38 🂡 naczelny krzykacz

Start from the beginning
                                    

— Wyrażanie się w taki sposób do prezydenta może się skończyć FBI wbijającym tutaj w ciągu trzech sekund. Wystarczy, że wrzasnę wystarczająco głośno.

Florence zaśmiał się ironicznie pod nosem, zatoczył się lekko do tyłu. Marshall przesmyknął się przy jego boku i, skinąwszy głową, przywitał się z Charliem oraz Xiao. Bez wtrącania się w sztukę najwyższej dramaturgii jedynie przycupnął na fotelu obok, zabrał blondynowi szklankę z wodą.

— W dupie to mam. Ciebie, FBI, Yijing, wszystko — rzucił, wciskając się między Charliego i Marshalla. Uderzył ramionami o blat biurka, pochylił się pozornie groźnie ponad rozbawionym blondynem. Wytoczył oskarżycielską dozę groźnego, wskazującego palca. — Przez ciebie i twoje nocne zabawy nie spałem całą noc. Wiesz, jak ciężko było ściągnąć samemu ciało dojrzałego chłopaka?

Vincent wzruszył ramionami.

— Zawsze mogłeś poprosić kogoś o pomoc. Masz numery do najważniejszych osób w Yijing.

Florence prychnął, spuszczając głowę, jak gdyby tylko czekał na te słowa z ust Xiao.

— Myślisz, że nie próbowałem? Wszyscy mieli mnie gdzieś! Nagle każdy miał jakąś ważną wymówkę! Nikt mi nie pomógł! — rzucał z najwyższą urazą, brzmiąc przy tym jednak jak ten jeden dziwny, trochę niepokojący dzieciak, z którym nikt nie chciał się w szkole przyjaźnić, bo wyjadał gluty z nosa.

Florence pewnie był takim dzieciakiem.

I na pewno kablował na klasę, gdy szła na grupowe wagary.

Charlie odsunął się nieznacznie, czuł napięcie bijące z ciała rozjuszonego polityka. Dziwnym trafem Florence, odkąd wpadł do gabinetu, nawet nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. W przeciwieństwie do Marshalla, z którym wymieniał w tym momencie jednoznaczne spojrzenia za plecami wrzącego Vasqueza.

Fioletowowłosy westchnął cierpiąco pod nosem, wywracając oczami. Opadł bezsilnie na oparcie fotela i, zarzuciwszy nogę na nogę, trącił brudnym Adidasem perfekcyjnie wyprasowane spodnie mężczyzny.

— Wszyscy cię zignorowali, bo w Yijing uchodzisz za denerwującego krzykacza, który jako pierwszy nas sprzeda, gdy coś pójdzie nie tak.

Charlie uśmiechnął się usatysfakcjonowany pod nosem. Miło było słyszeć, że nie był jedyną osobą, która nie lubiła Florence.

Vasquez posłał Marshallowi mordercze spojrzenie, po czym odwrócił się w stronę próbującego się nie roześmiać Xiao.

— Wracając do tematu, bo przerwała mi jakaś szumowina — odchrząknął, uderzył się trzy razy w pierś, po czym kopnął niewidocznie Diaza w piszczel. Stłumiony jęk rozniósł się po gabinecie. — Uwierzysz w to, Vincencie? Że dla ciebie, w środku nocy, sam spakowałem ciało do worka, zmyłem krew na nocnym chłodzie, zwymiotowałem cztery... — Zamyślił się chwilę, licząc na palcach. — Nie, pięć razy. Zwlokłem to ciało po schodach z pięćdziesiątego piętra, bo winda po północy już nie działa. Poza tym mógłbyś powiedzieć Smokowi, aby nie oszczędzał na prądzie, bo niektórzy muszą sprzątać burdel jego pupilka. Zawiozłem to zmasakrowane ciało swoim prywatnym samochodem, po czym zakopałem w lesie łopatą mojego dziadka. Wróciłem do domu brudny, jestem zmęczony, a mój samochód śmierdzi trupem. A to wszystko dla ciebie.

Vincent obserwował go dłuższą chwilę w ciszy, uśmiechnąwszy się półgębkiem. Od rana był w świetnym humorze, który raczej rzadko wstępował na twarz zimnego, bezdusznego mężczyzny. Charlie nie wiedział, czy była to sprawka ich poprzedniej nocy, czy faktu, że w jego domu od rana nie istniała dusząca samotność. Nie wnikał, korzystał z tego pogodnego uśmiechu i iskierek w ciemnych, księżycowych oczach.

YINYANG TIGERWhere stories live. Discover now