3

19 1 0
                                    

I siedzieliśmy tak, aż do zachodu słońca. Buzie nam się nie zamykały. Tak dużo rozmawialiśmy. Tak bardzo chciałam, by do mnie mówił. Czułam się przy nim swobodniej niż przy większości ludzi, chociaż byłam zawstydzona, co było dla mnie kompletnie nowe. Podobnie jak to, że mnie naprawdę szanował, słuchał i próbował zrozumieć. I pytał, tak dużo pytał o różne rzeczy. Ja też pytałam. Chciałam chłonąć jego każde słowo, dotyk i pocałunek.

Wieczorem poszliśmy coś zjeść, a potem to on wylądował u mnie.

Jednak nie myślcie sobie, że poszłam z nim do łóżka. Bynajmniej. Znaczy nie po to, by uprawiać z nim seks. Po prostu przytulał mnie całą noc i utulił mnie do snu, nic więcej.

Rano obudziłam się, a on czekał ze śniadaniem.

- Zwykle nie jem tak dużo, jak przy tobie. – zaśmiałam się.

- I to jest błąd – oznajmił. – Chcę, byś była zdrowa. Musisz jeść. I dużo spać.

- Ale ja...

- Nie ma żadnego ale. – wszedł mi w słowo.

- Nie wygram z tobą, prawda?

- Nope. – uśmiechnął się.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak często będę zadawać mu to pytanie.

- Muszę dzisiaj zacząć się pakować – zmieniłam temat. – Nie mogę uwierzyć, że muszę zostawić to bajeczne życie tutaj na rzecz tego pieprzonego Wrocławia. – jęknęłam.

- Cieszę się, że będę mógł ci towarzyszyć. – oznajmił.

- Ja też się cieszę.

- Tak? Cudownie, moja droga – dał mi buziaka w policzek. – A teraz jedz. Moje uważne oko patrzy.

Wywróciłam oczami i wróciłam do śniadania.

Dwa kolejne dni minęły mi na żegnaniu się z wszystkimi znajomymi, których zdążyłam tutaj zdobyć przez całe wakacje, pakowaniu się, kupowaniu tandetnych pamiątek i rzeczy do mieszkania, chociaż i tak planowałam wybrać się na konkretne zakupy zaraz po powrocie. Czułam zbliżający się przełom i wieczorem, dzień przed wyjazdem, zadzwoniłam do Krychy.

- Mówiłam, że to ma imię. – zaśmiała się.

- Wiem, że mówiłam tak o każdym facecie, który poważnie mi się podobał, ale – urwałam. – Rashmi to zupełnie inny wymiar. Czuję się przy nim najlepiej na świecie.

- Wiesz, zawsze będę ci kibicowała. Mam nadzieję, że to skończy się dobrze. – oznajmiła.

Westchnęłam. Ja też bardzo tego chciałam.

Chciałam, by choć ten jeden raz wszystko było tak, jak powinno być. Miałam w sobie uśpione demony, które tylko czekały, by przystąpić do ataku. Zerknęłam w kierunku szuflady, w której trzymałam wszystkie swoje leki. Jesteś bezpieczna, Zoya. Przynajmniej tak długo, jak długo je bierzesz.

- Wiem, że jestem dziwna – powiedziałam nagle do Rashmiego, ściskając telefon w dłoni. – Dziwna, to znaczy... Zbyt szczera, zbyt stanowcza i rozsądna. Cała jestem „zbyt". I wiem, że ludzie mnie nie lubią i nie biorą mnie na serio, bo jestem tylko małym odklejeńcem.

- Jezu, Zoya – popatrzył na mnie. – Nie jesteś żadnym odklejeńcem, moja droga. Jesteś kimś, kogo obecność się ceni w tym załganym świecie. To jest naprawdę ciężkie, znaleźć dziewczynę z mózgiem. A piękną dziewczynę z mózgiem to już w ogóle.

Prychnęłam pod nosem.

- Zostałam zdiagnozowana jakieś pięć lat temu, po kolejnym wyskoku – powiedziałam. – Zawsze byłam porywcza, spontaniczna, nabuzowana, pyskata i agresywna. Zewsząd oczekiwałam ataku, nawet jeśli rozmówca miał dobre intencje. Gryzłam do krwi. Tak, jakby była we mnie jakaś siła, która mną kieruje. Byłam wulkanem emocji, ale te gdzieś zniknęły i nastała głucha cisza. Staram się to naprawić, ale obawiam się, że ja nie jestem w stanie czuć. Nie umiem się cieszyć, nie umiem się wściekać, nie umiem... - urwałam. – Czasem jest mi to wszystko tak obojętne, że mi wstyd. Może to wina leków, nie wiem. Ale pojawiłeś się ty i... - uśmiechnęłam się przelotnie. – Zaczęłam się rumienić, a to już jest coś, prawda? Powiedz, że tak.

Obserwował mnie przez cały czas.

- Jesteś bardzo samokrytyczna. – stwierdził.

- To nie ty patrzysz w lustro i widzisz moją twarz każdego dnia – mruknęłam. – Wiem, ile złych rzeczy zrobiłam. Uwierz mi, czasami było naprawdę grubo.

- Ale mam nadzieję, że będę się budził i widział twoją twarz każdego dnia – oznajmił poważnie. – Cokolwiek cię trapi... Naprawimy to. Razem. – dodał stanowczo.

Zamknął mi tym usta.

I nie tylko tym, bo pocałował mnie na dokładkę.

Uwielbiałam, gdy to robił. Składał delikatne buziaki na moich wargach, tylko po to, by po kilku sekundach zamienić to w namiętny i długi pocałunek. Muskał każdy cal mojej twarzy. Policzki, czoło, oczy i nos. Dotykał mojej szyi i właśnie wtedy, po raz pierwszy, całą ją wycałował. Czułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Dosłownie wariowałam, gdy mi to robił.

- Chcesz, bym dostała zawału? – zapytałam cicho.

- Absolutnie – czułam, jak się uśmiecha, bo wciąż był wtulony w moją szyję. – Czy to ci się podoba?

- Podoba? – burknęłam. – Zwariuję, jeśli za sekundę nie przestaniesz.

- Powinienem przestać – powiedział. – Zanim ja też zwariuję i pójdę dalej. – przytulił mnie.

- Myślisz, że miałabym coś przeciwko? – rzuciłam niepewnie.

- Mogłabyś mieć – ciągnął. – Kochanie, minie jeszcze trochę czasu, zanim pójdę dalej.

- Och. – mruknęłam.

- Zanim dostanę cię całą w swoje ręce, muszę wiedzieć co lubisz, a czego nie, to wszystko. Jesteś najpiękniejszą istotą, jaką widziałem w życiu i chcę dać ci same najpiękniejsze rzeczy i chwile. – wyjaśnił.

To musi być bajka.

Sen.

Z którego zaraz się obudzę.

Tym razem to ja go pocałowałam.

I mogłabym to robić do końca swoich dni.



ZMIANY W FABULE!

Wiem, że to, co tutaj właśnie przeczytaliście jest zupełnie inne niż początkowo zakładałam, ale ta historia musiała chyba ewoluować. :-) Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsza niż zakładałam w pierwotnym namyśle. ;-) Nie wiem, jak często będą pojawiały się rozdziały, mam nadzieję, że jak najczęściej, ale jak wiecie, mam dosyć napięty grafik, więc po prostu nie chcę niczego obiecywać. 

Oczywiście, dziękuję za to, że jesteście tutaj ze mną. Nawet, jeśli nie czytaliście PO PROSTU ZOYA, nie powinniście być zagubieni, ponieważ nie będzie tutaj zbyt wielu nawiązań do tej części, a jeśli się pojawią, to z pewnością z wyjaśnieniem. ;-)

Stay tuned guys! 

ZOYA 2.0 POWROTYWhere stories live. Discover now