7. Wyścigi

57 1 0
                                    

Masz! - Olivia rzuciła na stół trzy bilety. - Dla ciebie pogodziłam się z Josie, choć byłam i w sumie wciąż jestem na nią ostro wkurwiona, więc skorzystaj z nich mądrze - zażartowała pod koniec.

-Ja pierdolę! - krzyknął podekscytowany Jake. - Kocham cię najmocniej! - Na te słowa spojrzałam na niego wybałuszając oczy pytająco. - Znaczy was - poprawił się, ale ja już odchodziłam od niego w stronę tarasu, sprzedając mu w powietrzu środkowy palec.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Usłyszałam za sobą kroki. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że Miller pobiegnie za mną. Nienawidził, gdy któraś z nas się na niego gniewała. A ja, choć co prawda teraz się nie gniewałam, bo wiedziałam, że tak naprawdę kocha nas obie tak samo mocno, a tamto tak sobie rzucił w chwili ekscytacji, lubiłam się z nim przekomarzać.

-Nie gniewaj się, Mads - podjął ze skruchą - przecież wiesz, że cię kocham tak samo mocno jak Liv. - Objął mnie ramionami.

-Ty tak serio Jake? - zapytała zrezygnowana Adams. - Przecież to Maddie, ona uwielbia cię robić w chuja. - W tej samej chwili oboje spojrzeli na mnie a na mojej buzi zaczął pojawiać się triumfalny uśmiech.

-Głupia - powiedział ze śmiechem Jake po czym szturchnął mnie lekko łokciem. - To co zakładacie na jutrzejsze wyścigi? - zapytał po chwili brunet.

-Na co? - Aż zakrztusiłam się przed sekundą odpalonym papierosem.

-To chyba oczywiste, że idziecie ze mną, nie? Nie bez powodu Liv przyniosła aż trzy bilety.

Spojrzałam na blondynkę.

-Ja z chęcią obejrzę. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.

-A ja nie - powiedziałam. - Idźcie we dwójkę.

-Nie-e - zaoponował Jake przeciągając słowo.

-Ta-ak - odbiłam.

-No weź, Madison, nie bądź taka.

-Nie. Nie mam ochoty oglądać wyścigów, więc nie jadę - tłumaczyłam jak dzieciom - wy macie ochotę, wiec jedziecie. Proste.

-A zawieziesz nas chociaż? - zapytał zrezygnowany Jake. Aż dziw, że tak gładko przyjął odmowę, ale mi to pasowało. - Przyjęlibyśmy jakieś procenty z Liv.

-Bardzo chętnie - powiedziała Olivia.

-Na to się mogę zgodzić - przystałam na ich propozycję.

Posiedzieliśmy jeszcze kilka godzin u Millera robiąc... w sumie nic i późnym wieczorem rozjechaliśmy się do domów.

***

-Bądź po nas o 19:00 - oznajmił Jake, gdy wychodziliśmy ze szkoły po zakończonych piątkowych zajęciach.

-Okej - odpowiedziałam beznamiętnie.

-A co ty będziesz robić dziś? - zagadnęła Olivia.

-Nie wiem, może obejrzę coś z bliźniakami.

-Nuuuuuda - rzucił nasz przyjaciel. - Chodź z nami.

-Miller, nie wkurwiaj mnie - rzuciłam ostrzej niż chciałam - czego nie rozumiesz w zdaniu nie chcę oglądać wyścigów?

-Tego pierwszego słowa - powiedział zupełnie poważnie po czym parsknął śmiechem.

Ku mojej uciesze zaczął dzwonić mój telefon przerywając tę bezsensowną konwersacje.

-Dobra, lecę, widzimy się o 19 - pożegnałam się z przyjaciółmi i odchodząc odebrałam przychodzące połączenie - Halo?

-Cześć córciu, mogłabyś odebrać Jasona ze szkoły? - zapytała tym swoim cudnie łagodnym głosem mama. - Dzwoniła pani Barnes i powiedziała, że Jason się źle czuje i trzeba go odebrać. Ja mogę najwcześniej wyjść za jakieś 1,5 godziny.

Biały Kruk Where stories live. Discover now