Rozdział 1

11 0 0
                                    

Pojedyncza kropla spadła jej na nos. Łucja podniosła głowę i zerknęła w niebo. Nie zapowiadało się na deszcz.

Wrzuciła czarny plecak do koszyka rowerowego i sprawdziła, czy na pewno nie wypadnie z niego przy jakichś większych wertepach. W końcu założyła na siebie wściekło różowy kask i wsiadła na siodełko.

Kraków o tej porze roku wyglądał naprawdę ładnie. Lubiła patrzeć na kwitnące drzewa i kolorowe kwiaty, których zapach roztaczał się wszędzie wokół na całym osiedlu. Szczególnie ładnie wyglądało to o tej porze dnia, kiedy słońce dopiero wschodziło i delikatne płatki kąpały się w jego blasku.

Gwałtownie zahamowała przed niewielką piekarnią, gdzie czekała już na nią współpracownica. Lena krzątała się po pomieszczeniu, rozkładając bułki na półkach.

Łucja przypięła porządnie rower do stojaka. Mimo że przez okno piekarni cały dzień miała na niego oko, to i tak zawsze się martwiła, że ktoś może jej go ukraść. Takie rzeczy zdarzały się w brew pozorom często i dziewczyna ciągle obawiała się, że któregoś dnia będzie musiała wracać pieszo do domu.

- Hej - przywitała się wchodząc do piekarni.

Lena spojrzała na nią zaskoczona. Po chwili jednak na jej twarzy wykwitł przyjazny uśmiech.

- Hej! Zrobiłam ci kawę, czeka na zapleczu.

- Dzięki wielkie.

Łucja przemknęła obok lady na palcach. Lawirując między skrzynkami z pieczywem dostała się do podrapanych drzwi, za którymi czekała na nią ciepła kawa i strój roboczy. Sprawnie zrzuciła z siebie dotychczasowe ubranie i przebrała się w lniane spodnie, białą koszulkę i miękkie klapki. Wróciła do koleżanki, trzymając w rękach kubek z ulubionym napojem.

- Jak coś, to ja już wszystko policzyłam. - Lenka obracała w dłoniach chleb razowy.

- I co, wszystko się zgadza?

- Ta. - Zmarszczyła brwi niezadowolona. Ostatecznie położyła bochenek obok innych. - Później jeszcze ktoś ma dowieść więcej drożdżówek, nie zdążyli ich zrobić na rano.

- Okej. - Łucja zerknęła w pliki z dostawą na komputerze. - Wpisałaś zamówienie na przyszły tydzień?

-Jeszcze nie, zamierzałam to zrobić później.

-Okej.

Odstawiła kubek z kawą i zabrała się do pomocy. Wspólnie rozpakowały całe pieczywo i zaniosły pozostałe skrzynki na zaplecze. Dochodziła godzina szósta, a to oznaczało rychłe przybycie pierwszych klientów.

- Słyszałaś, żeby zapowiadali dzisiaj deszcz? - spytała nagle Lena.

- Nie, chyba miało być słonecznie.

- Mam nieco inne wrażenie.

Łucja podążyła za wzrokiem przyjaciółki. Niebo spowijały ciemne chmury, przesycone deszczem. Wyglądały, jakby lada chwila miały pęknąć i zalać okolicę hektolitrami wody.

- To wygląda co najmniej dziwnie - skomentowała marszcząc nos.

- Co nie? Dlatego zapytałam. - Lena przeciągnęła się mocno, wydając przy tym długi jęk. - No cóż, to znaczy, że klientów to wiele dzisiaj nie będzie.

Telefon Łucji zawibrował. Zerknęła na wyświetlacz, z którego uśmiechała się do niego twarz czarnowłosej dziewczyny. Na zębach miała aparat ortodontyczny.

Widziałaś te chmury? - głosiła wiadomość.

Niechętnie sięgnęła po telefon i przesunięciem palca odblokowała ekran.

Czarcia WiedźmaWhere stories live. Discover now