Rozdział IV "Lord Voldemort"

Start from the beginning
                                    

Dni bardzo szybko mi mijały. Wszystkie były praktycznie takie same. Śniadanie, lekcje, obiad, odrabianie zadań, szukanie informacji o rodzinie, kolacja, koszmary senne. Nic się nie zmieniało. Może poza tym że czasami rozmawiałam z kuzynem czy Nagini. Ten dzień też był zwyczajny. Właśnie razem z Draconem, Pansy i Blaisem wracaliśmy z kolacji gdy nagle usłyszałam jakiś szept. Mówił że mam do niego przyjść że to ważne. Jak zachipnotyzowana zaczęłam biec a reszta za mną. Nie wiedzieli o co mi chodzi a sama nie panowałam nad tym co robiłam. Po kilku minutach niekontrolowanego biegu zobaczyliśmy trójkę drugo-klasistów. Była to ta szlama Granger chłopak z blizną którego spotkałam na Pokontnej i rudzielec którego przyłapał wtedy Snape. Chyba nazywa się Wesley. Od Dracona dowiedziałam się że jest zdrajcą krwi. Cała trójka stała przy ścianie na której był napis z krwi a obok wisiała kotka Filcha.

"Komnata tajemnic znów została otwarta. Strzeżcie się
wrogowie dziedzica."

Kiedy tylko przeczytałam napis wiedziałam co się stało. Momentalnie cała zbladłam.
-Strzeżcie się wrogowie dziedzica?- Zaśmiał się Draco.- Kolej na was szlamy.- Dodał po chwili nadal się śmiejąc. Po minucie przestał chyba dlatego że zobaczył że jestem cała blada. Właściwie blada to mało powiedziane. Byłam biała jak kreda. Momentalnie dookoła nas zebrał się tłum wśród nich byli nauczyciele. Dało się w nich zauważyć profesora Snape'a McGonagall Dumbledora i woźnego Filcha. Filch zaczął się kłócić z bliznowatym o panią Noris a Snape zwrócił się do mnie.
-Wiesz kto to zrobił?- Zapytał szeptem.
-Nie mam pojęcia profesorze ale to nie ja przysięgam.- Odpowiedziałam a on nie zrobił się spokojniejszy.
-Wierzę Ci spokojnie.- Zapewnił mnie a ja poczułam tym czasową ulgę.
-Ma Pan jakieś podejrzenia?- Zapytałam a on pokiwał głową na nie.
-Dobrze wszyscy mają wrócić do swoich dormitoriów z prefektem naczelnym.- Powiedział głośno Drops. Wszyscy tak jak kazał ustawili się w grupach i wróciliśmy do pokoju wspólnego.
-Hej Viv coś się stało?- Zapytał Blaise.
-Jesteś cała blada.- Dodał Draco.
-To nie jest rozmowa którą można przeprowadzić tutaj.- Powiedziałam cicho.
-Chdźmy do naszego pokoju.- Powiedziała Pansy. Wszyscy udaliśmy się za nią i rozsiadliśmy na moim łóżku. Dla pewności że nikt tego nie zobaczy czy usłyszy zamknęliśmy wszystkie okna. Po czym zasłoniliśmy je zasłonami. To samo zrobiliśmy z kotarą łóżka. Dla większego bezpieczeństwa rzuciłam jeszcze zaklęcie wyciszające.
-Powiesz nam o co chodzi?- Zapytał wreszcie Draco.
-Dobra ale musicie obiecać że nikomu nie powiecie.- Powiedziałam a oni wszyscy obiecali dochować tajemnicy.- To ja jestem dziedzicem!- Krzyknęłam a oni wszyscy pobledli.
-Naprawdę?- Zapytała po chwili oszołomiona Pansy.
-Przynajmniej tak mi się wydaje.- Przyznałam lekko zmieszana.
-Czemu tak uważasz?- Zapytał Blaise.
-Wszystko na to wskazuję.- Powiedziałam trochę tajemniczo.
-Ale co wskazuję!?- Zapytał podirytowany Draco.
-Spójrzcie!- Krzyknęłam wyciągając różdżkę.- Olivader powiedział mi że zrobił ją sam Salazar Slitherin założyciel domu węża i że najprawdopodobniej jestem jego dziedzicem.- Dodałam po chwili.
-Skąd możesz wiedzieć że to prawda?- Zapytał zaciekawiony Blaise.
-Kiedy ją dostałam wyleciał z niej wizerunek węża.- Powiedziałam.- To nie wszystko cały czas męczą mnie koszmary o tym że jestem dziedzicem i muszę znaleźć jakiś dziennik. Wcześniej zanim zobaczyliśmy napis usłyszałam jakiś szept dochodzący jakby zza ściany.- Dodałam szybko a reszta nie wiedziała co ma zrobić.
-Co jeśli nie chodzi o dziedzica Slitherina tylko kogoś innego?- Zapytał mój kuzyn.
-Właśnie co wtedy?- Dodała Pansy.
-To nie możliwe wiem że chodzi tu o Slitherina!- Krzyknęłam.
-Skąd możesz to wiedzieć?- Zapytał Blaise.
-Dwa słowa: Komnata Tajemnic.- Odpowiedziałam.- Ona została stworzona przez założyciela domu węża. Kryję się w niej bazyliszek i tylko prawowity dziedzic potrafi go kontrolować.- Wyjaśniłam dużo ciszej i spokojniej.
-Z tego co wiem bazyliszek nie petryfikuje tylko zabija.- Powiedziała Pansy.
-Właśnie ta jedna rzecz się w tym wszystkim nie zgadza!- Poparłam ją po czym schowałam twarz w dłonie.
-Na razie nie wiadomo czy to na pewno o to chodzi.- Uspokajał mnie Draco.
-Na razie możesz być spokojna.- Dodał Blaise i mnie przytulił.
-Jakby co to masz nas.- Powiedziała Pansy i poszła w ślady Blaise'a. To samo zrobił Draco. Siedzieliśmy tak chwilę aż tą niezręczną ciszę przerwał ten sam szept. Wstałam jak poparzona i wybiegłam z dormitorium zostawiając oniemiałych przyjaciół w pokoju. Biegłam w stronę łazienki Marty a szept się nasilał. Nagle zobaczyłam wielkiego węża.
-§Witaj§- Przywitałam się a on natychmiast obrócił się w moją stronę. Zobaczyłam wtedy wielkie żółte oczy. Wąż powoli się do mnie zbliżał.
-§Pani szukałem ciebie§.- Odpowiedział i się ukłonił.
-§Jesteś bazyliszkiem prawda?§- Bardziej zasugerowałam niż zapytałam.
-§Tak pani.§- Odpowiedział po chwili. Zbliżałam się do niego z każdym krokiem. Byłam już na tyle blisko by go dotknąć. Jednak nagle usłyszałam głos Draco.
-§Wracaj do komnaty szybko!§- Rozkazałam a on zniknął w mgnieniu oka. Teraz miałam już pewność jestem dziedzicem a Salazar Slitherin to strzał w dziesiątkę. Poszłam do kuzyna i wytłumaczyłam mu co przed chwilą się tu stało. Na początku był uradowany że mnie znalazł ale kiedy wysłuchał mojej historii na jego twarzy wymalował się strach. Wróciłam do dormitorium i opowiedziałam wszystko Pansy a Draco podzielił się tym z Blaisem. Z tego względu że było dosyć późno wszyscy poszli spać. Mnie znowu męczyły te same koszmary. Znów obudziłam się w tym samym momencie. Postanowiłam nie marnować czasu i ogarnąć się szybciej. Miałam też nadzieję że dowiem się czegoś o nazwisku Riddle w bibliotece. Czemu nie wolno mi go używać i kto miał je przede mną. Może mogłabym dowiedzieć się coś o rodzicach? Lub o tym że jestem dziedzicem. Na razie niczego nie znalazłam w księgach ale myślę że to tylko kwestia czasu. Kiedy upewniłam się że Pansy jeszcze śpi co cichu wyszłam z dormitorium. Po kilkunastu minutach stałam już pod wielkimi drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia pełnego wiedzy. Pchnęłam drzwi i weszłam do biblioteki. Był tu tylko jeden regał którego jeszcze nie sprawdzałam. Podeszłam do okna na końcu pomieszczenia. Nie było tam jasno a książki które się tam znajdowały były zakurzone. W kontach dało się dostrzec pajęczyny. Księgi z tych półek były stare i się rozpadały. Poza jedną podpisaną "Najlepsi Absolwenci Hogwartu". Niepewnie ruszyłam książkę i gdy miałam ściągać ją z półki zobaczyłam że coś się przesuwa. Okazało się że było to jakieś ukryte pomieszczenie. Było duże i okrągłe na ścianach wisiało dużo zdjęć. Były trochę stare i poniszczone. Na samym końcu pomieszczenia znajdował się pulpit z jakąś otwartą książką. Po bokach pomieszczenia znajdowały się również regały z książkami ale były podpisane rokiem w którym je napisano. Weszłam tam pewnym krokiem. Podeszłam do otwartej książki i usłyszałam głos.
-Powiedz czego szukasz.- Powiedział głos dochodzący jakby z książki. Dla pewności zaczęłam się rozglądać czy nikt przypadkiem za mną nie stoi. Kiedy zorientowałam się że byłam sama powiedziałam bez zastanowienia.
-Powiedz mi coś o nazwisku Riddle.- Zarządałam a strony w książce zaczęły się obracać. Natrafiłam na stronę z wizerunkiem chłopaka z moich snów.

Córka Śmierci, Dziecko ZemstyWhere stories live. Discover now