~Chcę już cię nigdy nie zostawiać~

266 18 51
                                    

Pov: Dazai

— Dlaczego mi to robisz?! - krzyknął z wymalowaną złością na twarzy, ale jednak zmiksowaną ze smutkiem.

— Co masz na myśli, Chuuya? Przecież mnie nienawidzisz, powinieneś się cieszyć z tego, że odchodzę.

— ALE SIĘ NIE CIESZĘ! Specjalnie zabrałeś mnie tutaj żeby wygłaszać przemowy, które tylko mnie zniszczyły od środka! Dlaczego nie powiedziałeś tego wprost?!

— Chciałem żebyś się na mnie nie denerwował, że mam cie gdzieś, bo na takiego bym wyszedł gdybym powiedział od razu..

— JUŻ WOLĘ TAK NIŻ JAK TERAZ BĘDĘ MUSIAŁ WRACAĆ TAK DO MAFII! - krzyknął i wstał biorąc swój płaszcz. - Nienawidzę cię Osamu-San. - dodał cicho i poprawiając sobie kapelusz odszedł do wyjścia z plaży.

Siedząc dalej i nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić patrzyłem jak idzie chodnikiem na wzniesieniu kończącym plażę i dzielącym ją z miastem. Szedł dość szybko jak na to, że jest niski, czyli ma krótkie nogi. Dopiero kiedy zniknął z mojego pola widzenia wstałem i zakładając płaszcz ruszyłem w stronę wody.

Światło już w całości niewidocznego za horyzontem słońca oświetlało lekko taflę oceanu i nadawało uroku całemu widokowi. Woda mieniła się w jakby szczęściu, ale to wcale nie pasowało do aktualnej sytuacji.

Dalej nie wiem czy zrobiłem dobrze przychodząc z nim tutaj. Faktycznie gdybym był dla niego kimś więcej niż partnerem do pracy, to znaczy przyjacielem na przykład, mogłoby zaboleć bardzo. Ja nie wiem czy to jak postrzegam Nakaharę jest prawdziwe. Mam go raczej za partnera w pracy, ale jednak dalej nie mogę rozwiązać zagadki, którą jest to dlaczego kiedy pracuję z kim innym za wszelką cenę staram się wyobrazić sobie, że to on stoi przy mnie, a nie na przykład Akutagawa. Dlaczego cieszę się, kiedy mamy razem misję, dlaczego chce mi się uśmiechnąć kiedy on też się uśmiecha. Jak jest szczęśliwy też taki jestem, a gdy się na mnie denerwuje czuję coś w rodzaju poczucia winy. Tylko takie z sto razy mocniejsze. Nawet wystarczy by był gdzieś w pobliżu żebym czuł się lepiej.

Jakbym.. Wtedy był właśnie obok swojego zaginionego sensu życia.

— Dazai-San? Co tu robisz? - zapytał Akutagawa podchodząc do mnie. Był sam, ale to u niego zwyczaj. Zauważyłem, że lepiej mu jak jest sam, albo w towarzystwie mniejszej ilości osób. Kiedy jest tych osób więcej wygląda na odrobinę zdezorientowanego i strasznie się stresuje.

— Rozmyślam.

— Jest już trochę późno, a jesteśmy na drugim końcu miasta, nie wracasz do Mafii?

— Jutro mnie już tam nie będzie, więc to nie ma znaczenia. - zamknąłem oczy i wsłuchałem się w dźwięki miasta i fal na oceanie. Oczywiście głos Akutagawy też brałem pod uwagę, ale kiedy nic nie mówił całą przekładałem na otoczenie.

— Jak to nie będzie? Masz jakąś misję?

— Odchodzę z Mafii na zawsze.

— ŻARTUJESZ SOBIE?! - krzyknął i otworzył szeroko oczy. - Przecież-

— Wiem, że jestem na wysokim stanowisku, ale obiecałem coś przyjacielowi przed jego śmiercią i nie mam zamiaru tej obietnicy łamać.

— Chodzi o Odasaku? Plotki są prawdziwe?

— Mhm.

Odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia z plaży. Chuuya chyba już dawno stąd odjechał, a ja dalej tkwiłem na tej plaży teraz prawie zdradzając wszystko co się stało Akutagawie. Gdyby ktoś się dowiedział o tym jak zareagował Chuuya pewnie zabiłby mnie osobiście, dlatego wolę nikomu nigdy nic nie mówić.

Bo słońce znów kiedyś wstanie // soukokuWhere stories live. Discover now