~Bo słońce znów kiedyś wstanie~

198 11 6
                                    

Pov: Chuuya

Minęło pięć miesięcy odkąd spotkaliśmy się z Osamu na plaży. Od tych też pięciu miesięcy nie tknąłem alkoholu ani razu. Jedynie kilka razy próbowałem się napić, ale w momentach, gdy zostawałem sam w domu, a Dazaia nigdzie obok nie było. Wtedy wszystko co było dawniej do mnie wracało. Przy nim nie myślałem o tym by pić, myślałem tylko o tym, że jest przy mnie i mimo wszystko wrócił, że obiecał już nigdy nie zostawić.

Tego ranka obudziłem się czując wszechobecny chłód. Z początku myślałem, że zostawiliśmy w sypialni otwarte okno na noc, ale było ono szczelnie zamknięte. To bruneta nie było obok mnie jak co rano. Tym razem nie czekał aż się obudzę, tylko gdzieś zniknął.

Pomyślałem początkowo, że jedynie poszedł do kuchni zrobić śniadanie, bo dzięki naszemu wspólnemu mieszkaniu w końcu nauczył się gotować i znalazł w tym radość.

Zacząłem rozglądać się po domu, sprawdziłem łazienkę, kuchnię, salon, sypialnię, korytarz i garderobę dokładnie w razie gdyby po prostu bawił się w dziecko i robił mi żarty. Ale nie, jego znów nie było.

Zaczęło dziać się ze mną to samo jak wtedy, gdy chciał sam wyjechać na misję do walki z Upadłymi Aniołami. Wpadałem w coraz większą panikę, aż zauważyłem tą jedną szafkę.

Pomyślałem sobie, „to mi pomoże" już nie myśląc trzeźwo. Czując jak łzy same wpływają mi do oczu wyjąłem z głębi szafki w kuchni butelkę wina i z szafki kieliszek. Potem już tylko było to, co przez ostatnie lata. Nalewanie, picie, dolewanie, picie, dolewanie i tak do samego pierdolonego końca butelki. Potem kolejnych i kolejnych butelek, aż w końcu nie mogłem znaleźć więcej.

Tym razem na całe szczęście była to tylko i wyłącznie jedna butelka, ale dalej cała. I dalej złamałem swoją obietnicę, że choćby co się kurwa nie działo, to nie tknę tego świństwa do usranej śmierci. I nie wyszło, jak zawsze z resztą.

Siedziałem może z pół godziny tak skulony płacząc w kuchni aż usłyszałem, jak ktoś wchodzi do domu. Nie miałem siły podnieść głowę i spojrzeć kto to, czy to ktoś niebezpieczny, a może to ktoś kogo znam, albo jeszcze ktoś, kto po prostu przyszedł do Osamu i wszedł za pomocą zapasowych kluczy?

— Chuu? Śpisz jeszcze słońce? - usłyszałem ten znajomy głos bruneta. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Że on? Tutaj? Wrócił? Nie wyjechał nigdzie? Przecież gdy zrobił tak ostatnim razem to jechał na jakąś jebaną misje! - Chuuu(~) - wszedł do kuchni i zamarł. Odłożył szybko zakupy i od razu usiadł i mnie przytulił. Wtuliłem się w niego cały się trzęsąc i nie mogąc wydusić słowa. - Ciii... spokojnie..

— DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ..?! - krzyknąłem wybuchając płaczem i wtulając się najmocniej jak umiałem w bruneta. - MYŚLAŁEM, ŻE ZNÓW WYJECHAŁEŚ I MNIE ZOSTAWIŁEŚ! - zaczął delikatnie miziać mnie po włosach bym się uspokoił i mu się to udało. Od razu pożałowałem tego, że podniosłem na niego głos. Na całe szczęście stres, który towarzyszył mi cały czas sprawił, że alkoholu w mojej krwi było tak niewiele, że odczuwałem jakbym nie wypił całej butelki, a zaledwie łyka, no co najwyżej pół kieliszka wina.

— Przepraszam, Chuu.. mogłem zostawić kartkę, że wychodzę, albo coś podobnego, ale myślałem, że będziesz jeszcze spał jak wrócę.. - powiedział cicho tuląc mnie. Dał mi buziaka w czoło i wstał cały czas mnie trzymając, przez co wyglądałem trochę jakbym był śpiącym niemowlęciem wtulonym w niego jak koala przytula się do drzewa. - Może chciałbyś zjeść lody? Kupiłem twoje ulubione.

— Jasne..! - dałem mu buziaka i się uśmiechnąłem. Dochodzę do wniosku, że mimo tak dużej ilości wypitego alkoholu nie działał na mnie prawie wcale. Prawie, to znaczy, że gdyby ktoś miał powiedzieć czy jestem trzeźwy, czy pijany, zdecydowanie wybrałby pierwszą opcję. - Kocham cię Osamu ^^ - powiedziałem na co mnie pocałował.

Bo słońce znów kiedyś wstanie // soukokuWhere stories live. Discover now