Rozdział 3 " Zaćmienie słońca"

445 28 2
                                    

Człowiek znajdujący się na granicy życia, to nie człowiek, a jego dusza. Dusza pragnąca już opuścić ludzkie ciało i odlecieć w dalekie zakątki świata, bo źle już jej jest w męczącym się ciele. Diana porównywała pacjentów onkologii do dusz. Sama nazywała siebie duszą motyla. Jeszcze przed trzema tygodniami miała ochotę odlecieć, lecz po spotkaniu swojego światła chciała zostać na tym świecie jak najdłużej. Chciała widzieć jak wchodzi do jej sali z uśmiechem i mówi jej, że zabiera ją na czekoladę. Chciała widzieć i porównywać jego oczy do dwóch wielkich szarych kamieni. Miała nadzieję na lepsze jutro i wierzyła, że znowu żyje.

Po chemioterapii zamieniła się jednak znowu w duszę. Leżała bezsilnie na swoim łóżku, podziwiając sufit, jakby był najciekawszą rzeczą na świecie. Cassian przychodził do niej codziennie, ale praktycznie nie rozmawiali, bo dziewczyna po pierwszym dniu chemioterapii była tak wykończona, że nie miała siły poruszać ustami. Drugi i trzeci dzień był jeszcze gorszy, ponieważ doszły zawroty głowy, nudności, krwotoki.

Cassian był tego stałym świadkiem. Patrzył na Dianę starając się uśmiechać, gdy ta wymykała się z jego rąk niczym piasek na plaży. Ledwo co unosiła kącik ust w miły, tak pocieszny dla niego sposób, żeby dać oznakę, że jakoś daje radę. Że jakoś jeszcze żyje. Serce mu pękało za każdym razem, kiedy widział jak pielęgniarki musiały wycierać krew cieknącą z jej nosa, a ta nic nie mogła zrobić. Nigdy wcześniej nie widział takiego cierpienia.

Dopiero pięć dni po leczeniu miała siły podnieść się do pozycji siedzącej. Siły, by porozmawiać z kimś, kto przychodził do niej. Źle przechodziła każdą chemię, a zwłaszcza ostatnie, zwiększone dawki. Nic nie działało, kiedy znowu miała chęci do dalszego życia i działania. Gdy miała po prostu nadzieję.

Prawie tydzień po wydarzeniach chłopak przyszedł do jej sali z wózkiem szpitalnym, mówiąc z uśmiechem, że zabiera ją na przejażdżkę. Dziewczyna jedyne co zrobiła, to pokręciła kilka razy głową i zaśmiała się. Tak mała czynność, która dla Cassian'a znaczyła tak wiele. Jego Diana znowu wracała i znowu mógł zabrać ją do kawiarenki na jej ulubioną czekoladę, przy której mogli bez końca opowiadać sobie o  wszystkim. Szarżował z dziewczyną po korytarzu chcąc choć minimalnie ją rozśmieszyć i nadać sens temu wszystkiemu, co przeżywała.

I rzeczywiście śmiała się, gdy przez przypadek wpadli na pielęgniarkę, która kazała im uważać, żeby nie wpaść tak w jakiegoś pacjenta. Cieszyła się, gdy Cassian zrobił jej frezje z origami, nad którą męczył się dobrą godzinę tylko dlatego, bo był to jej ulubiony kwiat, którego w prawdziwej wersji nie mogła trzymać na sali w szpitalu. Cassian dla jej uśmiechu zrobiłby wszystko, zaczynając od zrobienia kwiatków z origami, a kończąc na zdjęciu wszystkich gwiazd z nieba specjalnie dla niej.

A Diana była szczęśliwa coraz bardziej z dnia na dzień. Jej przyjaciółka w końcu zaczynała zdrowieć. Komórki białaczkowe Belli zaczynały cudownie znikać, a sama dziewczyna stawać na nogi. Obie mogły pierwszy raz w życiu się uściskać na stojąco. Wiekopomną chwilę uwietrznił oczywiście na swoim telefonie Cassian, który założył już osobny folder ze zdjęciami Diany, ich wspólnymi lub jej i Belli. Szesnastolatka go o to poprosiła, ponieważ gdzieś w internecie zobaczyła ścianę obklejoną zdjęciami. Wymarzyła sobie taką w swoim pokoju, kiedy już wróci do domu.

Bo pierwszy raz tak bardzo chciała do niego wrócić. Chciała pokazać Cassian'owi jej plac zabaw i poopowiadać o tym jak wypatrywała ludzi przez okno, a zwłaszcza tego jednego chłopczyka. Miała tak wiele marzeń. Chciała upiec ciastka, babeczki tort, a także pójść do biblioteki i przywitać się z panią Dumbledore, która przypominała jej profesora z jednej z jej ulubionych książek z dzieciństwa. Przede wszystkim chciała wyjść na miasto ze swoim nowym przyjacielem.

Moon And Sun ( You And Me ) Where stories live. Discover now