4. Katharsis

63 3 0
                                    


TW: samookaleczenie

Zanim poszłam spać, przeczyściłam jeszcze rany na ręce. Ponoć czystsze szybciej i ładniej się goją.
Wyjęłam więc spod łóżka drewniane pudełko średniego rozmiaru, to w nim trzymałam zarówno rzeczy do okaleczania jak i rzeczy do opatrywania ran. Otworzyłam wieczko i wyjęłam wacik oraz dezynfekujący spray.
Poczułam mocne pieczenie, gdy pierwsze krople alkoholu spadły na moją poranioną rękę. Poczułam ból, ale nie był to nieprzyjemny ból. Delikatnie dokładałam wacik do każdej rany. Nie były one ani duże ani bardzo głębokie. I nie było też ich wiele. Nie chciałam mieć wielu blizn, dlatego też bardzo rzadko okaleczałam się żyletką. O wiele częściej używałam po prostu ostrych przedmiotów, które szarpały naskórek, ale nie pozostawiały permanentnych śladów. Nie chciałam aby zostawały. Nie chciałam żeby ludzie wiedzieli. Żeby gadali. To było tylko i wyłącznie dla mnie. Dla nikogo więcej. Nawet Olivia i Jake nie widzieli, że to właśnie tak radzę sobie z natrętnymi myślami. A są to przecież osoby, którym ufam najbardziej na całym świecie. Gdyby się dowiedzieli pewnie nigdy by mi nie wybaczyli tego, że to przed nimi ukrywałam. Ale ja nie czuję potrzeby żeby im mówić. Nie ma sensu by się zamartwiali. A na pewno by to robili i co gorsza chcieliby mi ,,pomóc". Ale przecież fizyczny ból to mój jedyny ratunek.

Dla jasności - nigdy nie chciałam zrobić sobie prawdziwej krzywdy. Nie było nawet jednego razu, żeby mi to przeszło przez myśl. Po prostu to... jest dla mnie jak katharsis. Oczyszcza moją duszę. Oczyszcza moją głowę. Oczyszcza mnie. Wiem, jak to robić, by nie zostawały blizny. Rany zawsze dezynfekuję, żeby nie wdało się zakażenie i żeby ładnie się goiły, ukrywam ręce pod długimi rękawami by nikt nie musiał się martwić.
Mam wszystko pod kontrolą.

Gdy już oczyściłam rany, wzięłam telefon do ręki, aby sprawdzić czy u Liv wszystko w porządku. W odpowiedzi zwrotnej dostałam tylko emotkę okejki. Ale po chwili Liv napisała wiadomość, że wciąż są w restauracji i że opowie nam jutro, ale Josie jest bardzo fajną dziewczyną. Na tę wiadomość z kolei ja odpowiedziałam jej emotką okejki.

***

W czwartek kiedy podjechałam lekko spóźniona pod swoje liceum, Olivia i Jake już na mnie czekali.

-Stara, za trzy minuty dzwonek, nawet nie zdążymy zajarać - powiedział pełnym wyrzutu głosem Miller.

-Rzucasz się jakbyś conajmniej palił nałogowo - prychnęłam - przeżyjesz do długiej przerwy.

-Przeżyjesz do długiej przerwy - przedrzeźnił mnie po czym ułożył swoje ramiona - jedno na moich barkach a drugie na barkach Liv. - Chodźcie zasrańce.

Wspięliśmy się po schodach i razem z dzwonkiem weszliśmy do klasy, do której chwilę później weszła nauczycielka.

-Hola estudiantes! - Przywitała nas pani Gonzalez, nauczycielka hiszpańskiego. - ¿Como estàs?

-Muy bien, gracias - odpowiedzieliśmy chórem tak jak nas nauczyła. - ¿Y tu?

-Mi tambien, gracias. Dobrze przejdźmy do tematu, którym jest... - nauczycielka zaczęła kartkować swój zeszyt.- ¿Cómo quedamos? * - I tak właśnie rozpoczęliśmy czwartkowy dzień.

Po hiszpańskim mieliśmy jeszcze dwie matmy, angielski, wf, historię i ekonomię. Na tej ostaniej pan Jacob zrobił niezapowiedzianą kartkówkę, ale udało mi się wszystko ściągnąć od laski siedzącej przede mną i chłopaka siedzącego za mną, także myślę, iż piąteczka gwarantowana.

Biały Kruk Where stories live. Discover now