ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟠.

250 11 55
                                    

ᴇʟɪᴢᴀ

Kochany Janeczku,
wszystko u ciebie w porządku? Jak się trzymasz?...

Kolejna kartka do kosza. Ugh. Nie umiałam pisać romantycznych listów. Z Jankiem wymieniałam je bardzo rzadko. Zawsze to były tylko krótkie wiadomości na urwanym z gazety kawałku papieru, ale nie długie pełne uczuć listy. Wyrażaliśmy swoje uczucia na żywo i to nam w zupełności wystarczało. Ale teraz musieliśmy poradzić sobie z odległością, która niby była niewielka, lecz i tak stanowiła pomiędzy nami barierę.

Słowa zlewały mi się w jedno i nie umiałam utrzymać pióra w dłoni. Byłam zmęczona tym wszystkim co działo się wokół. I niestety nie tylko ja miałam ten problem. W końcu jednak po wielu próbach udało mi się złożyć wszystkie moje myśli w całość.

Kochany Janeczku,
wszystko u ciebie w porządku? Co tam ciekawego robisz?
Ja ostatnio zaszalałam z wyglądem i się martwię, czy mnie poznasz. Oczywiście żartuję. Minęły dopiero dwa dni, a ja już zdążyłam się za tobą stęsknić.
Kiedy się zobaczymy? Czekam na wiadomość od ciebie!
Twoja Eliza.

Tak mało, a tak wystarczająco, pomyślałam, składając kartkę w pół i następnie umieszczając ją w kopercie. Zazwyczaj jeśli Tadek jechał do Warszawy to jemu dawałam różnorakie listy, tym razem czyniąc to samo. Jeszcze rano przed jego wyjazdem przekazałam mu list i oznajmiłam, by dał go Jankowi, gdy będzie się z nim widział. Czasami gdy mój brat nie miał takiej możliwości wysyłalam listy poprzez zaufaną osobę.

Gdy pół godziny później siedziałam przy stole jedząc chleb z marmoladą, w głowie ciągle kotłowały mi się ponure myśli. Miałam dzisiaj iść odnieść do cholerstwo na miejsce i odciąć się od tego durnego stalkera. Męczyło to moją psychikę, a nie mogłam zaniedbać wielu rzeczy w moim życiu. Elizka, uspokój się, działamy nie śpimy. Przeżułam ostatni kęs kanapki, popijając herbatopodobnym napojem, po czym szybko się zebrałam w akompaniamencie wołań mojego wujka i pojechałam do Warszawy.

***

– Dzień dobry, Elizo. Czyżbyś zatęskniła za nami?

Uśmiechnęłam się, zmierzając w stronę Orszy, który stał niedaleko tarcz do strzelania. Rozglądając się naszły mnie wspomnienia, bo byliśmy w lesie, gdzie kiedyś wraz z nimi wszystkimi chodziłam na zbiórki i naukę strzelania. Piękne czasy.

– Nawet nie wiesz jak bardzo, druhu komendancie. – stanęłam przed nim i wymieniliśmy uściski dłoni, przy czym mężczyzna uniósł moją do swoich ust i pocałował.

– Wiesz, że nasze drzwi zawsze stoją otworem. Tak naprawdę nigdy od nas nie odeszłaś na dobre. Wciąż jesteś z nami.

– Wiem i tą decyzję rozważam.

– Czekamy w takim razie na werdykt.   – delikatnie się ukłonił, na co oboje się zaśmialiśmy. Coś Orsza miał dzisiaj dobry humor.

Rozejrzałam się, patrząc na chłopaków, którzy stali w grupkach zawzięcie dyskutując (dlatego mnie nie zauważyli) i dostrzegłam w tłumie moją przyjaciółkę, już przebraną, która jak zwykle ochoczo gawędziła z Alkiem. Udane z nich małżeństwo. Nie da się ich rozdzielić. Podeszłam do nich, a ona od razu mnie zauważyła.

– Elizka! Skąd się tu wzięłaś? – przytuliłyśmy się na powitanie.

– Przyszłam w odwiedziny. – wyszczerzyłam się. – Maciuś, co tak siedzisz? Nie przywitasz się?

– Z tobą zawsze, rudzielcu. – Alek zaśmiał się i tak mnie objął, aż w nim utonęłam. Zawsze tak było. Zuzia to miała dobrze, bo miała pod nosem wielkiego misia do przytulania. – Uprzedzając twoje pytanie, Janek właśnie idzie. – wskazał palcem do tyłu.

Nadzieja Na Lepsze Jutro || TOM IIWhere stories live. Discover now