Rozdział 12

842 42 3
                                    

Najbardziej w świecie nienawidziłam zakupów. Żart. Najbardziej w świecie nienawidziłam zakupów z Philipem.

Od pięciu godzin mierzyłam już chyba setną sukienkę, bo każdą poprzednią chłopak uważał za nieodpowiednią na tak ważną imprezę jak firmowy bankiet. Najgorsze w tym wszystkim było to, że byliśmy cały czas w jednym sklepie, a czas do imprezy coraz bardziej się zmniejszał. Przewidując taką sytuację, wyszliśmy z mieszkania już o dziesiątej, jednak okazuję się, że nawet tak spora ilość czasu nie jest wystarczająca dla Larsona.

— Niech pani poda tą fioletową — zarządził, przywołując do nas wyraźnie zmęczoną ekspedientkę, która próbowała się uśmiechać.

Marnie jej to wychodziło.

— Nie. Nie ubiorę fioletowej sukienki, bo do mnie nie pasuje — odparłam, zakrywając swoje nagie ciało zasłoną w przymierzalni.

Boże, miałam już naprawdę dość.

— Chryste zmiłuj się — modlił się Philip.

— Sam się zmiłuj. To tobie nic nie pasuje — oburzyłam się. — Mogłabym prosić tą czerwoną?

— Oczywiście.

Po chwili wciągałam na siebie ciemno czerwoną sukienkę, która zamiast dekoltu, miała wcięcie pomiędzy piersiami sięgające prawie pępka, blasku dodawały jej pojedyncze cekiny, które porozrzucane były na całej tkaninie, a elegancji dodawały długie rękawy. Sięgała mi delikatnie przed kolano, co optycznie wydłużało moje całkiem krótkie nogi.

— Pokaż — zawołał chłopak.

— Nie, bo coś wymyślisz, a mi się podoba. Zobaczysz dopiero w domu, gdy się odjebie tak, że będziesz zbierał szczękę z podłogi — powiedziałam, przyglądając się swojej sylwetce w lustrze. — Biorę! — krzyknęłam do ekspedientki i byłam niemal pewna, że odetchnęła z ulgą.

Pewnie weźmie miesiąc wolnego po naszej wizycie. Na przyszłość będę wiedziała, aby już nigdy nie pokazać się w tym sklepie, bo może mnie wyrzucą. Gorzej z Philipem. Jego zdjęcie będzie wisiało na drzwiach z dopiskiem tego pana tu nie wpuszczamy.

Wyszłam ze sklepu z uśmiechem na ustach, wymachując elegancką torbą w dłoni. Widziałam, że brunet próbuje do niej zajrzeć, aby dostrzec chociaż mały element, ale skutecznie wywracałam nią tak, aby nie widział nic.

— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Larson — prychnęłam, odblokowując swój samochód.

— Pf, odezwała się największa pierduśnica w Bostonie.

— Co proszę?

— Nic aniołku, mówiłem, że jesteś cudowna — posłał mi ironiczny uśmiech i zajął miejsce pasażera.

Kretyn. Aż tak głucha to ja NIE byłam.

— Tak długo wybierałaś tą kieckę, że myślałem jakbyś robiła to dla Harveya — powiedział brunet zapinając pasy.

— Powtarzałam ci chyba miliard razy, że idę tam właśnie za niego, bo on nie może! Czy ty masz coś nie tak z głową? — burknęłam, wyjeżdżając gwałtownie na główną drogę.

— To po chuj my tyle tam siedzieliśmy, skoro głównego gorącego obiektu twoich westchnień, nie będzie?!

Oby gatunek mężczyzn był kiedyś zagrożony. Przez nich kobiety niedługo wyginą, a wtedy świat stanie na głowie.

Nie odezwałam się, tylko głośno westchnęłam, jedną dłonią wyciągając z torebki moje zatyczki do uszu.

— Co ty robisz? — zapytał Philip, przyglądając się moim ruchom.

The Company Man #3Where stories live. Discover now