P. XXX / PIERWSZE ODNALEZIONE ZAPASY

Start bij het begin
                                    

Thomas szczerze nienawidził tego momentu ślepoty, który nieodłącznie towarzyszył przejściu z rozgrzanej pustyni do cienia gwarantowanego przez jakiekolwiek pomieszczenia. Czuł się wtedy bezbronny jak rzadko kiedy.  Ze strony, od której podeszli, nie było żadnych drzwi, przez które mogliby spokojnie dostać się do środka. Zostawały im więc okna na parterze. Sztamak przez chwilę szukał tego, przez które mogliby się dostać do środka w najbezpieczniejszy sposób. Ot żeby nie musieć wybijać resztek szyby i niepotrzebnie nie tworzyć hałasu i zwracać na siebie uwagi, ale żeby też zwyczajnie się nie pokaleczyć. Takie temperatury, piasek i otwarte rany to było jedno z najgorszych możliwych połączeń. Znalazł jedno, które uznał za wystarczająco proste, więc podszedł do niego na spokojnie i podskoczył na tyle żeby złapać się na chwilę dłońmi krawędzi parapet i podciągnąć. Wiedział, że będzie musiał zeskoczyć za moment żeby pomóc Leo, ale nie zamierzał sztamaka wrzucać do pomieszczenia bez chociaż lekkiego sprawdzenia, czy w środku aby na pewno niczego i nikogo nie ma.

Thomas ugiął lekko nogi w kolanach i splótł dłonie, kiwnięciem głowy pokazując towarzyszowi, że ma wybić się z jego dłoni i wejść przez znajdujące się nad nimi okno, ale Leo tylko spojrzał na niego, jak na skończonego idiotę. Tommy uniósł więc dłonie w geście poddania i odsunął się o dwa kroki do tyłu. Leo spróbował najpierw wybić się z miejsca, tak jak wcześniej zrobił to Thomas. Z o wiele gorszym skutkiem. Jego palce ledwie musnęły krawędź parapetu. Chłopak nie zniechęcił się jednak po pierwszym skoku. Nie zniechęcił się też po paru kolejnych, po których zaczął brać coraz większe rozbiegi. W którymś momencie Thomas po prostu nonszalancko oparł się ramieniem o ścianę i czekał aż jego towarzysz się zmęczy, uważnie obserwując go z lekko złośliwym uśmieszkiem.

- Wystarczy? - spytał Tommy z cichym pasrsknięciem w głosie po kilkunastu minutach, gdy Leo nie wyrobił ze spadnięciem na własne stopy i wylądował na tyłku.

- Wystarczy - poddał się chłopak i chwycił wyciągniętą w jego stronę rękę żeby wstać.

Przez chwilę Thomasa korciło żeby zażartować z sytuacji, żeby wytknąć olbrzymie krople potu, które spływały jego towarzyszowi z czoła, szyi i prawdopodobnie wielu innych miejsc, bo jakikolwiek wysiłek fizyczny w takiej temperaturze musiał powodować przemoczenie ubrań potem do ostatniej nitki. Zapach, który się z tym wiązał, nie był niczym nowym dla Thomasa czy Minho, ale Leo skrzywił się, gdy uświadomił sobie jak wcześnie było, a jak bardzo sam dawał radę siebie czuć.

- Napij się. Ale nie za dużo. Teraz będzie cię korciło żeby wziąć duży haust, bo chce ci się pić przez tę bezsensowną gimnastykę, ale nie mamy na tyle zapasów ze sobą żeby sobie na to pozwolić - oznajmił spokojnie Thomas dając sztamakowi chwilę na odpoczynek. - Małe, krótkie łyczki. I potrzymaj je chwilę w gębie. Tania sztuczka, ale skuteczna.

- Jakim cudem ty dałeś radę? - spytał po dłuższej chwili Leo, z jednej strony szczerze zaciekawiony, a z drugiej próbując odwlec pogadankę o tym, że niepotrzebnie ich opóźnił.

- Piasek - stwierdził Thomas jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I w sumie, może właśnie była. - Przywykłeś do biegania po Labiryncie, który jest pokryty betonem i metalem. Ewentualnie pikolenie ubitą, cienką warstwą ziemi w Strefie. To zupełnie inne podłoże. Tu jest piasek, który jest sypki. Stopy ci się zapadają. Rozbieg nie ma praktycznie sensu bo tylko niepotrzebnie nadwyrężysz mięśnie i zmęczysz je jeszcze przed skokiem.

- Czyli to znowu jest kwestia doświadczenia jakby nie patrzeć? Tego, że ty spędziłeś tu pikoloną ilość czasu, a ja jestem świeży? - podsumował Leo godząc się z tym, że zrobił z siebie idiotę.

- Jak skończymy z usamodzielnieniem energetycznym obiektu i zawalimy tunel, przeznaczymy jego część po naszej stronie na małą arenę do ćwiczeń - oznajmił spokojnie Tommy. - Na razie mieliśmy inne priorytety i też nie potrzebowaliście aż tak dużego przeszkolenia na pierwsze wypady. Niemniej naprawdę powinniśmy się zbierać. Te zapasy same się nie zrobią.

I tyle. Thomas łaskawie uznał, że nie będzie śmiał się z upartych prób towarzysza. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że on w Pierwszej Rzeczywistości też zapewne zrobił masę głupot, która przeszła bez komentarza tylko dlatego, że dookoła nie znajdował się nikt, kto mógłby mieć jakiekolwiek większe doświadczenie. Dlatego tylko jeszcze raz ustawił się w odpowiedniej pozycji, podsadził Leo do góry na tyle, by ten jedynie z lekkim hałasem wtoczył się przez wybite okno i ponownie sam podskoczył żeby wciągnąć samego siebie.

Ruszyli przez pierwsze pomieszczenie spokojnym tempem, ostrożnie zaglądając do każdej szafy, szafki, nieczynnej lodówki czy pojemnika. Thomas nieustannie zatrzymywał się i podnosił dwa palce do góry, co było gestem i testem dla Leo by ten wskazał dwa możliwe, najbliższe wyjścia, ot na wypadek gdyby nagle musieli wziąć nogi za pas. Pomieszczenia, przez które przechodzili, wzbudzały niepokój w duszy sztamaka. Świszczący wiatr, trzaskające gdzieniegdzie w oddali drzwiczki od szafek, poobdzierane tapety, zakurzone blaty i pajęczyny absolutnie wszędzie. Leo zdawał sobie sprawę z tego, że budynki, do których będą wchodzić, będą opuszczone. I to od bardzo dawna. A jednak widok niedbale pościelonego łóżka, którego ktoś nie miał już nigdy poprawić, zakrwawionego pluszaka leżącego gdzieś w kącie i nieumytych naczyń, które zostały w zlewie, a które świadczyły o tym, że tragedia w tym miejscu wydarzyła się pikolenie szybko i w pikolenie nieprzewidywalny sposób, miał na zawsze wyryć się w sercu chłopaka.

Przeszukiwanie szafek coraz bardziej frustrowało też chłopaka. Nie znajdowali praktycznie niczego, a gdy już parę razy triumfalnie udało mu się dorwać w ręce jakąkolwiek puszkę, okazywała się ona pusta albo tak nabrzmiała, że bał się chociażby jej dotknąć żeby spleśniała pomidorowa breja nie wybuchła mu w twarz. Thomas parę razy odwrócił się do niego ze wzruszeniem ramion jakby obecna sytuacja wcale nie działała mu na nerwy. Cóż, z jednej strony chłopak zdążył przywyknąć do Pogorzeliska i doskonale wiedział, czego się na nim spodziewać. Z góry ostrzegł ich przecież, że ich pierwsze wypady będą mało owocne, ale bezpieczne dla wszystkich użytkowników. Z drugiej strony znalezienie czy nie znalezienie puszki żarcia było w tamtym momencie tak nisko na liście pilnych i nagłych w stylu "świat się kończy" a nie nagłych w stylu "jak czegoś nie zrobimy to za trzy tygodnie wszyscy umrą" rzeczy, że Tommy nie zamierzał temu jakkolwiek pozwolić wpłynąć na swój humor czy skupienie.

Leo zauważył również, że w pewnych miejscach Thomas zaczyna nieco dziwnie poruszać się po najróżniejszych drewnianych panelach mimo tego, że wydawały nieco skrzypiące dźwięki. Zupełnie jakby zdawał się czegoś szukać i o czymś wiedzieć, ale zapomniał o tym wspomnieć towarzyszowi. W którymś momencie jednak z miną sugerującą nadzieję i lekkie poczucie zwycięstwa cofnął się z deski, na której stanął i podważył ją nożem. Kucając i najpierw ostrożnie świecąc sobie latarką po całej, niewielkiej, dostępnej przestrzeni skrytki, upewnił się, że nic w środku nie okaże się pułapką. Dopiero po chwili uważnego rozglądania się również dookoła nich sięgnął ręką żeby otworzyć metalową, płaską skrzynię. Leo nieomal nie przewrócił się na widok schowanego w niej jedzenia.

Wpakowali puszki ostrożnie do plecaków i zamknęli skrytkę tak, by pomieszczenie wyglądało na nieruszone. Leo z nowo nabytą nadzieją i poczuciem misji chciał ruszyć dalej jednak Thomas zatrzymał go w pół kroku. Gestem wskazał mu drogę, którą już przeszli. W pierwszym momencie chciał zapytać, o co chodziło. Dlaczego nie mieli iść dalej. Dopiero, gdy podniósł plecak, dotarło do niego, że daleko by nie zaszli. Nie z takim ciężarem. Dlatego najostrożniej, jak tylko mogli, zeszli do okna, którym weszli do budynku. Leo wyskoczył jako pierwszy i odebrał od Thomasa po kolei oba plecaki, nim obaj ruszyli w stronę auta. Zgarnęli po drodze czatującego Mike'a, przepakowali puszki z plecaków do pustych skrzyń w bagażniku i ruszyli ostrożnie do kolejnego budynku nie chcąc zostawać zbyt długo w jednym miejscu. i gdy Thomas ostrożnie prowadził unikając wyjechania z cienia budynków i wjechania na jakiekolwiek bardziej znaczące drogi, Leo szybko naskrobał na tablecie odnośnik do miejsca, z którego dokładnie zebrali zapasy i zostawił dokładną notatkę dotyczącą tego, które piętra przeszukali.

Kilka kilometrów dalej dokładnie to samo robił Minho, choć towarzyszące mu sztamaki nie miały zaznać spokoju aż do przekroczenia bram Obiektu po ich powrocie. Chłopcy nauczyli się jednak, jak głośna potrafi być cisza i zdążyli podziękować wszelkim istniejącym bogom, że spojrzenia nie mogły mordować, bo ekipa Zwiadowców zmniejszyłaby się o ich dwoje, a ich ciała zakopałyby się w płytkim piasku.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu