Rozdział III

15.3K 694 199
                                    

Yasmin

Jadę już dobre dwie godziny. Emocje po spotkaniu z obrzydliwym mężczyzną zdążyły ze mnie wyparować. Zaczynam czuć lekkie zmęczenie, a nogi z bólu odmawiają posłuszeństwa. W końcu postanawiam zatrzymać się gdzieś na obrzeżach Sedony i trochę odpocząć. Znajduję jakieś pobocze i na nie zjeżdżam, po czym wyłączam silnik. 

Siedzę okrakiem na motocyklu i rozglądam się po okolicy. Zaczyna się ściemniać, przez co trudno rozpoznać miejsce, w którym aktualnie się znajduję. Mrok otula drzewa, tworząc przerażającą aurę. Nie boję się ciemności, ale myślę, że przebywanie samej w lesie o tak późnej porze, nie jest bezpieczne. 

Coś mi podpowiada, że kojarzę to miejsce, przez co mam się na baczności. Moje szare komórki starają się rozpracować rozciągający się wzdłuż całkowicie pustej drogi, las. Niestety las jak to las, wygląda jak każdy inny, co trochę utrudnia mi zadanie.

Doskwiera mi pustka, której nie potrafię wyjaśnić, a w głowie kotłują różne myśli, porównywalne do burzy lub sztormu na morzu. Czuję ucisk w brzuchu, prawdopodobnie spowodowany wypitym jakiś czas temu napojem. Przeklinam swoją głupotę w myślach. Zaczyna mi również dokuczać głód. Mój ostatni posiłek miał miejsce wczoraj rano, bo później już nie miałam, jak go zjeść. I tak prawdopodobnie lodówka jest pusta, bo ojciec wszystko zjadł, lub mama nie zrobiła zakupów, bo przesiadywała u swojej przyjaciółki przez kilka dni, żeby odpocząć od zawracającego jej dupę, męża. Już nie raz tak bywało, więc nie zdziwiłabym się, gdyby i tym razem sytuacja się powtórzyła. Pomimo tego, że jestem przyzwyczajona do takiego trybu życia i wiem, że mogę liczyć jedynie na siebie, to oczy zaczynają mi się szklić. Odruchowo przecieram je ręką, przez co trochę rozmazuję makijaż, ale nie przejmuję się tym. Pociągam nosem, bo zaczynam mieć lekki katar. Nie mijają nawet dobre dwie minuty, a ja jestem rozryczana jak jakieś małe dziecko. Płaczę, dusząc się łzami, uwalniając emocje kotłujące się we mnie od samego rana, a może i nawet kilku dni.  Wybuchają tak nagle, jak jakaś bomba, z chęcią wydostania się na zewnątrz. Podstawowa czynność, taka jak oddychanie, przychodzi mi z coraz większą trudnością. Ogarnia mnie paranoiczny lęk, którego nie potrafię uzasadnić. Coraz gorsze myśli wpadają mi do głowy, w której rolę główną grają rodzice. Nie potrafię się uspokoić i czuję, że prawdopodobnie mam atak paniki.

Oblewa mnie zimny pot, a serce daje się we znaki, chcąc praktycznie wyskoczyć z klatki piersiowej. 

Spowalniam i pogłębiam oddech, biorąc głęboki wdech, zatrzymując go na chwilę i potem robiąc długi wydech. Bardzo skupiam się na wykonywanej czynności, powtarzając ją kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy.

Gdy po jakimś czasie trochę się uspokajam, postanawiam wstać z motocyklu, by rozprostować nogi. Dalej lekko pociągam nosem, jednak już staram się nie myśleć o przygnębiających zdarzeniach. 

Rozglądam się wokół, sprawdzając czy na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Moje spojrzenie na nic nie natrafia, więc wzdycham z ulgą. Otoczenie wydaję się takie spokojne i ciche, że po prostu chce się tu być. Owiewa mnie lekki wiaterek tworząc jeszcze lepszy klimat. 

Odchodzę kawałek, zostawiając pojazd w tyle. Nie jestem pewna czy to co robię jest rozważne, ale na razie nie przejmuję się tym. Ogarnął mnie wewnętrzny spokój, którego działania nie potrafię powstrzymać. Idę środkiem drogi, kiwając się wesoło w różne strony.

Coś jest, chyba, ze mną nie tak, bo dosłownie jeszcze kilka minut temu dławiłam się łzami, a teraz skacze wesoła na środku drogi, jak jakaś wariatka. Dochodzę jednak do wniosku, że po tak wielu traumach, nie jest to nic wychodzącego poza normę.

Ride with me [wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz