Rozdział 8

1.5K 50 75
                                    

Ze znudzeniem przemieszczałam się długim korytarzem, w celu dotarcia na stołówkę. Przerwa zdecydowanie się dłużyła, dlatego jak na honorową nastolatkę w Ameryce przystało — poszłam zajarać.

Kierowałam się właśnie w stronę skrzydła z jadalnią, gdy nagle usłyszałam strzał, a zaraz po nim mrożący krew w żyłach krzyk. Co się kurwa dzieje?!

Następnie rozbrzmiały kolejne dwa strzały i kolejne przerażające krzyki. Nie wiedziałam co zrobić. Nie mam pojęcia, co tam się dzieję, ale przecież nie pójdę sprawdzić. To byłoby w chuj głupie. Postanowiłam się wycofać.

Odwróciłam się i przyśpieszyłam kroku. Szłam cholernie blisko ściany, tak jakby miała mnie ona uratować. Nagle poczułam szarpnięcie za ramię i zostałam brutalnie wciągnięta do kantorka z miotłami.

— Co do kur...

— Cii.. — Uciszył mnie cholernie dobrze znany mi głos. — Cicho, Parker.

— Hill? Co tu się kurwa odpierdala?! Co to za dźwięki?! I czemu chowamy się kurwa w jebanym kantorku?!

— Parker albo zamkniesz mordę, albo ja Ci ją zamknę. A tego byś sobie zapewne nie życzyła, skoro mnie tak „nienawidzisz".

Wyznanie chłopaka było... Dziwne? Ale w chuj prawdziwe. Domyślam się jak chciałby mnie uciszyć i zdecydowanie sobie tego nie życzyłam. Nawet w najgorszych koszmarach.

Kolejny strzał. Kolejny krzyk. Słyszałam uderzenie czegoś bardzo ciężkiego o podłogę.

— Hill..? — Wyjąkałam spanikowana. — Co się dzieje? — Mówiłam szeptem. Dokładnie tak, jak mi kazał.

— Nie wiem czy wiesz, Parker, ale tutaj w Ameryce często zdarzają się napady z bronią. To właśnie jeden z nich.

Napad? Z bronią? Te strzały to były dźwięki pistoletu? Kurwa.

— I mówisz o tym z tak cholernym kurwa spokojem?!

— Nie boję się śmierci, Parker.

Śmierci? Czyli istnieje prawdopodobieństwo, że nie dożyję jutra? Że nie dożyję wieczora?

— Nathan.. — Wyszeptałam. — Nathan proszę. Boję się.

Na ten moment mina chłopaka była śmieszna, ale w tamtym momencie nie zwracałam nawet na to uwagi.

— Parker ty się... — Zatrzymał się, jakby bojąc się wypowiedzieć kolejne słowa. — Ty się boisz?

— Kurewsko. — Parsknęłam śmiechem, mimo tego, że cała moja twarz była mokra od łez.

Przez chwilę nic nie mówił. Zastanawiał się co robić. W końcu podniósł głowę, uniósł kącik ust i powiedział:

— Chodź tu. — Rozłożył ramiona, a ja jak pojebana wpadłam w jego objęcia. W tamtym momencie zapomniałam o wszystkim. O tym, że jest mordercą, o tym, że go nienawidzę i o tym, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Potrafiłam myśleć tylko o sobie i swoim bezpieczeństwie. Byłam egoistką.

Jego dłonie oplotły moje plecy i zaczęły zataczać na nich okręgi. Kolejny strzał. Wzdrygnęłam się i wpadłam w jeszcze większą panikę. Łzy znowu spływały mi po policzkach i — niefortunnie — na białą koszulkę Nathana.

— Ja przepraszam Hill... — Zaczęłam się tłumaczyć, powoli uwalniając się spod jego objęć. — Nie powinnam. Przepraszam.

— Parker zamknij się w końcu i chodź tutaj. Zbędnie pierdolisz. Boisz się, — spojrzał mi w oczy — więc ja Cię obronię.

We Were Born To Die Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz