— Włączam przycisk wycisz w życiu realnym.

Resztę drogi panowała cisza. Bynajmniej dla mnie, bo ja odpłynęłam do własnego świata. Kocham człowieka, który wynalazł zatyczki do uszu.

Wysiadłam z samochodu z szerokim uśmiechem na twarzy, patrząc na obrażonego Philipa. Wyglądał jak mały pięcioletni chłopczyk, któremu mama nie pozwoliła bawić się na placu zabaw. Wyciągnęłam stopery i poklepałam go po plecach.

— To była dobra podróż — parsknęłam, obserwując reakcję bruneta.

Gdyby jego wzrok mógł zabijać, leżałabym w grobie. Ale nie potrafił, więc mogłam być spokojna i ratować świat przed upierdliwymi mężczyznami.

— Wyśmienita. Kropka. — Powiedział Larson, na co wybuchnęłam głośnym śmiechem. Uwielbiałam go. Ale tylko wtedy, gdy nie był wrednym, wymagającym, zrzędliwym mężczyzną. No dobrze, może chłopcem.

Weszliśmy do budynku, w którym mieściły się nasze mieszkania, i gdy wysiedliśmy z windy, rozdzieliliśmy się w kierunku naszych mieszkań.

Oparłam się z westchnieniem o drzwi, a po chwili przydreptał do mnie Szaszłyk. Tak, ostatecznie tak nazwałam swojego kota. Philip skwitował to krótkim "Szaszłyk, bo oddasz go do zjedzenia chińczykom, tak?". Nasza wojna na spojrzenia trwała równe i długie pięć minut. Później rzuciłam się na niego z poduszką i kieliszkiem wina.

Pogłaskałam mojego przyjaciela o czterech łapach i odłożyłam torbę z sukienką na kanapę. Spojrzałam na zegarek zrezygnowana, bo musiałam zacząć się szykować na tą cholerną firmową imprezę. Mój humor jednak musiał być jeszcze gorszy, bo zadzwonił mój telefon, ukazując numer mojej matki. Z głośnym bezsilnym westchnieniem, przysunęłam urządzenie do ucha.

— Tak, mamo?

— No cześć, Isa — przywitała mnie pogodnym tonem. Ojciec nie pił? — Nie rezerwuję ci jeszcze lotu powrotnego, najwyżej wykupimy wtedy drożej, ale chciałam zapytać co u ciebie? Jak w pracy? Mieszkanie? Wszystko w porządku?

Fajnie, że nie dostałam na maila jeszcze biletu do domu. Nie fajnie, że mi przypominała o moim powrocie tam.

— Praca jak praca, obowiązki i inne pierdoły. Wczoraj występowałam na konferencji podsumowującej miesiąc, dziś idę reprezentować szefa na imprezie firmowej...

— Dobrałaś dobrą sukienkę? Cholera, dziecko powinnaś mi mówić o takich rzeczach! Wysłałabym ci coś od projektantki.

Pierdol się. Właśnie te dwa słowa cisnęły mi się na usta, ale nie byłam na tyle odważna, aby je wypowiedzieć. Jeszcze nie.

— Tak, szef załatwił mi od swojej projektantki — skłamałam, choć od razu tego pożałowałam.

— Szef załatwiał ci strój? Nie przynoś nam wstydu, Isabel. Pogrążasz naszą rodzinę. Następnym razem poinformuj mnie o tak istotnym wydarzeniu.

Suka.

— A co u was? Tata poszedł na leczenie, że tak ci humor dopisuje?

Niemal słyszałam jej wkurwienie. Przybiłam sobie mentalną piątkę.

— Nie pozwalaj sobie, dziecino — syknęła, jednak tym razem mnie to nie wystraszyło. Może dlatego, że byłam pewna, że nie oberwę z jej ręki w twarz. Odległość od domu dodawała odwagi. — Mieszkanie jest w dobrych standardach? Jeśli coś jest nieodpowiednie, albo pościel nie jest z porządnego materiału i....

— Wszystko jest wyśmienite. Muszę kończyć, bo nie mogę się spóźnić na imprezę firmową — powiedziałam, chcąc jak najszybciej zakończyć tą nic nie wnoszącą do mojego życia rozmowę.

The Company Man #3Where stories live. Discover now