając się odeprzeć ataki buntownika, który już siedzi na nim okrakiem i zaczyna dusić. Val dostrzega jak iskierki nadziei na przeżycie w oczach chłopaka znów przygasają, a twarz staje się blada. Wierzył, że ucieknie do ostatniego momentu. Ostrze błysnęło w dłoni atakującego. 

Val ma wybór. Dać napastnikowi zabić chłopaka, czy zabić atakującego i zlitować się ponownie nad elfem. Nie ważne jaka będzie jej decyzja, i tak ktoś z nich umrze. I tak będzie winna jednej czy drugiej śmierć.

Będzie to 8652 śmierć którą zada odkąd jest Błogosławioną.

Nie potrafi stwierdzić, za którą dokładnie, jej sumienie umarło.

Val znów czuje szarpnięcie w sercu, aż zapiekła ją cała klatka piersiowa. Odczytuje to jako jasny znak chociaż nie rozumie, co się dzieje i dlaczego sztylet chce by chłopak przeżył. Błogosławiona gwałtownym ruchem, przechyla swój kark w prawo i chwilę zanim sztylet trafia w serce elfa, łamie kręgosłup napastnikowi. Brunet szybko podnosi się z ziemi i chwyta jego broń gotowy do walki z niewidzialnym przeciwnikiem, który mu pomógł. Jest zdezorientowany i przestraszony szukając wzrokiem Val.

Dostrzega w końcu zarys jej sylwetki na dachu jednego z budynków. Bierze głęboki wdech i wbija w nią swoje brązowe ślepia mrużąc je próbując dostrzec jej twarz. Oblepione krwią i potem włosy sprawiają, że wygląda nędznie tak samo jak jego podarte łachmany w które jest odziany. Z policzka sączy się krew, całą skórę ma umazaną brudem i sadzą. Musi być jednym ze szczurów, które poprowadziła do buntu. Elf kiwa głową w podziękowaniu, lecz ona tylko podnosi się z klęczek i oddala cicho w mrok miasta, które w przeciwieństwie do niej śpi.

Bo Śmierć nigdy nie zasypia.

Jeśli już mnie nienawidzisz, to dobrze, byłam potworem w tej historii zanim sama o tym zdecydowałam.

_________________________________________________

Jak tam, żyjecie? Jak wrażenia? :) 

Pamiętajcie o dodaniu do biblioteki i gwiazdce <3

Rozdziały będę pojawiać się co tydzień w czwartek o 19:00

GWIEZDNE ŁOWY [WYDANE] (#2 serii Post Mortem)Where stories live. Discover now