Prolog II

3 0 0
                                        

Dalila Caruso POV's;

— Jaki był? —  zapytał terapeuta.

Dobre pytanie. Sama niegdyś chciałam poznać na nie odpowiedź.

Chciałam wiedzieć jaki był i skończyłam tutaj. U szóstego już psychiatry, który nie będzie potrafił mi pomóc.

I to wcale nie tak, że byłam z tego powodu zła, bo wiedziałam, że to także moja wina, ponieważ jakiś kawałek mnie wcale nie chciał wyleczyć tej złamanej przez niego części, mojej duszy.

Jakiś kawałek mnie nie chciał zapomnieć naszych wspomnień i przestać myśleć o nim w każdej sekundzie mojego dnia.

Pomimo tego, że każda anegdotka na jego temat tak piekielnie bolała.

— Cichy. — odpowiedziałam pusto, wpatrując się w stolik przede mną, na którym leżało pudełko z chusteczkami.

I słowo to odbiło się o ściany mojej głowy niczym echo, bo właśnie to jedno słowo tak idealnie do niego pasowało. Tak idealnie go odwzorowywało.

I ten jeden wyraz tak bolał. Bo może gdybym bardziej na niego naciskała i coś z niego wyciągnęła, byłby przy mnie?

Może powiedziałby mi co widzi i co czuje.

Ale było już za późno na jakiekolwiek „może", a ja już na zawsze musiałam go zapamiętać jako cichego.

— Cichy i bardzo skryty w sobie. Skoncentrowany na demonach, dręczących go w każdej chwili. — dopowiedziałam szeptem.

Zapanowała cisza, w której psychiatra pewnie oczekiwał ode mnie rozwinięcia się na ten temat, ale po kilkunastu sekundach odpuścił i zadał następne pytanie:

— W stosunku do ciebie też taki był?

— Zazwyczaj. Jednak były momenty, w których czułam, że jestem na tyle silna aby pokonać jego demony. Jednak nie zdążyłam tego dokonać, zanim one całkowicie go pochłonęły. Zanim całkowicie mi go zabrały. Potem było już po wszystkim. Nie było już czego ratować.

Nie zdążyłam go przed nimi ochronić.

— To może zacznijmy od początku. Jak to wszystko się zaczęło?

I wtedy podniosłam na niego swój obojętny wzrok. I tak bardzo próbowałam, aby nie zabolało.

Ale bolało.

Bolało za każdym razem kiedy musiałam przypomnieć sobie jakiekolwiek chwile spędzone przy nim.

Tak cholernie bolało.

— Miałam wtedy szesnaście lat, a on dopiero skończył dwadzieścia.

I znów zapanowała przerwa.

Bo znów bolało.

Pamiętałam te błękitne tęczówki, które niegdyś patrzyły na mnie przepełnione zachwytem i zapewniały bezpieczeństwo.

Kiedy teraz go sobie wyobrażałam, oczy te były pożerającą otchłanią nicości, która wciągnęła mnie w siebie i do tej pory nie potrafiłam się z niej wydostać.

— Boże, do tej pory nie sprzedałam starego telefonu, byleby moc odsłuchiwać pocztę głosową, którą kiedyś mi zostawił. — szepnęłam sama do siebie, właśnie to sobie uświadamiając.

A psychiatra nadal mi nie przerywał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

— Był pierwszą osobą, którą pokochałam całą swoją duszą. Był wszystkim czego pragnęłam.

Był wszystkim co mnie zniszczyło.

— Boże, jak głupia byłam sama, pchając się w ramiona diabła uwięzionego w ciele anioła? — podparłam ręką głowę, która nagle zaczęła robić się zbyt ciężka.

Zamknęłam więc oczy, jednak nadal go widziałam. Był wszędzie. W każdej sekundzie mojego życia, prześladował mnie i gonił a ja cały czas, nieudolnie, próbowałam uciec od mojej wyobraźni.

— A wszystko miało miejsce późnym latem dwa tysiące dziewiętnastego roku, gdzie wszystko się zaczęło...

Buried in broken dreamsWhere stories live. Discover now