Rozdział 10

1.6K 49 60
                                    

Wspomnienie
15 maja 2020 roku
— Proszę... — Wyłkałam pijackim tonem. Byłam pijana i naćpana. W chuj pijana i naćpana. — Proszę chcę iść do domu...

Mężczyzna wybuchnął przerażającym śmiechem. Śmiechem mrożącym krew w żyłach.

— Wiesz laleczko... — Wychrypiał bawiąc się moimi włosami, podczas gdy ja leżałam na brzuchu, na łóżku w samej bieliźnie. Moje ubrania leżały gdzieś na podłodze całe rozdarte. Mężczyzna dosłownie je ze mnie zerwał, mimo moich błagań i płaczu.

— Takie jak ty... — Kontynuował. — Nigdy nie kończą dobrze.

— Błagam puść mnie. — Błagałam łkając w poduszkę. Cały makijaż spłynął mi wraz z łzami, a biała pościel w hotelowym pokoju brudna była od mojego tuszu do rzęs.

— Trochę poboli i przestanie laleczko.

Facet zerwał ze mnie moje czerwone, koronkowe stringi, a ja znowu zaczęłam płakać. Poczułam pieczenie na skórze w miejscach, w których koronka się rozdarła.

Wyłam, krzyczałam, płakałam.

Nic na niego nie działało. Zaczął pieprzyć mnie od tyłu, na co jedynie jęczałam z bólu i płakałam z bezradności. Czułam po oddechu mężczyzny na moich plecach, że przeżywa spełnienie, podczas gdy ja, dalej nie ruchoma, leżałam i płakałam.

Nie wiedziałam ile to trwało, ale czas dłużył mi się niemiłosiernie. Zwijałam się pod dotykiem mężczyzny łkając. W końcu przestał. Czułam jakby moje męki trwały wieki, ale w końcu przestał.

Powoli zwalniał ruchom, aż w końcu całkowicie ze mnie wyszedł. Słyszałam jak zakłada spodnie i zapina rozporek.

Podszedł do łóżka i nachylił się nad moim uchem.

— Byłaś dzielna, laleczko... — Wyszeptał.

Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Łzy rozmazywały mi cały obraz, a ja nie umiałam ich powstrzymać. Zapamiętałam jednak jego głos. Cholernie przerażający.

A następnie mężczyzna wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w nim jak tanią dziwkę.

***

Wytarłam spocone ze stresu ręce w moje czarne spodnie, i w końcu zapukałam do drzwi. Nie musiałam czekać długo, bo już po kilku minutach otworzyła je starsza blondynka. Miała na około 40 lat, a mimo to jej włosy dalej były cholernie lśniące i sprężyste.

Ubrana była w jasne spodnie typu „mom", białą koszulkę i beżowy kardigan. Basic, ale i tak wyglądało to ładnie.

— Dzień dobry, — powiedziałam — ja do Riley.

— Cześć! Pewnie wchodź. Już ją wołam.

Kobieta zawołała blondynkę i już po chwili w trójkę siedziałyśmy w kuchni jedząc zajebiście dobre brownie z truskawkami.

— Mogłabym prosić Panią o coś do picia? Najlepiej wody. — Powiedziałam. — Niegazowanej gdyby Pani miała. — Dodałam.

— Mów mi Suzanne, Octavio.

— Och... Jasne. Przepraszam, tak mnie wychowano. — Wzięłam szklankę wody od kobiety. — Dzięki, Suzanne.

Chwilę później wchodziliśmy już do pokoju Riley, z zamiarem zbierania się na imprezę. Już nie mogłam się doczekać.

Pokój, mimo iż nie wyglądał tak bogato jak mój, był piękny. Białe ściany, gdzieniegdzie zdobione bluszczem i płytami naściennymi. Duże białe łóżko, biała szafa, biurko i toaletka. Pokój miał swój vibe, który po prostu trzeba było poczuć.

We Were Born To Die Where stories live. Discover now