4 - atrament

44 4 0
                                    

pov. ???

Moje ręce trzęsły się gdy zdenerwowana szybko przeszukiwałam wszytskie szuflady.
Gdy skończyłam, odrazu padłam na kolana i zaczęłam szukać na podłodze. Pod stojąca na dwóch belkach kłodą, robiącą mi za biurko było pusto. Pod wpół zniszczonym materacem leżały jedynie jakies okruszki i suche liście, o których istnienia nie miałam pojęcia, ale nigdzie nie było tego czego szukałam!

Wręcz rzuciłam się na stołek stojący przed biurkiem i jednym ruchem ręki strąciłam z niego wszytsko. Dziesiątki niepodokańczanych listów poleciało powoli na ziemie, ale wraz z nimi poleciało moje pióro!
- O nie nie nie!! - wykrzyknełam, spadając ze stołka i odrazu poleciałam za piórem, które toczyło się w stronę "wyjścia" z mojej ala-jaskini. Na szczęście udało mi się je złapać przed wpadnięciem do tej okropnie brudnej wody. Podniosłam je i lekko przytuliłam. To zabawne, że tak bardzo troszczę się o taką błahostkę.

Wróciłam na środek jamy i delikatnie włożyłam pióro do kieszeni. Następnie zabrałam się za zbieranie tych wszytskich listów. Gdy już to zrobiłam poukładałam je ostrożnie kategoriami na biurku.
- A teraz wracając... Gdzie jest cholerny ten atrament?! - parsknełam i po ponownym przeszukaniu szuflad zrezygnowana padłam na swoje "łóżko". Po kilku minutach zdałam sobie sprawę że jeśli nie znajdę atramentu, będę musiała wyjść na zewnątrz i jakimś sposobem zdobyć nowy. Brak atramentu oznacza że nie mogę pisać listów do jedynej osoby na której wmiare mi zależy, a ja uwielbiam to robić.

Niechętnie wstałam, wzięłam z biurka jedną z gotowych kopert i włożyłam ją do woreczka strunowego. Następnie podeszłam do wyjścia wpatrując się w tę niemalże zieloną wodę. Bez wachania wskoczyłam do środka i zaczęłam płynąć przed siebie. Woda nigdy nie sprawiała mi problemów, myślę że śmiało mogę powiedzieć, że będąc w wodzie czuję się pewniej niż na lądzie. Szybko przepłynęłam przed całe bagno, do brzegu i ostrożnie wychyliłam z nad wody głowę. Na powierzchni nikogo nie zastałam, ale i tak bardzo powoli i niepewnie wyszłam z wody. Dla pewności, że nikt mnie nie będzie widział, wskoczyłam w pobliski lasek i ruszyłam w kierunku domu pana Mortisa...

Nie minęło długo, nim znalazłam się przy jednej ze ścian. Dom Mortisa był duży, jak jakaś willa. W pewnym stopniu przypominał ogromny hotel w którym było jakieś kilkaset pokoji. Powoli wychyliłam się zza krzaków i rozejrzałam dookoła. Na szczęście nikogo nie zauważyłam, więc ostrożnie wyszłam z kryjówki. Podeszłam do najbliższej ściany, a konkretniej do jednego z okien. Przykucnęłam pod parapetem i stopniowo wychylałam wyżej głowę, aby zajrzeć do wnętrza domu bez zostania zauważoną.

Miałam nadzieję że w środku nikogo nie zastam, lecz na kanapie ujrzałam siedzącą Emz. Może i nie sprawiłaby mi jakiegoś większego problemu, ale wolałam nie ryzykować. Pozatym chyba każdy powinien wiedzieć, że nie najlepiej jest włamywać się komuś do domu przez okno w salonie.

Szybko cofnęłam głowę i ruszyłam w stronę cmentarza, który znajdował się po drugiej stronie domu. Obeszłam dom od tyłu, tak dla pewności że nikt mnie nie zauważy. Miałam tylko jedną obawę, mianowicie możliwe że ktoś w tym momencie pracował na cmentarzu, co nie było by dla mnie najkorzystniejsze. Ostrożnie wychyliłam się zza rogu budynku i wypatrywałam, czy ktoś jest na cmentarzu. Nikogo nie było.

Truchtem podeszłam do szopy, może i nie bywam tu często, lecz wiem, że zamykają ją tylko na noc. Wiem również dokładnie które okno prowadzi na korytarzu na drugim piętrze. Właśnie tamtędy muszę wejść do środka. Otworzyłam szopę i wyjęłam z niej drabinę. Jak najszybciej mogłam wróciłam z nią za tył domu i oparłam ją o ścianę. Jeszcze raz przeliczyłam okna i gdy uznałam że postawiłam drabinę przy prawidłowym, zaczęłam wspinać się do góry.

Wdrapałam się na samą górę drabiny i zaczęłam szarpać za okno. Jednak musiałam robić to cicho, tak, żeby nikt mnie nie usłyszał. Po około dwóch minutach okno prędko się otworzyło, a ja wpadłam przez nie do środka. Ten dom był stary, więc okna też. Delikatnie zamknęłam je za sobą i rozejrzałam się po korytarzu. Był długi, na środku leżał równie długi dywan z jakimiś fioletowymi wzorami, a po bokach gdzieniegdzie stały czarne komody ze świecami. Ściany były ciemne, a na nich wisiały przeróżne obrazy i jakieś staroświeckie lampy. No ogólnie ten cały dom od wewnątrz, zarówno jak z zewnątrz był jakiś goth...

Żeby mieć więcej pewności, że nie zostanę przyłapana, postanowiłam iść bardziej lewą stroną korytarza. Nie mam pojęcia ile czasu zajęło mi znalezienie drzwi z wyrzeźbionym nietoperzem, ale napewno długo. Ostrożnie przyłożyłam do nich ucho i nasłuchiwałam... Ze środka nie dochodziły żadne odgłosy, więc pewno pokój był pusty. Lekko nacisnęłam na klamkę, drzwi cicho zaskrzypiały. Wślizgnęłam się do środka i zamknęłam je za sobą.

Odwracając się głośno odetchnęłam. Na środku pokoju było duże, ładnie przyścielone łóżko stojące na dużym, okrągłym dywanie, dwie komody oraz ogromna szafa i lustro. Z ulgą uznałam, iż nie ma tu nikogo. Podbiegłam do jedej z komód i zaczęłam szperać po szufladach. Znalazłam pióro. Ba, nawet i dwa, ale atramentu nigdzie nie było. Ale przecież musiał gdzieś być! Szperając ręką w ostatniej szufladzie dotknęła czegoś plastikowego. Wyjęłam to, przy tym niechcący wyrzucając większość rzeczy ze środka szuflady. Ale to nie było istotne, tylko przedmiot który teraz trzymałam w ręce. Była to mała buteleczka z atramentem! Ale szczęście!
...
Jednak po chwili zdałam sobię sprawę, że jedna buteleczka to zdecydowanie za mało. Przecież to mi ledwo starczy na napisanie dziesięciu listów. No cóż. Wróciłam więc do szperania w tej samej szufladzie, lecz na nic. Była tylko ta jedna buteleczka. Szybko pozbierałam bałagan z podłogi, schowałam atrament do sukienki i skierowałam się do wyjścia z pokoju.

Już miałam złapać za klamkę, gdy ku mojego zdziwienia, ta nacisnęła się sama i drzwi prędko otworzyły się, niemal uderzając mnie w nos.

Osłupiałam. On również. Po jego wyrazie twarzy chyba można było powiedzieć że jest bardzo zdziwiony. Nie dziwię się mu. Też bym się zdziwiła, gdybym spotkała obcą, tak okropnie wyglądająca osobę w swoim pokoju.

Mortis Montruary || Brawl Stars PLWhere stories live. Discover now