4 - "Ty i ja"

749 47 1
                                    

Otworzyłam drzwi do salonu w swojej tymczasowej sypialni i pierwsze co zobaczyłam to Orion, który się przebudził. Spojrzał na mnie z pod rozwalonej grzywki i podniósł się szybko z kanapy, jakby dopiero co się obudził. Spojrzał na mnie szerzej otwartymi oczami, więc podeszłam do niego szybkim krokiem i mocno się przytuliłam.

- Co jest? - spytał zaspanym głosem.

- Pierwszy raz piłam krew. - przyznałam się w jego koszule.

- I? - spytał zaciekawiony.

- Całkiem dobra była. - Podniosłam głowę do góry by spojrzeć mu w oczy.

- Widzę. - Uśmiechnął się i przetarł kciukiem kącik moich ust.

- Przepraszam. - wymamrotałam, zasłaniając sobie usta i odsuwając się od chłopaka.

- To nic strasznego, Moja Potępiona Duszyczko. - odparł rozbawiony. - Pamiętaj, że urodziłem się jako wampir. Nie robi to na mnie wrażenia.

- Tak. Wiem. Ale.. ja..

- Nie musisz się mnie wstydzić. - Przysunął dłoń do moich ust i kciukiem obrysował ich kształt. - Znam twoje usta bardzo dobrze. Może nawet lepiej niż swoje.

Moja pobladła przez wampiryzm skóra zaczerwieniła się po wszystkie krańce. Albo tylko mi się tak wydawało. Co się ze mną dzieje, że teraz jego słowa zamiast mnie odpychać, działają na mnie niezwykle zawstydzająco i.. miło.

A widząc uśmiech Orion'a, widziałam, że mu się to podoba, jak działają na mnie jego słowa. Przybliżył się do mnie i pochylił głowę, więc musiałam zadrzeć swoją, a przez to nasze usta były blisko siebie.

- Moja słodka wampirzyco. - wyszeptał przy moich ustach, a jego ciepły oddech połaskotał moje wargi.

Nie zastanawiałam się długo. Patrząc prosto w jego złote oczy, podniosłam się na palcach i przycisnęłam swoje usta do jego. Chwycił w dłonie moje policzki i pogłębił pocałunek, aż nasze kły się ze sobą zderzyły. Przeniósł dłonie chwytając mnie w pasie, przez co musiałam oprzeć się dłońmi o jego klatkę piersiową. Obrysowałam językiem najpierw jego jeden kieł, potem drugi. Czułam przy sobie jak jego ciało dygocze w rezultacie czego uśmiechnęłam się w jego usta. Nie potrzebowaliśmy tyle powietrza ile śmiertelnicy, więc nasze pocałunki trwały i trwały. Zdawało się, że w nieskończoność.

Chciałam zostać w tej bezpiecznej bańce. Gdzie kłopoty zewnętrzne i wojna między wampirami i łowcami nie ma znaczenia. Gdzie nie jesteśmy oboje narażeni na porwania i śmierć. Liczy się tylko on i ja.

Ale już nie jesteśmy nastolatkami z prywatnej szkoły dla wampirów.

Jesteśmy królem i księżniczką, którzy muszą walczyć o swój kraj, swoich ludzi i swoje życie.

W końcu odsunęliśmy się od siebie i oparliśmy się czołami, wpatrując w oczy. Jego złote, moje fioletowe. Podniósł jedną rękę z mojej talii i położył dłoń na moim policzku, dotykając kciukiem kącika moich ust. Uśmiechając się przy tym, tym swoim arogancko przystojnym uśmiechem.

- Quinn, nie spodziewałem się, że jesteś taka zuchwała. - powiedział cicho.

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - Odwzajemniłam jego uśmiech.

- Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby polegało na pocałunkach. - westchnął. - Na pocałunkach z tobą.

- Uważaj, bo się uzależnisz.

- Za późno. - wyszeptał i nachylił się by znowu mnie pocałować, ale się odsunęłam. - Ej.

- Nie tak prędko, wasza wysokość. - Założyłam ręce za plecy i przechyliłam głowę w bok.

Randalyn II: Czar krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz